Jak ja mam to pisać? No więc niech będzie, że będę pisał tak, jak się ze mnie leje.
Zastanawiał się autor, uznany dramatopisarz i reżyser teatralny, ale debiutant prozatorski, ogarnięty negatywnymi emocjami. Na przekór przeświadczeniu, że emocje są złymi doradcami, tutaj okazały się główną siłą napędową przelewanych myśli.
I najlepszym sposobem w psychoterapii poukładania ich w sobie.
I w pewnej części ten „potok myśli” albo strumień świadomości po śmierci ojca autora jest również swoistą psychoterapią. Jednak nie o śmierci, ale o procesie odchodzenia, a właściwie o braku możliwości umierania poza tą narzuconą odgórnie i formalnie przez państwo i religię – śmiercią naturalną.
W przypadku ojca autora trzeba byłoby to umieranie ująć w cudzysłów, bo nijak nie przypominało naturalnego. Było zdeformowane, wypaczone, odczłowieczone przez chorobę. Pełne niewyobrażalnego bólu i wycia z cierpienia, które nie uszlachetniało ojca i na które nie zasługiwał. Wręcz przeciwnie. Ucinało dyskusję o wartościach na ten temat jednym zdaniem wypowiedzianym przez syna – jeśli ktoś mi jeszcze kiedyś ośmieli się coś powiedzieć o »pięknym cierpieniu«, ma wpierdol, słowo daję.
Syna interesują fakty!
Fakty, nie wartości! Fakty! Rozmawiajmy o faktach! Jeśli wciąż będziemy ględzić (tak, ględzić, kurwa, i pierdolić) o wartościach, nie ma szans na porozumienie – podkreśla.
A fakty są brutalne.
Zawarł je w dzienniku codziennego zmagania się ojca ze skutkami choroby, któremu ból sadystycznie wydłużał czas cierpienia. Również jemu bliskich współodczuwających. Zwłaszcza syna-narratora, który cierpiał z powodu braku możliwości zakończenia tego cierpienia i poczucia żalu i winy, które doprowadziły go do wściekłości. A one wszystkie zamieniły ją w tekst, który jest również przeprosinami za śmierć w koszmarnych męczarniach. Za to, że nic nie mógł. Że nic nie zrobił, chociaż bardzo chciał.
Więc oto jest.
Kij włożony w mrowisko – gołe, nieuszlachetniające cierpienie pełne łez, kału, moczu i innych wydzielin ciała, bólu, bezsilności i niemocy wobec systemu opieki paliatywnej, traktujące człowieka jak przedmiot.
Dosłownie!
Po tych makabrycznych odsłonach nie sposób zacząć ględzić o wartościach. Zaczyna myśleć się o konkretach i rzeczowej dyskusji na temat eutanazji. Właściwie o wprowadzeniu takiej możliwości dla osób, które nie podzielają ogólnie przyjętego światopoglądu religijnego, a do których autor się zalicza. Dlatego, jak sam podkreśla – Ta książka nie jest więc o ojcu, tylko o cierpieniu.
Cierpieniu, którego nikomu nie życzę, a zwłaszcza sobie.
To również obraz człowieka intelektualisty z ukształtowanym światopoglądem, z którym życie we współczesnej Polsce przypomina egzystencję w absurdzie. Żeby te emocje mu towarzyszące podczas choroby ojca bardziej przybliżyć, umieszcza w dzienniku tekst o Stanisławie Lemie i Philipie Dicku pokazujący absurdy życia w państwie totalitarnym, jakim był komunizm. To mocne porównanie, ale bardzo adekwatne. Jego zaletą jest spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość człowieka, który dostrzega pręty klatki i punktuje je. Jednak żeby je zauważyć, trzeba pracować nad wyostrzeniem „wzroku”, czyli rozumu. A potem cierpieć w klatce, którą właśnie się zauważyło. Wbrew pozorom to nie demotywacja. Wręcz przeciwnie – motywowanie do wychodzenia z naszego matriksu, poprzez sięganie po dobra podsuwane przez kulturę, na które powołuje się autor – filmy, dramaty, muzyka czy literatura. Nieustanna praca nad sobą i samorozwój to klucz do zmiany rzeczywistości.
Dziennik zamykają wspomnienia babci Halinki.
Pozornie niezwiązane z pozostałą treścią, ale tytuł rozdziału wszystko wyjaśnia – Pradziadek mojej wolności. Po jego przeczytaniu wolność autora można spokojnie ubrać w cudzysłów.
„Wolność” – tak brzmi ona w Polsce dla wielu. Bardzo wielu. Niektórzy nie widzą lub nie chcą widzieć tego cudzysłowu zamknięci w przyjemnej strefie komfortu.
Do czasu, gdy zapuka do nich cierpienie i zmusi do bycia jego „bohaterem” w świetle obowiązującego prawa.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję – Mateusz Pakuła, Wydawnictwo Nisza, 2021, 224 strony, literatura polska.
Wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz