Enigmatyczny tytuł był kluczem do tej powieści.
Również kwintesencją konstrukcji fabuły. Autor ułożył jej poszczególne sceny-rozdziały według kręgów rozchodzących się po wodzie, powstałych przez wrzucony do niej kamień. Pierwszy rozdział był kręgiem ostatnim, a zarazem pierwszym, bo rozpoczynającym historię trzech braci – Nilsa, Benjamina i Pierra.
Ostatnią i pierwszą sceną dramatu.
Na schodach do domu siedziało trzech mężczyzn w poszarpanych garniturach, przemoczonych, potarganych, zakrwawionych, płaczących i się obejmujących. Obok na trawie stała urna z prochami ich matki. Właśnie jechała do nich wezwana karetka, a pod dom podjeżdżał policyjny radiowóz. Żeby zrozumieć, co właśnie wydarzyło się i co było przyczyną emocjonalnego i brutalnego zajścia między dorosłymi braćmi, musiałam przejść przez wszystkie kręgi wodne od końca do początku. Do centrum ich rodzinnej tragedii. Do miejsca, w które uderzył kamień symbolizujący wiele znaczeń – źródło tragedii rozegranej w czasach dzieciństwa braci, klucz do jej zrozumienia, przyczynę rozpadu więzi rodzinnych i tabu rodzinne, które przyciągało moją uwagę i ciekawość od początku do końca opowieści.
A nic nie zapowiadało tego traumatycznego zdarzenia.
Retrospekcje z dzieciństwa trzech braci przywoływane przez narratora zewnętrznego z punktu widzenia Benjamina były dokładnie takie, jakie ma każdy ze szczęśliwych lat dziecięcych – śmiechu, wygłupów i przygód w okresie wakacyjnym na tle cudownej natury. Próbowałam znaleźć jakikolwiek powód powolnego oddalania się chłopców od matki, a zwłaszcza braci od siebie. Sama tragedia odtworzona w pamięci Benjamina niczego nie wyjaśniała, a przynajmniej nie tłumaczyła aż takiej dysproporcji między zdarzeniem a jego skutkami. To zrozumienie uniemożliwiało mi narzucone tabu przez matkę. Czułam ciężar tej tajemnicy, którą dźwigali wszyscy. Napięcie rosnące w kontaktach między nimi, które destrukcyjnie wpływało na stan psychiczny bohaterów i zrywało więzi rodzinne, by w wieku dorosłym zamienić kochających się braci w obcych sobie ludzi. Przechodziłam wraz z nimi przez te wszystkie kręgi, zaglądając od czasu do czasu w ich przeszłość i byłam tak samo zagubiona i zdezorientowana, jak oni. Dopiero dotarcie do praprzyczyny wszystkich skutków i konsekwencji, jakie ponosili, przyniosło zrozumienie, ale nie katharsis. Żeby do tego doszło, musieli spełnić ostatnią wolę zmarłej matki zostawionej w liście pożegnalnym.
To jego treść była moim katharsis szklącym oczy.
Bracia musieli usiąść razem i porozmawiać. Naruszyć tabu. Odbyć podróż do miejsca, w którym uderzył kamień i skąd rozeszły się kręgi na wodzie. W ten nietypowy sposób autor ukazał obraz destrukcji rodziny po tragedii, z której matka uczyniła tabu. Poważne skutki psychiczne dla dzieci borykających się z agresją, wycofaniem i problemami emocjonalnymi. Dalekosiężne konsekwencje tragedii, której kobieta nie udźwignęła. Jej wszechobecny i nieustanny ciężar wpływał na gęstą atmosferę niepewności i zagrożenia pełną niewypowiedzianych emocji i słów. Jednocześnie autor dawał nadzieję na naprawę szkód, na którą nigdy nie jest za późno. To historia, która wydarzyła się w wielu rodzinach i może wydarzyć się w kolejnych, a książka pokazuje, jak taki problem powinno się rozwiązywać, by trauma nie zniszczyła rodziny, ale ją wzmocniła w nieszczęściu.
By w słusznej rozpaczy nie skrzywdzić najbardziej bezbronnych – dzieci.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Daleko, coraz bliżej – Alex Schulman, przełożyła Ewa Wojciechowska, Wydawnictwo Muza, 2021, 320 stron, literatura szwedzka.
Powieść ukazuje się w wielu krajach. To zwiastun amerykański.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna
Dodaj komentarz