I każdy miał taki raj, jaki był ten kraj!
Tym zdaniem autorka zakończyła powrót do przeszłości z krainy dzikich plaż, góralskich zbójnickich i jezior za mgłą. Z miejscowości, w których bawili się i tworzyli ówcześni celebryci albo święci dnia dzisiejszego, jak nazwał ich Leopold Tyrmand. Chociaż dla mnie współczesne określenie tych wielkich, wybitnych, niepowtarzalnych, wyjątkowych, barwnych postaci tworzących kolorowy świat w szarej Polsce Ludowej, obraża ich. To byli Artyści ubarwiający czarno-biały film kręcony przez jedyną słuszną partię.
Szczególnie po pracy towarzystwo artystyczne zarzucało kotwicę w rybackich chałupach, pod chmurką, w koszach plażowych, w namiotach, i coraz częściej w pensjonatach czy domach wczasowych. Wyjeżdżali do kurortów, uzdrowisk, na wieś, by odpocząć, ale by również tworzyć lub współtworzyć szeroko pojętą kulturę. Trochę swobodniej, na luzie i z humorem, bo wiadomo: szczypta zdrowia, setka wódki, gram przyjemności, no i coś się zobaczy przy okazji.
A okazji było mnóstwo!
W zależności od miejscowości. Autorka, by nadać temu ogromnemu materiałowi określony porządek, przyjęła zasadę wędrówki geograficznej i czasowej. Szkic tej pierwszej przedstawiła graficznie na wyklejce okładek. Wystartowała w błogosławionym wyrostku robaczkowym, jak mawiał Witkacy o Zakopanem, a potem przez czterdzieści miejscowości, wliczając w to pasażerski transatlantyk MS Batory, zakończyła ją metą w Jugosławii.
To była podróż odrobinę z mojego życia.
Dokładnie w takiej nadmorskiej turystycznej miejscowości wczasowej, jakich w tej pozycji było wiele, urodziłam się i dorastałam. Niestety niemodnej w czasach PRL, więc omijanej przez znanych. Miałam jednak szerokie pojęcie, jak ludowy człowiek pracujący miast i wsi spędzał czas wolny, więc znałam tę atmosferę totalnego luzu, zabawy i radości życia.
Autorce udało się ją odtworzyć!
Nie tylko dynamicznym językiem narracji, ale przede wszystkim formą, w jakiej przebogata w informacje treść została przez nią podana. Fakty czerpała garściami z kuferka przygód, czyli wspomnień własnych i podarowanych przez wybitnych artystów – przyjaciół domu, znajomych, idoli, z których powstał „patchwork, magiczna układanka, trochą jak w kalejdoskopie z różnokolorowych szkiełek”. Jednak przede wszystkim korzystała ze „ściąg”, jak nazwała obszerną bibliografię umieszczoną na końcu książki wraz z indeksem nazwisk jej bohaterów. To ich spojrzeniem szkicowała, kto i dokąd jeździł, a zwłaszcza, co robił i z jakich atrakcji korzystał. Nierzadko współtworząc je. Stąd intertekstualny charakter treści i mnóstwo cytatów pisarzy, felietonistów, piosenkarzy, malarzy, aktorów i tekściarzy znanych, lubianych i uznanych w postaci fragmentów z ich książek, wspomnień, piosenek, filmów ilustrowanych dodatkowo licznymi zdjęciami.
A wszystko ubarwione dużą dawką humoru!
Był wszędzie! W wypowiedziach artystów, w anegdotach, w cytowanych tekstach pełnych żartów. Czasami wyróżnianych odmienną czcionką i wyrzucanych poza tekst na margines strony. Towarzyszył w różnej postaci od pierwszej kartki i łączył, pełniąc funkcję swoistego punktu stycznego, z drugą podróżą w tle.
Historyczną.
To w niej dostrzegałam, że wraz z upływem podróży powoli zmieniały się nie tylko obyczaje wypoczywających, moda na daną miejscówkę, kierunek hasła – W Polskę jedziemy!, rodzaje ofert rozrywki dostarczanych przez karczmy, bary, jadłodajnie, potem saloony, restauranty, ale przede wszystkim ludzi. Wielkie nazwiska przedwojennego świata artystycznego powoli zaczęły odchodzić, a w miejsce znikających pojawiały się nowe, rosnące siłą sławy i popularności. Autorka czas PRL objęła bardzo szeroko, bo od powojnia do przemiany ustrojowej na przełomie lat 80. i 90. Ukazała jedno z wielu oblicz Polski Ludowej, w której się wtedy było, żyło i śmiało. […] Ni pies, ni wydra. Sen wariata śniony nieprzytomnie. Wtedy i zawsze po prostu nasz Kraj, do którego szarej rzeczywistości ludzie sztuki tworzyli dystans w postaci żartów, piosenek, powiedzonek dających w tym zakresie poczucie wolności, bo czyż to nie śmiech jest świadectwem wolności? Ironia jej przewodniczką, a absurd strażnikiem? – pytała retorycznie autorka.
Po prostu książka cud, miód, malina i, używając określenia z potocznego języka PRL, małmazja, czyli pycha!
Jednak, żeby nie było zbyt słodko, autorka tu i ówdzie dodawała szczyptę goryczy, o której próbowali na czas odpoczynku zapomnieć jej bohaterowie, bo za radość życia i zabawę też można zapłacić niemałą cenę, jak w przytoczonym żarcie:
– Czym się różni polska konstytucja od amerykańskiej?
– Właściwie niczym, obie gwarantują wolność wypowiedzi. Tylko nasza nie gwarantuje wolności po wypowiedzi.
Jednak system czuwał!
Smutna naszła mnie myśl, że od czasów PRL minęło ponad czterdzieści lat, a żart nadal jest aktualny i tak, jak kiedyś w PRL, wszyscy mówili, że to najweselszy barak w obozie socjalistycznym, tak teraz mamy szanse na stanie się najweselszym barakiem w obozie kapitalistycznym.
No cóż – taki raj, jaki kraj!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Wakacje gwiazd PRL: cały ten szpan – Krystyna Gucewicz, Wydawnictwo Muza, 2021, 448 stron, literatura polska.
Tutaj można zajrzeć do książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Dodaj komentarz