Rana jest piękna.
Ileż treści kryje się za tą krótką myślą wybrzmiewającą w pierwszym słyszeniu! A ile w niej emocji! Sprzecznych. Idealnie pasująca do tego zbiorczego tomiku poezji i z niego wyłowiona. Z wiersza bez tytułu, bo takich jest w nim większość. Pochodzących z dwóch wcześniej wydanych tomików – Ciemnia i Tkanka i pod takimiż tytułami tutaj umieszczonych, ale uzupełnionych o kolejne, anonsowane przez zbiorczy tytuł – Z nowych wierszy.
Uniwersalnych w tematyce.
Ascetycznych w formie, bo rzadko obszernych. Częściej dwu lub jednozwrotkowych, a nawet dwuwersowych. Oszczędnych w ilości słów, za to brzemiennych skojarzeniami, esencjonalnych myślami i gęstych emocjami. Pełne metafor i elementów metafizycznych łamiących schematy oraz szablony myślowe i wprowadzające realizm magiczny. Zmuszające do wyjścia z utartej ścieżki dobrze znanych pojęć, by w ich dychotomii, wzajemnym wykluczaniu się i antagonizmie odnaleźć symbiozę oraz współistnienie w oksymoronicznej niemożności, formalnie odrzucanej w gramatyce przez językoznawców. Bo jak można jednocześnie pójść w dwóch różnych kierunkach? Tutaj można, a nawet trzeba, by doznać nowego i nieprawdopodobnego. Wierszy próbujących może nie tyle odpowiedzieć na stawiane pytania, ile wypowiedzieć je, sformułować językiem plastycznie dopasowywanym do przekazu faktów z szeroko pojętej egzystencji człowieczej. Językiem bardzo osobistym. Wydawałoby się hermetycznym i niezrozumiałym, ale nie o zrozumienie tutaj chodzi, a o ten dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa oznaczający jedno – to moje słowa dotąd niewypowiedziane, mój wiersz słyszany dotąd w duszy i ciepło w sercu pojawiające się w momencie wspólnoty uczuć – autora i czytelnika. To język emocji jest w nich najważniejszy, bo nieuzurpujący sobie prawa do jedynej słusznej interpretacji. Słowo ze swoją zawartością jest tylko punktem wyjścia i wejścia do krainy emocji, w której odnajduje się momenty styczne. To przestrzeń pozostawiona przez autorkę czytelnikowi, w której wchodzi z nim w interakcje zaraz po wybrzmieniu ostatniego wersu, zdania, słowa, po którym nie ma kropki, za to jest zachęta w postaci – A potem całkiem znienacka, to… „To” stające się również moim, a jednocześnie darem możliwości dopowiedzenia przez mnie od autorki. Mogłam współbrzmieć, bo byłam, jak bohaterowie wierszy – nikim i każdym, nim, nią lub mną. Mogłam łatwo utożsamić się z nimi i ich przeżyciami. Autorka namawiała również do wynurzenia się z otoczenia, rzeczywistości i spojrzenia na nie z dystansu – Patrz z daleka: też na to, do czego ci blisko. / Patrz z daleka na wszystko. Bo rzeczy są małe. A zwłaszcza na życie i to, co w nim nas spotyka i co w nim przeżywamy.
Takie też były te wiersze.
Wycinki szczegółów wziętych z uważnej obserwacji ogółu zakończone zdaniem wydawałoby się zamykającym, ale jednocześnie pozostawionym czytelnikowi w zawieszeniu, które dopominało się o kontynuację przez odbiorcę. Przyciągało bogatą pożywką treści – myśli, skojarzeń, doświadczeń, odczuć. Autorka dawała klucz do może zamkniętej wyobraźni? Może polemiki własnej i z wcześniej czytanymi wierszami innych poetów? Bo niby te same tematy życiowe, ale inaczej podane, z innej perspektywy.
Przede wszystkim odmiennym językiem narracji.
To on jest dla mnie w poezji definiującymi go liniami papilarnymi. Tutaj kochającym nieoczywistość, niedookreśloność, giętkość, niedosłowność, wieloznaczność, a przede wszystkim zestawianie ze sobą sprzeczności pojęć, by osiągać zaskoczenie dwoistości w jednym, kiedy czyta się – ktoś kocha nas na pewno chyba na jednym wydechu. Można tak? Na pewno można pokazać, jak czyni to autorka, niemożliwe możliwym, nieprawdopodobne prawdopodobnym, a nierzeczywiste rzeczywistym, bo w tej samej kobiecie, która wie: / jest ich tyle, co liter w imieniu. To dlatego śmierć z dystansu tworzonym przez precyzyjnie dobrane słowa i środki stylistyczne stawała się znośna, a życie piękne – Śpiewnie wiedzie się każdy dzień / ku swojej skończoności: kropce pierwszej gwiazdy. Miłość nie ma nic ze złudnego romantyzmu, bo dziwne, że tym się okazała: / ty, ledwie punkt na mapie, ja, co na ciebie patrzę. Ludzie w swej kruchości to szybko zużywający się „parciany” materiał. Życie to huśtawka, na której niebezpieczna, bezpieczna/ jest podróż do góry – na dół. Los, przeznaczenie to w kieszeni kamyk, który w nocy / zamienia się w kamień, głaz / który się toczy na mnie, co czekam / u podnóża góry. Grzech zawsze się zdarzy, bo zdarzy się przypadkiem. Grzech zdarzy się na ostatniej / prostej tuż koło domu. Codzienność to trud wykonania zadania – robienia miejsca: daremności, dla bolenia, temu, co się już nie stanie. Jednym zdaniem – życie ubrane w słowa, z emocjami pod spodem.
Piękna rana przez nas pielęgnowana.
Czasami od nas niezależnie, często dla własnej, masochistycznej lub sadystycznej przyjemności i na własne życzenie, bo rana tu rządzi: ona będzie mówić, / ty będziesz słuchać jej cierpkiej czerwieni, / aż się z własnego zachcenia nie zamknie. Jątrzona przekonaniem, że mój los, kiedy się nudzi, bawi się dźwigniami/ zwodzonych mostów. To dlatego tak silnie wybrzmiewał w tych wierszach dystans jako sposób na nazwanie odczuwanych emocji, ułożenie ich w sobie, przyjrzenie się im z boku, a przez to ostateczne ukojenie, złapanie równowagi, balansu wiecznej huśtawki i odnalezieniu w sobie dziecka, bo wystarczy spojrzeć: on jest poza tym wszystkim. / On jeden będzie wyjęty spod tej surowej reguły, / której ty się wypłacasz. Warto spróbować, zwłaszcza że nasz czas trwa krótko i wszystkie, liczne sposoby, jakie znamy i stosujemy, mogą tylko odrobinę wydłużyć drogę ku kropce pierwszej gwiazdy, ale nie zmienić lub unicestwić.
…aż dziw, że nie potrafią/ ocalić nas! – chciałoby się dodać za autorką.
To dlatego też ten zbiorek otulony jest w okładkę-opatrunek, bo pokrytą drobną siateczką z białych nitek niczym medyczna gaza, a lecznicza rola tytułowych roślin silnie kojarzy się z leczeniem zadrapań, stłuczeń i stanów zapalnych. A pod tą zewnętrzną warstwą do odkrycia tyle znaczeń, przeżyć, emocji i pewności/niepewności jej gojenia/jątrzenia…
Ja odnalazłam w nich przede wszystkim kobietę.
Ich wielość w jednej i jedną w wielu. Tytanicznie silnej pomimo ran zadanych przez życie, w której obliczu posiadanej mocy nawet śmierć traci pewność. Taką widziałam ją w wielu odsłonach wierszy, a szczególnie w podrozdziale One. Jednak najbliższy mojemu sercu był ostatni, dwuwersowy – Niesyte, zaiste, jest serce / dziewczynki, co idzie ulicą. Z prowokującym myśli brakiem kropki na końcu wiersza, bo może to nowy sposób na to całe wszystko? A przynajmniej przypomnienie o niej we mnie, bo mimo wszystko chcę, żebyś wiedziała: ktoś cię maluje teraz, / nie jesteś postradana – zapewnia narrator. Bo tylko ty siebie samą możesz wpuścić do krewnej ciemni serca. Te wiersze niczym stany emocjonalne tylko w tym czule i delikatnie pomogą odnaleźć się i siebie w nich, ku ukojeniu.
Mam wrażenie, że to poetycka wersja prozatorskiej Czułej Przewodniczki tej autorki.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Krwawnik, mniszek, ułudka – Natalia de Barbaro, Wydawnictwo Agora, 2021, 120 stron, literatura polska.
Tutaj można wysłuchać kilku wierszy czytanych przez autorkę.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Poezja
Dodaj komentarz