Michał, jak ty to zrobiłeś, jak ci się udało przejść przez takie piekło i nie zostać diabłem?
To pytanie autorka wspomnień zadała swojemu synowi, zanim go zaadoptowała. Dziecku, które powiedziało, że po śmierci pójdzie prosto do nieba, bo piekło już przeżyło. Ja z kolei nieustannie zadawałam sobie pytanie – jak ta kobieta zrobiła, że udało się jej przejść przez takie piekło systemu adopcji i nie zrezygnować? A mogła na każdym jego etapie. Zwłaszcza że była, tuż po rozwodzie, matką trojga problemowych dzieci – zbuntowanego dwunastolatka Aleksa, siedmioletniego Krystiana z zespołem Downa i trzyletniej adoptowanej Ady z ADHD. Kobietą po epizodzie depresyjnym. Człowiekiem z przekonaniem, że dzieci z domu dziecka to patologia, z którą jej dzieci nie mogą mieć żadnego kontaktu.
Takich uprzedzeń nie miał jej najstarszy syn.
Aleks zaprzyjaźnił się z Michałem z domu dziecka, który coraz częściej zaczął bywać w domu rodzinnym kolegi. Z czasem stał się nieformalnym jego członkiem, a autorka postanowiła ten stan sformalizować.
Chciała Michała zaadoptować.
Od tego momentu opowieść stała się historią o miłości bezwarunkowej i wierze w jej siłę sprawczą. O dwóch podstawowych i niezbędnych „narzędziach” kompetencji w walce z procedurami, złą wolą decydentów oraz systemem instytucji opiekuńczych i adopcyjnych, w którym mało jest ludzi z sercem, a najmniej wśród zakonnic, które prowadziły dom dziecka Michała. Miałam wrażenie, że siedziałam z kobietą, która dokonała cudu. Niemożliwego w walce o dobro dziecka przede wszystkim z ludźmi, którym powinno na tym zależeć i systemem opieki rodzin adopcyjnych, który się w sytuacjach kryzysowych nie sprawdzał.
Dlatego te wspomnienia były pełne skrajnych emocji.
Tych radosnych i tych zabijających tę radość. Sinusoida często meandrowała od sukcesu do porażki, od szczęścia do bólu, od stabilizacji do totalnego zagubienia, od upadku do podnoszenia się z niego. Nie po to, by zniechęcić potencjalnych rodziców do adopcji, ale po to, by pokazać, z czym będą musieli zmierzyć się, by wytrwać nie tylko w procesie adopcji, ale również po. Autorka wielokrotnie podkreślała, ilustrując to dramatycznymi wydarzeniami z życia, że adopcja to nie tylko procedury, ale również nieustanna praca z dzieckiem z syndromem odrzucenia. Nawet jeśli miało tylko dwa miesiące tak, jak jej córka Ada, która pozornie nie powinna pamiętać tego momentu. To dlatego do opowieści o swoich zmaganiach dołączyła również słowa Michała, pokazujące opisywane sytuacje z jego punktu widzenia. Tłumaczące jego wybory i zachowania oraz kłębiące się w nim emocje, zagubienia, nadzieje, lęki i rozczarowania, których sam często nie rozumiał. Spisali te wspomnienia wspólnie z nadzieją, że przełamie stereotypy dotyczące adopcji, a w szczególności adopcji dzieci starszych, by zwrócić uwagę na obszary, które wymagają przemyślenia ze strony ustawodawców oraz osób bezpośrednio odpowiedzialnych za dobro dzieci niemających głosu ani rodziców zdolnych, by o nie zawalczyć.
To również opowieść o niezłomnej i konsekwentnej matce.
O jej wewnętrznych zmaganiach, zwątpieniach i pewności, stawiania sobie barier i granic przed braniem na siebie więcej niż pozwalała na to jej konstrukcja psychofizyczna. O nieustannie zdobywanej wiedzy i świadomości, że żeby zajmować się pokiereszowanym dzieckiem, musisz sama być zdrowa, mieć stabilne poczucie własnej wartości i nosić w sobie bezgraniczne pokłady bezinteresownej miłości. I wreszcie o uważności rozdzielanej między wszystkie dzieci, również z problemami zdrowotnymi i okresem trudnego dojrzewania w przypadku Aleksa.
Ciężka harówka – takiego określenia użyłabym, by podsumować jej przeszłość.
Na dodatek bezwarunkowa i bezinteresowna w miłości. Wręcz misja, o której napisała – Czuję, że moją misją jest posklejanie tego, co popękane, poskładanie tego, co połamane, wzmocnienie tego, co dobre, karmienie tego, co piękne, bo dziecko adoptuje się po to, by towarzyszyć mu w odnajdywaniu siebie i nabieraniu sił, a potem wypuszcza się je na wolność. Tak powinno się kochać każde dziecko, bez względu na to, skąd pochodzi. Tak powinno się kochać każdego człowieka.
Brzmi niemożliwie i jak slogan?
A jednak tego dokonała, stawiając bardzo wysoko poprzeczkę nie tylko rodzicom adopcyjnym, ale każdemu rodzicowi. Jednak nie po to, by zniechęcić, ale by przekazać najważniejszą myśl i bezcenną radę w czasach, w których samotność dzieci jest ich znakiem – Piszę to nie po to, by wpędzać cię, drogi rodzicu, w poczucie winy, ale po to, byś w swoim mocno napiętym grafiku uwzględnił tę niewypowiedzianą potrzebę bycia tuż obok własnego dziecka. Od tego zaczyna się wychowanie.
Bez uważnej obecności w życiu dziecka nie ma wychowania.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Czy mogę ci mówić mamo: prawdziwa historia niezwykłej adopcji – Agata Komorowska, Wydawnictwo Edipresse, 2021, 456 stron, literatura polska.
Autorka o optymizmie.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Pedagogika, Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz