Szłam jakiś czas z gromadą ludzi, którzy prowadzili czarownicę. Bili ją jakimiś przedmiotami, a kiedy krzyczała – zatykali jej usta.
Ten drastyczny obrazek przytoczony w tej publikacji przez autora nie pochodził z siedemnastego czy osiemnastego wieku, w których był powszechnym widokiem, kiedy to samosądy nad czarownicami były częste, ale z 1955 roku! Domniemaną czarownicą była Leokadia Adaś oskarżona między innymi o odebranie mleka krowie sąsiada. Dzisiaj wydaje się to absurdem, a nawet wywołuje śmiech, ale w czasach stosów, groziło śmiercią najczęściej przez spalenie. O ile wcześniej kobieta nie zmarła podczas tortur.
Autor – historyk, orientalista i regionalista zajmujący się dziejami wsi polskiej, zwłaszcza aspektami jej życia codziennego, religijnego i obyczajowego, jak przeczytałam na okładce książki, stworzył opracowanie popularnonaukowe napisane z myślą, by mógł ją czytać nie tylko specjalista, ale każdy, kogo interesuje problematyka historyczno-etnograficzna. Od siebie dodam – i lubiący bajania z dreszczykiem. Nadał jej prozatorski charakter, chociaż jej podłożem były aż dziewiętnastoletnie naukowe badania na terenie województwa łódzkiego i okolic w latach 1945-1964. Jego informatorami byli zarówno sceptyczni nauczyciele, lekarze, weterynarze, agronomowie, pracownicy służby leśnej, jak i chłopi, wśród których zabobony i wiara w siły nieczyste były głęboko zakorzenione. W ten sposób prześledził historię powstania, rozkwitu i zanikania wierzeń ludowych we wspomnianym regionie Polski. Autor skupił się głównie na wierze w diabła o wielu nazwach – zły, czarny, kusy, rogaty, pokuśnik, licho lub nawet »on« czy »coś« i jego wspólniczce – czarownicy. Była nią głównie kobieta, bo teoretycy zagadnień »czarowskich« twierdzili w oparciu o różne autorytety teologiczne, że kobiety już z natury poosiadają słabszy charakter (»bo są rozsądku niedoskonałego«) i łatwiej mogą poddać się wpływom szatana. Podzielił zebrany materiał na dwa główne działy im tematycznie odpowiadające. Trzeci, niewielki objętością poświęcił prasłowiańskim wiłom, boginkom, chowańcom, wilkołakom, płonkom, inkluzom, krasnoludkom, podziomkom, bobakom, płanetnikom, topielcom, strzygoniom, zmorom, nocnicom, mamunom czy przypołudnicom. To po macoszemu zdawałoby się potraktowanie tej plejady stworów obecnych w wierzeniach ludowych, wynikało z rozwoju dominującej wiary chrześcijańskiej w demony, która wchłonęła prasłowiańskie postacie, nadając im jednolity, diabelski charakter. Według autora do dziś dnia pokutuje błędny pogląd, że polskie wierzenia ludowe są wiernym odbiciem prastarej kultury słowiańskiej. Chciał pokazać w swojej publikacji, że polskie wierzenia ludowe tylko w pewnym stopniu wywodzą się z czasów przedchrześcijańskich. Dotyczy to również w diabły i czarownice, które pojawiły się wraz z chrześcijaństwem, a Kościół katolicki miał w tej asymilacji ogromny udział, bo importował wraz z chrześcijaństwem na ziemie polskie różne wierzenia związane z piekłem i diabłami, a wywodzące się nieraz z religii starożytnego Wschodu, Italii, czy nawet ludów celtyckich, czy germańskich. Ostatecznie w atmosferze kontrreformacji począwszy od XVI wieku niemal wszystkie istoty demoniczne czy półdemoniczne zostały włączone do obowiązującego wówczas schematu, w którym złe moce reprezentował diabeł i jego wspólniczka-czarownica. W tej asymilacji ogromny udział miała również demonologia żydowska, literatura jarmarczno-odpustowa oraz kalendarze, w myśl zasad z okresu feudalnego – kto nie wierzy w diabła, nie wierzy w Boga i największą herezją jest nie wierzyć w sprawy czarodziejskie.
I się porobiło!
Dla mnie przeciekawie, bo jak się okazało, mimo zrównania wszystkich postaci do jednego źródła zła, to jednak ludowe wierzenia w złe moce piekielne nie stanowiły jednego monolitu. Złożyły się na nie liczne nawarstwienia, pochodzące z różnych okresów i z różnych źródeł. Co talent narratorski księdza na ambonie w ruch puścił, to lud podchwycił, przydając mu jeszcze większego dreszczyku i utwierdzając w miejscowej tradycji. Autorowi udało się to ukazać poprzez liczne cytaty z wypowiedzi swoich informatorów przypominające opowieści grozy snute wieczorową porą, od czasu do czasu ubarwiane tematyczną przyśpiewką i ilustrowane zdjęciami. Również poprzez przytaczane fragmenty tekstów źródłowych czerpanych od słynnego Młota na czarownice po współczesne autorowi opracowania historyczne i etnograficzne. Wyszczególnił przy tym przyczyny zmian zachodzących w ewolucji wiary od diabła i czarownicy do „złego” i wiejskiej znachorki-szeptuchy oraz miejskiej wróżki. Obecnie ich rolę przejęły upiorne istoty szalejące popularnością w Internecie. Jednak tradycyjne nadal inspirują pisarzy, reżyserów i twórców gier komputerowych. Nie muszę wspominać o megahicie, który wyczerpuje wszystkie te trzy sfery, jakim stał się Wiedźmin Andrzeja Sapkowskiego. Niestety, o tym ostatnim zjawisku nie ma w tej książce rozdziału, ponieważ jej premiera miała miejsce w 1965 roku, a obecne wydanie jest jej wznowieniem. Zresztą nie jedynego tytułu tego autora, bo aż trzech kolejnych.
To bardzo dobry pomysł wydawnictwa, by przypomnieć jedne z najlepszych rzeczowych opracowań demonologicznych i wierzeń ludowych, których aktualność nie przeminie. Dla mnie to zachowanie cząstki obrazu historyczno-etnograficznego polskiej wsi, której już nie ma.
Obecnie są bezcennym źródłem dla zainteresowanych tą tematyką.
Autor pokazał nie tylko ewolucję wiary w siły nadprzyrodzone, ale również historię regionu łódzkiego, którą badał z punktu widzenia etnografii tuż po wojnie. Dzisiaj już nie do odtworzenia. Nie ma tych ludzi i nie ma już z nami autora. Pozostały wśród współczesnego społeczeństwa jeszcze szczątkowe zabobony i przesądy (o ich pochodzeniu czytałam również w publikacji Czarne koty i prima aprilis Harry’ego Olivera), w które niby się nie wierzy, bo, jak mówi powiedzenie – kto wierzy w gusła, temu d… uschła, ale odpukuje w niemalowane drewno, pluje trzy razy przez lewe ramię, panikuje na widok czarnego kota przebiegającego drogę i wiesza czerwoną wstążeczkę na wózku dziecięcym, mając nadzieję na ochronę przed urokiem. A ja się zawsze zastanawiałam, jak katolicy godzą to z wiarą.
Chyba na zasadzie – diabłu ogarek, a Bogu świeczkę.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Pożegnanie z diabłem i czarownicą: wierzenia ludowe – Bohdan Baranowski, Wydawnictwo Replika, 2020, 336 stron, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Historia, Popularnonaukowe, Religia
Dodaj komentarz