Najszczęśliwszy człowiek na całej Ziemi?
Jakim sposobem, skoro narrator i bohater tych wspomnień przeszedł przez nazistowski system śmierci? Czytałam wiele biografii i wspomnień więźniów obozów koncentracyjnych, ale nie spotkałam takiego, który „wyszedłby” całkowicie z obozu, za którym nie szedłby mroczny cień przeżyć, na którym trauma nie odcisnęłaby swojego trującego piętna, a zwłaszcza takiego odważnego, który obnosiłby się ze swoim szczęściem, chociażby z powodu zawsze towarzyszącej takiej osobie poczucia winy, że przeżyła, gdy tylu zginęło. Nie wypadało „świecić” szczęściem w morzu nieszczęścia. A tym bardziej pisać!
Musiałam dowiedzieć się jak to możliwe?
Właściwie historia opresji Eddiego zaczęła się już w 1933 roku, kiedy dowiedział się, że z powodu żydowskiego pochodzenia nie będzie mógł kontynuować nauki w niemieckim gimnazjum. Dzięki uporowi ojca podjął jednak naukę, ukrywając się przez kolejne lata z dala od rodziny pod przybranym nazwiskiem niemieckiego sieroty.
To był dopiero początek drogi przez mękę.
Przez poniżenie, ból, cierpienie, strach, lęk, tortury, głód, choroby, śmierci najbliższych i wszystko to, co oferował Żydom Hitler i jego faszyzm w Noc Kryształową w jego rodzinnym Lipsku, Buchenwaldzie, Auschwitz i kilku innych obozach koncentracyjnych oraz podczas marszu śmierci, z którego udało mu się zbiec tuż przed końcem wojny. To, co przeszedł w ciągu tych kilku lat jako więzień, nie różniło się niczym od wspomnień jemu podobnych. Śmierć towarzyszyła mu zawsze. Zaglądał w jej w oczy codziennie, a ona jemu, kiedy trzy razy prowadzono go do komory gazowej i trzy razy na 20 metrów przed udawało mu się cudem nie wejść. O tym, co przeszedł, świadczył jego stan i wygląd w momencie wyzwolenia, kiedy wyczołgał się z lasu na drogę prosto pod pojazd amerykański – chorował na tyfus, cholerę, był niedożywiony, nie mógł chodzić i ważył 28 kg…
A mimo to przeżył!
Jak sam utrzymywał, dzięki wewnętrznym wartościom od małego dziecka wpajanym mu przez ojca, które kierowały nim na dnie piekła – Nigdy nie traciłem azymutu na cywilizowane zachowanie. Wiedziałem, że nie było po co przeżyć, jeśli musiałbym się stać złym człowiekiem, by tego dokonać. […] Jeśli utracisz moralność, już cię nie ma. Jest po tobie. Brzmiałoby to wyznanie jak slogan, ale w ustach tego człowieka, za którym kroczył opisywany tragizm przeszłości, nabierało znaczenia, ciężkości, a przede wszystkim możliwości spełnienia. Było ich w opowieści Eddiego dużo więcej. Niektóre z nich uczynił tytułami rozdziałów, które wypełniał treścią swoich dramatycznych doświadczeń. Stworzył w ten sposób ogólną chronologię przeżyć, ale tak podzielonych, by ilustrowały one podkreślaną myśl. Były tłem do upartego bycia człowiekiem wśród numerów. Wśród wolno poruszających się trybików maszyny do zabijania. Te dobrze znane myśli, które współcześnie traktujemy jako „złote cytaty”, tutaj nabierały sensu, pełni i możliwości wypełnienia, bo za nimi stały postawy, zachowania, wybory i uczynki Eddiego, który mówił z pełnym przekonaniem, bo je spełnił jako człowiek do ostatniej litery ich brzmienia:
Nie wiń innych za swoje nieszczęścia.
Złość prowadzi do strachu, który z kolei wiedzie do nienawiści, a ona do śmierci.
Szczęście nie spada z nieba, ono leży w Twoich rękach.
Na świecie zawsze dzieją się cuda, nawet jeśli można odnieść wrażenie, że wszystko jest beznadziejne.
Najpiękniejsze, co może się człowiekowi przydarzyć, to bycie kochanym przez drugą osobę.
I wreszcie „truizm nad truizmy”, który nie spodobał się mojej młodzieży, kiedy wspominałam im o tej książce – Edukacja ratuje życie. Uwierzcie mi – ratuje!
To nie znaczy, że kierował się tymi zasadami od zawsze. Do niektórych musiał dojrzeć, dorosnąć, bo tuż po wojnie nie był szczęśliwym człowiekiem, podkreślając – Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, dlaczego nadal żyję i czy tak naprawdę chcę dalej żyć. W swoich wspomnieniach poruszył bardzo rzadko omawiane zagadnienie – samobójstwa i próby samobójcze byłych więźniów, którzy nie umieli odnaleźć się w rzeczywistości po wyzwoleniu. O procesie wychodzeniu z cienia przeszłości opowiedział w ostatnich rozdziałach. O pracy nad sobą i dochodzeniu do tych prawd, z których uczynił treść swojego życia na bazie przeżyć albo wbrew nim, by, zamiast bólem, dzielić się z innymi radością. By w wieku 100 lat, bo tyle zajęło mu budowanie poczucia szczęścia, napisać tę książkę i poprzez nią zwrócić się do każdego potencjalnego odbiorcy, a dla Eddiego przyjaciela, i pomóc mu w jego życiu, jakiekolwiek by ono nie było.
Również tym generacjom, które dopiero nadejdą.
To dlatego na początku umieścił dedykację – Dla przyszłych pokoleń. Przekażę tutaj głos Eddiemu, by oddać jego bezpośredniość zwracania się do czytającego i jego bliskość w życzliwych zwrotach – Mój drogi Nowy Przyjacielu! Czułam to ciepło na każdej stronie jego wspomnień.
Opowiem ci moją historię. Momentami bywa ona niewesoła, dużo w niej smutku, ogromnego żalu i bólu. Jednak koniec końców jest to historia pełna szczęścia, ponieważ szczęście to jest coś, na co sami możemy postawić, wybrać je. A ten wybór zależy od Ciebie. Pokażę Ci, jak tego dokonać.
I pokazał.
Nie ma takiego poradnika psychologicznego, a przeczytałam ich dużo, który zrobiłby to lepiej od Eddiego, bo za tą książką stoi rzeczywisty Autorytet i niepodważalna metoda wpływu osobistego, którą w wychowaniu człowieka uważam za numer jeden.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi – Eddie Jaku, przełożyła Katarzyna Lipnicka-Kołtuniak, Wydawnictwo Muza, 2021, 240 stron, literatura australijska.
Dwudziestego czwartego maja 2019 roku wszedłem na podium, by wygłosić najbardziej znaczącą mowę mojego życia. – wspominał Eddie. Oto ona.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz