Książka-bilet na spektakularne widowisko!
Był taki oskarowy film Interstellar z Matthew McConaughey (polecam!), który przełamał we mnie niechęć do fizyki wyniesionej ze szkoły. Tak zjawiskowo pokazana dziedzina nauki, a jak podkreśliła autorka tej publikacji – fizycy zapewniali, że efekty specjalne, były zgodne z teoriami fizyki, wydawała mi się fascynująco ujęta w tej impresji filmowej z punktu widzenia astrofizyki.
Podobnie było z tą pozycją.
Traktowała o bardzo poważnych zjawiskach, teoriach, koncepcjach i zagadnieniach, które ogólnie można nazwać burzliwą historią naszego Wszechświata zapoczątkowaną przez Wielki Wybuch rozpisany na ery, epoki i wieki, a jednym z jej efektów był człowiek, bo, jak ujął to dosłownie, chociaż wydaje się mi bardzo romantycznie, astrofizyk Carl Sagan – jesteśmy zbudowani z materii gwiezdnej. Inaczej ujmując – to alternatywna koncepcja naukowa do religijnej, w której początek Wszechświata i człowieka mieści w bardzo krótkim zdaniu – i stało się światło. Astrofizyka ten pewnik religijny rozkłada na czynniki pierwsze, nie dając mu wiary na słowo i napędzana ludzką ciekawością, szturchając, dźgając i podważając, zaczęła powoli unosić wieko tajemnicy czasu do tej pory pogrążonego w ciemnościach niewiedzy.
Zawsze znajdą się jacyś niewierni Tomaszowie i dobrze!
Oprócz nas pojawiły się jeszcze gwiazdy, czarna materia, galaktyki czy tajemnicze do dziś czarne dziury, w których znana nam i kochana przez nas fizyka klasyczna poddała się i poszła się zdrzemnąć, zostawiając nas na kanapie pod opieką stukniętej, nieprzewidywalnej ciotki należącej do gatunku nieprzestrzegających zasad.
Tak, autorka miała dystans i poczucie humoru!
To w takim żartobliwym duchu zaprosiła mnie na niesamowity spektakl, w którym pozornie statycznie i nieruchome galaktyki wraz z gwiazdami nagle ożyły. Stały się częścią niezmiennie ewoluującego i przekształcającego się systemu, w którym było więcej nieznanych niewiadomych niż znanych wiadomych (są takie pojęcia w astrofizyce!), a mnożąca się ilość pytań tylko je powiększały, wprawiając w stan ekscytacji stanem niezrozumienia. To ostatnie to swoiste paliwo dla badaczy.
I dziedzina dla pasjonatów!
A przynajmniej takim była autorka, która o swojej pracy napisała – Czuję się, jakbym dostała bilet na największy spektakl świata. To nie jest przygnębiające, to wprost niewiarygodne. Będzie się czym delektować. Czas na show. Czułam to między zdaniami budowanymi na bazie zachwytu. W opisach reakcji na pojawienie się nowego zagadnienia lub chociażby minimalnych odkryć dających nadzieję na więcej kroków do przodu. A przy okazji emocjonujących rozważań pokazała rozwój astrofizyki, jej wyspecjalizowane działy, metodologię, narzędzia, przyrządy i metody badań, nie zgadzając się z założeniem, że nauka powinna być odhumanizowana, klinicznie czysta, nieskazitelnie logiczna. Widziała w takim podejściu więcej wad niż zalet, dlatego w jej opracowaniu sporo wykrzykników, „podskoków”, energii i innych wyrazów emocji zawartych w porównaniach, anegdotach, skojarzeniach, metaforach i nawiązaniach do doświadczeń przeciętnego czytelnika. W efekcie to, co było dla mnie jakąś tam mało istotną nauką (czego teraz się wstydzę), stało się fascynującą podróżą pełną zadziwień, łamania schematów myślowych, ćwiczeń wyobraźni ułatwianych zdjęciami i rysunkami dołączonymi do książki oraz niespodzianek w myśl zasady cytowanej w środowisku naukowym – Co dla jednego hałasem, dla drugiego skarbem.
Zobaczyłam Wszechświat jej oczami!
Usystematyzowany, ale pełen dynamiki. Ciągle w ruchu, który ściga się z człowiekiem w odkrywaniu jego tajemnic i niewiadomych. Poszerzający pole widzenia poza ludzką egzystencję, poza człowieczą psychikę, poza fizyczną Ziemię, sięgając gwiazd i jeszcze dalej. Stamtąd ujrzałam siebie podobną do znanej żaba w garnku, która nie czuła podnoszenia się temperatury wody wokół. Tak, zobaczyłam również niebezpieczeństwo, bo Słońce i każda inna gwiazda to bomba termojądrowa, czarne dziury pochłaniają wszystko na swoich drogach, a otaczająca nas czarna materia może spowodować wzrost częstotliwości samozapłonów ciała ludzkiego, o których do tej pory czytałam w pozycjach typu – zjawiska tajemnicze i niewyjaśnione. Mogłabym tak wymieniać dalej, ale tę przyjemność pozostawiam kolejnym czytelnikom.
Powrót na Ziemię był więc trochę bolesny.
Dokładnie takie miałam wrażenie, że wróciłam z Kosmosu z efektem powidoków obrazów, które dane było mi zobaczyć dzięki autorce-przewodniczce. To, jak na razie, jedyna forma podróży po Wszechświecie dla przeciętnego człowieka, z której warto skorzystać, bo jak zapewniała autorka we wstępie – będzie się działo.
I słowa dotrzymała!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Pierwsze światło: jak Wszechświat wyszedł z mroku – Emma Chapman, przełożyła Jolanta Sawicka, Wydawnictwo Muza, 318 stron, literatura angielska.
Tutaj można zajrzeć do książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Dodaj komentarz