Dom opowie im, co się wydarzyło. Wszystko tutaj pragnie opowiedzieć swoją historię.
Te pierwsze intrygujące zdania rozpoczęły obłędną historię, bo dom był cały we krwi. Wyglądał jak pobojowisko po porachunkach między rozjuszonymi zwierzętami. Wszędzie widać było ślady walki – na dywanie i ścianach widać czerwone plamy, w powietrzu czuć krew. Smród śmierci i płynów ustrojowych zmuszał przybyłych na miejsce rzezi policjantów do oddychania przez usta, którzy gdzieś między krwawymi framugami i zbryzganym blatem kuchennym wypatrzyli nieruchome ciało młodej kobiety.
Ellie.
Dwudziestotrzyletniej narratorki, która godzina po godzinie opowiedziała wszystko to, co wydarzyło się w domu na uboczu. W leśnej głuszy gdzieś nad zatoką Chesapeake. Ellie dokładnie zaplanowała ten wspólny wypad z ukochanym Stevenem. Nie przeszkadzała im siedemnastoletnia różnica wieku ani pozycja zawodowa. On był szanowanym wykładowcą literatury, a ona studentką.
Najważniejsze, że się kochali.
To wystarczało im do pełni szczęścia. No może poza brakującym czasem dla siebie. Te trzy dni poza miasto, nareszcie tylko ze sobą z dala od cywilizacji, obowiązków, elektroniki i wścibskich obserwatorów ich miłosnych uniesień, miało im to zrekompensować.
Nikt tylko my.
Tak nieustannie powtarzała szczęśliwa Ellie, której bardzo zależało, by plan się powiódł. By nikt i nic go nie zakłóciło.
To, co wydarzyło się potem, przerosło moje oczekiwania!
Czytający Misery Stephena Kinga, mogą sobie wyobrazić początek tego horroru. Ci, którzy jej nie czytali, tym większą frajdę i satysfakcję będą mieli.
Mnie porwała i oczarowała od pierwszej strony!
Poprowadzeniem fabuły, w której napięcie rosło wraz z odkrywanymi, szokującymi tajemnicami i faktami z przeszłości pary kochanków, prowadzące do krwawych scen z prologu. Scenariusz zdarzeń powoli zmieniał się ze strony na stronę, przeistaczając nastrojowy romans w walkę na śmierć i życie w trzech aktach-rozdziałach. Również pokazując psychologiczne studium bohaterów, jakie rozpisała autorka dla Ellie i Stevena, mocno oparte na doświadczeniach własnych oraz innych kobiet.
Molestowaniu nieletnich dziewcząt.
To temat główny i wynikające z niego przesłanie tej historii, która się nadal wydarza. Nadal trwa. Autorka świadomie „uciekła” z sali sądowej, zrezygnowała z formalnego dochodzenia i prawnego szukania zadośćuczynienia krzywdom. Stworzyła alternatywną, zbuntowaną opowieść, w której kobieta sama je egzekwuje. Na własnych zasadach. Według własnego scenariusza, zaprzeczając znanemu powiedzeniu – mówią, że prawda nas wyzwoli, dodając – są w błędzie. Scena, która rozpoczyna ten obłędnie dobry thriller psychologiczny, również go zamyka, tworząc klamrę dramatu, ale z małym, lecz wzbudzającym poczucie grozy dodatkiem. Zakończeniem uzasadniającym, dlaczego wendeta, zemsta i samosąd są lepsze od oficjalnej drogi dochodzenia do sprawiedliwości, zmieniając znaczenia pozornie słodkiego tytułu nikt tylko my na złowieszczy i złowróżbny. Najgorsze było to, że przyznałam jej całkowitą rację… Doprowadziła mnie do takiej furii wobec skali problemu, że nie byłam w stanie powiedzieć jej – nie. Przeciwstawić się jej argumentom i sile przekonywania.
Stałam się Ellie!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Nikt tylko my – Laure van Rensburg, przełożyła Anna Rajca, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2022, 352 strony, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz