Poznacie dwie wersje tej historii.
To pierwsze zdanie otwierające opowieść wtłoczyło mnie między walczące o swoją rację kobiety.
Lucy zapewniała – Musicie jednak wiedzieć, że Mary kłamie. Dlatego nie wierzcie jej, nie wierzcie w ani jedno słowo. Tylko moja opowieść jest prawdziwa.
Mary z kolei zapewniała – Każde słowo, które wypluwa z siebie Lucy, jest kłamstwem. Weźcie jej łgarstwa i spalcie, a popiół zakopcie. Nie wierzcie jej: wtedy, teraz, nigdy. Usłyszycie ode mnie prawdę na temat tego, co zaszło; nie jedną z wersji zdarzeń, prawdę.
Przyczyna ich stanowczych (to za mało powiedziane!) postaw była poważna.
Zaginął Tom.
Mąż Lucy i brat Mary. Pojechał wraz z żoną do domku letniskowego położonego blisko lasu. Nie wrócił z niego po wycieczce, na którą wybrał się z żoną. Lucy utrzymywała, że nie wie, co stało się z nim, ponieważ w połowie trasy zwichnęła kostkę i zawróciła do domku, oczekując w nim męża. Mary oskarżyła kobietę o morderstwo jej brata.
Która z nich mówiła prawdę?
To pytanie towarzyszyło mi prawie do końca naprzemiennie opowiadanych zdarzeń przez wrogo nastawione do siebie kobiety. Prawie, bo w międzyczasie sprawa się wyjaśniła, ale nie do końca. Miałam wrażenie, że wręcz jeszcze bardziej się skomplikowała. Mimo że uważnie przyglądałam się obu narratorkom zdarzeń. Analizowałam ich życie piętnowane nawzajem, przeszłość wywlekaną przez obie, sposób myślenia i zachowania, a przede wszystkim argumentowania.
Były w tym wszystkim bardzo różne.
Autorka obdarzyła Lucy osobowością spokojną, ale bez leków antydepresyjnych (sic!), wpadała w zniecierpliwienie, a nawet agresję.
Mary była jej przeciwieństwem. Osobą raptowną, mściwą, zazdrosną, mówiącą wprost, impulsywną i pełną rozsadzającą ją energii, którą czułam w zdaniach wypowiadanych z szybkością karabinu, ale jasno i logicznie myślącą. Jak na tak „spontaniczną” osobę, aż dziwne wydawało mi się, że nie używa wulgaryzmów, ograniczając się do wyzwiska „suka”. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś to napiszę – brakowało mi ich w jej wypowiedziach!
Byłam rozdarta!
Za każdą przemawiały plusy i minusy dramatycznej sytuacji oraz postawy, które przyjęły w obliczu tragedii zaginięcia (lub morderstwa według Mary) ukochanego męża i brata. Nieustannie towarzyszyło mi słowo, które lubił powtarzać Tom – transmogryfikacja. Zmienność, transformacja, stawanie się, przeistaczanie i każdy inny synonim, który pasował do całej tej historii, wydającej się za każdym razem inną i odmienną po wysłuchaniu kolejnej wersji jednej z kobiet.
Miałam wrażenie, że autorka stworzyła inteligentny labirynt kłamstw bez wyjścia, bo stale zmieniał układ swoich korytarzy. A jednak było! Śledczy wypunktowali mi wszystkie moje błędy w rozumowaniu. Wskazówki leżały pod ręką, w widocznym miejscu, a mimo to poddałam się sugestiom obu kobiet. Może sprawiła to sama przyjemność obserwowania walki Mary z Lucy pełnej szalonej nienawiści, złośliwości i zajadłości generujących absurdalne i groteskowe zachowania, które mnie bawiły. Ta lekka nuta ironii i sarkastycznych komentarzy wobec siebie lekko mnie zwiodła, bo zakończenie już nie było do śmiechu.
Zaskoczyło mnie i trochę przeraziło, bo po raz kolejny przekonałam się, że nigdy nie wiadomo do czego jest się zdolnym, dopóki nie zacznie się tego robić.
Jest okazja sprawdzić się w roli przysięgłego. Zapewniam, że łatwo nie będzie, ale za to gwarantuję rewelacyjną zabawę!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Nie wierzcie jej – Jane Heafield, przełożył Jacek Żóławnik, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2022, 384 strony, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz