Po co książka, skoro autor stworzył film dokumentalny pod tym samym tytułem?
Zwłaszcza że dokument był zauważony przez opinię publiczną, bo po jego emisji w listopadzie 2020 roku rozpętała się burza na argumenty między zwolennikami głównego bohatera a jego przeciwnikami, wśród których, tych ostatnich, nie brakowało osób w koloratkach. A dokładniej wokół prawdy, za którą stał i do której kardynał bronił prawa wszystkim.
Można, a nawet trzeba zadać sobie postawione na początku pytanie.
Odpowiedział na nie ksiądz prof. Andrzej Kobyliński w wywiadzie dla portalu Wirtualna Polska – Bez nacisku opinii publicznej komisja do zbadania sprawy kard. Dziwisza nie powstanie. Z kolei w tym reportażu wyjaśnia, dlaczego – W żadnym kraju na świecie Kościół nie rozwiązał tego problemu sam. Wszędzie musiała być presja społeczna, pomoc organów ścigania, no i przede wszystkim dziennikarskie śledztwa. To pokazuje głęboki kryzys moralny współczesnego Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie.
Smutny fakt!
Stąd kolejny „nacisk” tym razem w formie reportażu, bo należy, a nawet trzeba pomagać „sprawiedliwym” w strukturach Kościoła, jak ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski czy dominikanin ojciec Paweł Gałużyński, którym, i im podobnym, kardynał Stanisław Dziwisz blokuje i utrudnia drogę do prawdy.
Główny bohater tego reportażu.
Człowiek, który zauroczył mnie sposobem swoich działań i jego skutecznością. Z jednej strony byłam nim zachwycona jako idealnym konstruktem systemu, a z drugiej przerażona. Ta mieszanka emocji towarzyszyła mi do ostatniej strony. Autor nie rościł sobie prawa do narzucenia mi swojej opinii, dlatego całkowicie usunął się w cień. Przypominało to metodę stosowaną w filmie, w którym reżyser stoi za kamerą, a przed nią wypowiadają się tylko bohaterowie. Dokładnie tę samą metodę przyjął w tym reportażu – oddał głos ofiarom wykorzystywanym seksualnie oraz sprawiedliwym w Kościele i poza nim – którzy nie obawiają się zadawać trudnych pytań i niestrudzenie, uczciwie szukają na nie odpowiedzi. Za którymi stoi autorytet, fakty, świadkowie i dokumenty. To oni swoją wiedzą obserwatorów lub uczestników opisywanych zdarzeń pomagali mi budować drugą twarz kardynała Stanisława Dziwisza ukrytą pod postacią dobrotliwie wyglądającego staruszka promieniejącego odbitym blaskiem Jana Pawła II. Przyglądałam się jego drodze awansu w hierarchii kościelnej od wikariusza w Makowie Podhalańskim do Don Stanislao w Watykanie, prawie czterdziestoletniemu sekretarzowaniu najpierw Karolowi Wojtyle, a potem papieżowi, postawie wobec zgłaszanych problemów, decyzjom podejmowanym po powrocie do Polski opisywanych przez dziennikarzy, księży, skrzywdzonych i przyjaciół Karola Wojtyły, dochodząc do wniosku, że rację miał Frédéric Martel, pisząc w czytanej przeze mnie Sodomie – Kiedy mowa o skandalach wykorzystywania seksualnego, czy to Meksyk, Stany Zjednoczone, Irlandia, Austria, Chile, Brazylia, Argentyna czy Francja – wszystkie drogi prowadzą do Dziwisza.
Autor reportażu te drogi odtworzył słowami swoich bohaterów.
Jakiejkolwiek skandalicznej sprawie w Watykanie lub Polsce autor nie przyjrzałby się z bliska, zawsze na jej końcu pojawiało się nazwisko kardynała S. Dziwisza. Jakiegokolwiek negatywnie zapisanego w Kościele nazwiska nie wywołałby do tablicy, zawsze powiązane było z kardynałem S. Dziwiszem. Na pytania o nie niezmiennie zasłaniał się niepamięcią lub niewiedzą. Ta defensywna, wycofana, bierna, ale mocno asertywna postawa ukrywania się na dodatek za plecami Jana Pawła II, już sama w sobie czyniła kardynała podejrzanym. Autor świetnie pokazał narodziny tej postawy, jako efekt warunków, czynników i zasad obowiązujących w tak zwanej kulturze klerykalnej z zawsze wiążącą omertą, czyli zmową milczenia. Zarzuty, jakie padały pod jego adresem, przerażają, a z poczciwego staruszka z dobrotliwym uśmiechem na przyjaznej twarzy, zaczęła powoli wyłaniać się osobowość chciwego materialisty, bo trudno być dobrym w systemie, który jest zły. Ten system tworzy potwory.
Stanisław Dziwisz dla mnie okazał się takim potworem.
Nie boję się użyć tego określenia, bo daleka jestem od dyplomatycznych ujęć w przypadku zła ukrytego pod postacią dobra i czynienia dobra wyrosłego na cierpieniu i bólu innych. Zła, które na chwilę, przyparty do muru pytaniami, ukazał w jednym, ale wymownym zdaniu – Gdyby pan wiedział, jak sprawa wyglądała, toby nigdy nie starał się w tej sprawie uczestniczyć. Dojście do sedna tej myśli to jedno, co autor zresztą próbował uczynić.
Mnie zmartwił inny problem zasygnalizowany przez przyjaciół Karola Wojtyły.
Nieugięta postawa kardynała jako kustosza spuścizny po papieżu, niedopuszczająca do niej nikogo. Nadająca sobie prawo do jego dysponowania, czyniąc nieodwracalne spustoszenie w dokumentach i rękopisach, bo tak naprawdę nie pełni funkcji kustosza dziedzictwa intelektualnego, ale pamiątek po nim, podsycając kult relikwii bliższy pobożności ludowej – jak określił tę działalność Marek Zając, były dziennikarz Tygodnika Powszechnego. Monetyzując pamięć po papieżu, przyjął rolę odpustowego sprzedawcy, który buduje sobie pomnik dobrej pamięci i miejsce pochówku w krakowskich Łagiewnikach, wznoszonego jako pomnik Jana Pawła II.
Głęboko żenująca postawa i sytuacja… mam wrażenie człowieka zdesperowanego.
Jeśli kardynałowi to uda się, to będziemy mieć sytuację podobną do sytuacji prałata Jankowskiego. Tym razem w skali Europy i świata. Frédéric Martel cytowany w reportażu przestrzega wprost – On jest znienawidzony na całym świecie. Historia zapamięta go jako czarny charakter Kościoła katolickiego, dodając – Kardynał Dziwisz musi zacząć mówić. […] W przeciwnym razie w krajach Ameryki Łacińskiej, ale także w Europie Zachodniej już dziś mamy do czynienia z rosnącym w siłę ruchem domagającym się dekanonizacji Jana Pawła II. Ci ludzie chcą, by pozbawiono go tytułu świętego.
Na końcu reportażu pojawia się i głos kardynała.
Na zadane pytania odpowiedział – Nie, nie widziałem. Nie wiem. Rozmowy sobie na ten temat nie przypominam. Bardzo późno dowiedziałem się i to właściwie dowiedziałem się z prasy o tym. Nie orientuję się, jak to było w Bielsku. Szczegółów nie pamiętam. Byłem absolutnie poza tym. Przecież ja o tym nie wiedziałem. Wiedzy nie miałem. Nie wiedziałem o tym. Nigdy coś podobnego nie słyszałem. I moje ulubione, w którym na świadka powołuje „miłość Bożą” – Na miłość boską, nigdy takich pieniędzy nie widziałem.
Jedni nazwą to eufemistycznie „mijaniem się z prawdą”, a ja to nazywam wprost – kłamstwem.
Mam jeszcze jeden wniosek, który nasunął mi się po wysłuchaniu wszystkich osób w tym reportażu, ale jest tak przerażający, że zachowam go dla siebie, mimo że słyszałam go już w dyskursie publicznym, ale pod postacią daleko posuniętych eufemizmów.
Polsko – mamy problem i to poważny!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Don Stanislao: druga twarz kardynała Dziwisza – Marcin Gutowski, Wydawnictwo Otwarte, 2021, 352 strony, literatura polska.
Wywiad z autorem.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna, Fakty reportaż wywiad, Religia
Dodaj komentarz