Chcę, żebyście obiecały mi i sobie nawzajem, że każda z was zawsze będzie dbać o siostry. Że zawsze będziecie troszczyć się o siebie nawzajem, bez względu na wszystko. Że nie pozwolicie, by cokolwiek was rozdzieliło.
O to poprosił swoje trzy córki ich ojciec Menachem Meller przed swoją śmiercią. Najstarsza Cibi miała wtedy siedem lat, młodsza Magda 5 lat, a najmłodsza Livi trzy lata. Może zaskakiwać tak poważny wymóg wobec tak małych dzieci. Wydawałoby się bardzo niedojrzałych do świadomego składania obietnic takiej wagi, ale cała ta opowieść o trzech siostrach przesiąknięta jest wyjątkowością, nietypowością czasów, wyborów i zachowań, na które miały wpływ intuicja, prorocze sny, szczęście, zbieg okoliczności, przypadek, a może z góry przesądzony los, bo miały przeżyć. Być może ojciec to przeczuwał?
Nadchodził czas piekła.
Dziewczyny w czasie niemieckiej okupacji Słowacji, w rodzinnym Vranovie, były już nastolatkami, ale ich młodociany wiek nie uchronił przed nacjonalistyczną działalnością Gwardii Hlinki, która wyłapywała Żydów do obozów koncentracyjnych. Z ich wskazania i nakazu w kwietniu 1942 roku do Auschwitz najpierw trafiła Livi i Cibi, która poszła za najmłodszą siostrą dobrowolnie. Magda dołączyła do sióstr na rok przed wyzwoleniem obozu. W styczniu 1945 roku całą trójkę wywieziono do Ravensbrück, z którego wyruszyły w konwojowanym marszu śmierci, uciekając jednak z niego. Ich katorżniczy pobyt i drogę śmierci autorka ukazała w całej brutalności realiów obozowych, podkreślając cud przeżycia ochronną siłą więzi siostrzanej, która nie tylko łagodziła ból i cierpienie, ale przede wszystkim wiele razy ratowała przed torturami, wyczerpującą pracą, głodem czy śmiercią. Również przed załamaniem psychicznym. Livi i Cibi chciały popełnić samobójstwo, rzucając się na druty obozowe pod wysokim napięciem. Nic dziwnego. Były świadkami idących do komory gazowej własnej matki i dziadka, mogąc ich tylko odprowadzić wzrokiem, bo stały po drugiej stronie drutów oddzielających je od rampy przeładunkowej i miejsca selekcji przyjeżdżających ludzi w bydlęcych wagonach.
Jednak dla mnie równie ważna była druga część opowieści – poobozowa.
Powrót z zagłady do normalnego życia. Już w Palestynie, do której uciekły z komunistycznej i antysemickiej Słowacji. Autorka z ogromną wrażliwością i empatią ukazała mało rozwijany, bo tylko sygnalizowany wątek w literaturze obozowej – poczucie winy ocalonych. Tej z reguły dotyczącej wszystkich ofiar Holokaustu, bo przeżyli, gdy inni zginęli i tej osobistej – z jakiego konkretnego powodu przeżyli. Losy poszczególnych bohaterów tej historii, kobiet, a potem ich mężów, ukazywały traumę psychiczną, z którą borykali się ocalali do końca życia. To tutaj zrozumiałam, skąd i dlaczego brało się to wielkie poczucie winy utrudniające, a nawet niepozwalające odbudowywać szczęśliwego życia od nowa, a które uważałam do tej pory ze swojego punktu widzenia za absurdalne. To tutaj zrozumiałam istotę poczucia winy ofiary i problem, z jakim mierzyli się byli więźniowie obozów koncentracyjnych.
To ogromny atut tej książki.
Autorka pisała ją dwa lata, tworząc opowieść na bazie wspomnień żyjących jeszcze sióstr. Iskrą do jej powstania był mejl do autorki od Pam, synowej Livi, która wraz z mężem podarowała teściowej egzemplarz „Tatuażysty z Auschwitz”. Livi rozpoznała w niej głównych bohaterów – Lalego i Gitę, koleżankę ze szkoły z rodzinnej miejscowości. Autorka odpowiedziała – Co mogłam zrobić? Wsiadłam do samolotu do Tel Awiwu, gdzie poznałam Livi i Magdę, i usłyszałam niesamowitą historię… I tak powstała trzecia część trylogii bardzo zazębiająca się miejscem akcji i bohaterami z Tatuażysty z Auschwitz i Podróży Cilki. W trzeciej części napotykałam fragmenty, w których pojawiali się bohaterowie z wcześniejszych opowieści. Rozpoznałam również Malę Zimetbaum i Edka Galińskiego. Parę zakochanych, która uciekła z obozu bez powodzenia, a ich historię poznałam w Miłości w Auschwitz zrekonstruowaną przez Francescę Paci. Jak napisała autorka w posłowiu – W oficjalnych dokumentach pojawiają się różne relacje o śmierci Mali. Livi potwierdza wersję, że wykrwawiła się na taczce, którą wieziono ją do krematorium. Livi wiozła swoją wybawicielkę, która uratowała jej życie. Mogła tylko w akcie miłosierdzia oszczędzić jej cierpienia i wieźć ją tak wolno, by zmarła z upływu krwi (Mala podcięła sobie żyły podczas apelu na oczach wszystkich zgromadzonych), zanim zacznie się palić w krematoryjnym piecu, bo spłonięcia żywcem domagała się nadzorczyni, jako kary za ucieczkę. Świat obozów zaczyna robić się coraz bardziej rozpoznawalny dzięki właśnie takim kolejnym nieznanym historiom wydobywanym z niepamięci. Coraz bardziej dzięki temu weryfikowalny i konfrontujący nowe fakty w obliczu wspomnień coraz to nowych świadków. I chociażby dlatego warto wydawać i czytać kolejne wersje pamięci, układające całościowy obraz Holokaustu, który jedna z sióstr podsumowała – Moja rodzina to moje zwycięstwo. A pamięć o tym następnych pokoleń gwarancją niepowtarzania błędów?
Taką mam przynajmniej nadzieję.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Trzy siostry – Heather Morris, przełożyła Kaja Gucio, Wydawnictwo Marginesy, 2021, 424 strony, literatura australijska.
Autorka o książce.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna, Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz