Dwudziestego drugiego grudnia, dwa dni przed Wigilią, Antoni Pietrasik wyszedł z domu, kupił w sklepie pół litra wódki i zniknął.
Taką informację otrzymał od córki zaginionego podinspektor Nikifor Poradecki. Niechętnie wybrał się do miejsca zdarzenia w Cmentarnej Górze. Wsi, z której pochodził. Dawno tam nie był, a poza tym czas przedświąteczny nie był najlepszy na prowadzenie dochodzenia. Nie przypuszczał jednak, że jedno zaginięcie wywoła aż taką lawinę przerażających i niebezpiecznych wydarzeń, w których będzie musiał walczyć o własne życie, a próba dotarcia do prawdy ujawni sprawy zaszłe sprzed ćwierćwiecza. Wszystkie umarzane lub zamykane. Nikifor powoli zaczynał rozumieć, że Cmentarna Góra zasłużyła na swoją mroczną nazwę, a ciąg dokonanych w niej doskonałych zbrodni, o których nikt nie słyszał albo nie chciał słyszeć, wyraźnie wskazywał na fakt, że „od dwudziestu, może trzydziestu lat po wsi grasuje seryjny morderca, policja jest bezradna, być może kryje go nawet, nikt nic nie wie, żadnego świadka, żadnych śladów, żadnych plotek”. Nikifor dobrze przeczuwał, że właśnie jedzie na spotkanie czegoś, co w niedalekiej Cmentarnej Górze, wsi pośród pól i lasów, wsi jego dzieciństwa, czai się niezauważone. Od dawna.
I musiał temu czemuś – demonowi?, mordercy? – spojrzeć w oczy.
Autor stworzył bardzo gęstą od emocji opowieść o ludziach budujących upiorną teraźniejszość na trupach z przeszłości. Dosłownie i w przenośni. W ponurej wsi malowniczo oddanej w tej mroczności, nad którą ciążyła klątwa samobójców, a którą jedni wyjaśniali przekonaniem, że ludzie giną, że ich w lesie znajdują, że się młodzi wieszają, że mór gniazdo tu sobie uwił i co jakiś czas wyłazi. Drudzy racjonalizowali – A według mnie to wszystko sobacze gówno jest, ja panom powiem. Żaden demon, żaden psychopata. To przez kurestwo, proszę ja panów, całe to nieszczęście we wsi… Z tych skrajnych opinii Nikifor zaczynał powoli odtwarzać i podążać meandrami skomplikowanych koneksji, osobistych zależności, toksycznych animozji, biznesowych zależności, rodzinnych powiązań pulsujących tajemnicami i sekretami z polityką i wojenną przeszłością w tle. Mimo tej wielości i różnorodności bohaterów, każdy był charakterystyczny, z pełnym biogramem, z odrębnym sposobem zachowania się, ubioru, sposobu wysławiania się i mówienia. Ich wypowiedzi autor uzupełniał wspomnieniami Nikifora, które z czasem z sentymentalnych retrospekcji zaczynały stawać się kluczowymi w rozwikłaniu sprawy.
Właściwie wielu spraw.
To wielowątkowa opowieść na różnych poziomach nie tylko kryminalnym, ale również psychologicznym, społecznym, moralnym, ezoterycznym, a nawet historycznym. To one przeplatały i splatały te poziomy, jednocześnie łącząc przeszłość z teraźniejszością. Ostatecznie odtwarzając obraz społeczności wiejskiej, która budowała życie na złu z przeszłości, przykrywając to zmową milczenia. Autor, przedstawiając ten obraz, był bardzo dokładny i drobiazgowy. Ujawnił w nim zdolność uważnego obserwatora z niezwykłą umiejętnością zamiany widzianego otoczenia w słowa, odtwarzając go cegiełka po cegiełce w mojej wyobraźni. To te umiejętności tworzyły niezwykłą atmosferę wsi, potęgując jej namacalną grozę, wyczuwalne napięcie, ogarniającą niepewność i jednocześnie fascynację pięknem miejsca na granicy turpizmu. Pomimo upiorności krajobrazów i opisywanych scen, z których autor wydobywał „z ciemności unoszone w powietrze drobinki kurzu, kawałki potłuczonego szkła na podłodze, zaschnięte skorupy owadów, martwe ćmy, rysy w ścianach, wyłażącą z nich pleśń oraz całą gamę niewidocznie normalnie plam i pęknięć”.
Uwielbiałam tę sensualną zmysłowość!
Wprawiała mnie w dysonans postaw. Z jednej strony brzydziłam się, a z drugiej strony chciałam tam być fizycznie. Do tego dołączył nastrój magii świąt, choinki i wszechobecnego śniegu. Czas przebaczania i pojednania, który autor wybrał świadomie, a co tak naprawdę wywołało „zło z lasu”, z którym musieli zmierzyć się wszyscy bohaterowie (włącznie z Nikiforem) opowieści niby kryminalnej, ale z elementami thrillera i odrobiną grozy. Piotr Werner, śledczy przysłany odgórnie do pomocy w coraz bardziej komplikującej się sprawie, podsumował zaistniałą sytuację tak – Zło odciska się piętnem. I nigdy nie znika bezpowrotnie. Powraca, wzmocnione po latach, i uderza ponownie. Tamtego świątecznego tygodnia wróciło i jak tsunami zmyło wszystko, co napotkało na swojej drodze.
To w tych słowach autor ukrył przesłanie tej powieści.
Pokazał proces osuwania się budowanej latami na bazie strachu morderczej lawiny wywołanej przypadkowo rzuconym kamieniem. Zaginięcie Antoniego było takim przypadkiem, a może nie. Może nieuchronnością konsekwencji i koniecznością ich ponoszenia.
Jestem zachwycona tym debiutem!
Powieścią na poziomie dojrzałego pisarstwa o wypracowanym warsztacie. Jest w niej wszystko to, czego oczekuje się od bardzo dobrej opowieści – skupia uwagę, buduje atmosferę, zaciekawia bohaterami, pędzi dynamiką zdarzeń, wzbudza niepewność ostrymi zakrętami nagłych zmian, pochłania opisami miejsc zdarzeń (to szczególnie!) i gorączkowym szukaniem odpowiedzi na pytanie – kto?, dostarczając nie tylko świetnej rozrywki, ale również problemu do przemyślenia tuż przed zbliżającymi się świętami. Warto zapamiętać to nazwisko, bo czuję, że jeśli autor utrzyma poziom, ma szansę zaistnieć w czołówce najlepszych pisarzy tego gatunku (taką mam nadzieję, za co trzymam mocno kciuki!), a przynajmniej grono wiernych fanów.
Jedną fankę już ma!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zło w Cmentarnej Górze – Konrad Chęciński, Wydawnictwo Mova, Wydawnictwo Kobiece, 2021, 512 stron, literatura polska.
Zwiastun książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz