Mój pomysł jest prosty, ale również głupi. Tyle, że kiedy głupie pomysły przynoszą efekty, stają się genialnym pomysłami.
Tak zaczął myśleć główny bohater tej fascynującej powieści science fiction, zmuszony przez rzeczywistość i jej warunki, w których wybudził się z anabiozy. To one wymuszały na nim superkreatywność, której granice wyznaczała tylko jego wyobraźnia. Zwłaszcza że pierwsze wnioski z „orientacji w terenie” mówiły jedno – był jedynym żywym człowiekiem w promieniu co najmniej kilku lat świetlnych. Na dodatek nic nie pamiętał, a przypominanie sobie czegokolwiek wymagało sporego wysiłku i treningu umysłu oraz czasu. Miał przed sobą zagadkę z wieloma pytaniami do rozwiązania, na które musiał znaleźć odpowiedzi – gdzie jest, co tutaj robi, z jakiego powodu znalazł się tutaj, a przede wszystkim w jakim celu? Powodzenie ich uzyskania zależało od jednego hasła-klucza do dalszych danych – jego imienia. Problem polegał na tym, że również go nie pamiętał…
Zaczęło się fascynująco!
Od wielkiej niewiadomej od początku skutecznie przykuwającej moją uwagę, którą powoli w miarę rozwoju fabuły i treningu umysłu w przywracaniu pamięci, której odzyskiwane skrawki autor wplatał w czas teraźniejszy akcji, główny bohater odkrywał w myśl zasady – „Dokonując rewolucyjnych odkryć, przeżywamy coś osobliwego. Nie doznajemy nagłego olśnienia, lecz powolnie i miarowo dążymy do celu”. Dlatego powolnie i miarowo, rozdział po rozdziale, wyłaniał się cel misji ratunkowej, której nadano nazwę Projekt Hail Mary. Tylko takim swoistym błaganiem do sił wyższych – Zdrowaś Mario, czyli potoczną zdrowaśką można było ująć jej straceńczy charakter, która w dawnych czasach była również swoistym zegarem odmierzającym upływ czasu. Wypowiedzenie tej katolickiej i prawosławnej modlitwy odpowiadało około 20 sekundom. Cokolwiek nie miałoby to znaczyć, twórca pomysłu nazwy projektu miał na myśli jedno – zrobiliśmy, co mogliśmy, a teraz pozostaje nam tylko się modlić.
Kolejną fascynacją było prowadzenie fabuły od problemu do jego rozwiązania, od zaskoczenia do jego wyjaśnienia po sinusoidzie porażek, niewiadomych, sukcesów, niebezpieczeństw, odkryć, smutku, radości, błyskotliwego pomysłu i jego totalnej klapy. Te największe zaskoczenia wybrzmiewały w ostatnich zdaniach każdego rozdziału, po których koniecznie musiałam, jakby od tego zależało moje życie, przejść natychmiast do kolejnego. Jednak w miarę czytania apetyt rósł wraz z napięciem, które wytrzymywałam, by zdradziecko nie zajrzeć kilka stron dalej, tylko dlatego, że główny bohater miał poczucie humoru. Uwielbiał sarkazm! Nawet wydawałoby się w granicznych, beznadziejnych sytuacjach. Zwłaszcza wtedy! Autor, budując w ten sposób dystans w skrajnych sytuacjach, pozwalał mi na oddech. Niedługi, bo zaraz wciągał mnie ponownie w głębiny nurtu historii i emocji, które odczuwałam tak samo, jak bohater. Ba! Ja myślałam jak bohater. Mimo że moja wiedza z zakresu nauk ścisłych była dużo mniejsza niż jego, to autor cały czas „przekonywał” mnie, że wystarczy przypomnieć sobie wiedzę ze szkoły. Wystarczy tylko pomyśleć i skojarzyć. A ja mu wierzyłam, bo były tego efekty.
I to też było fascynujące!
Przypominanie sobie dawno zapomnianej wiedzy i wykorzystywanie jej w kolejnych eksperymentach ratujących misję ramię w ramię z głównym bohaterem. To dlatego nie przerażały mnie zdania typu – Zgodnie z zasadą zachowania momentu pędu prędkość kątowa w ruchu obrotowym rośnie, gdy maleje moment bezwładności, bo autor zaraz przekładał to na praktykę, odnosząc je do rzeczywistości. I jeśli nie rozumiałam pojęcia asfiksja mechaniczna, to dobrze znałam natychmiast podawany przykład – właśnie tak boa dusiciel zabija swoje ofiary. Te „odkrycia” nie tylko pozwalały na empatyczne wyczucie sytuacji bohatera i jego stanów psychicznych, ale również zmuszały do pionierskiego wręcz myślenia, ponieważ autor łamał schematy, przekraczał znane bariery, przyjęte zasady i uznane reguły, podważając ich pewniki. To był bardzo dobry chwyt, by uciąć wszelkie spekulacje, dywagacje i krytykę niezgodności zawartej wiedzy z obowiązującą nauką i rzetelnością opisywanych zjawisk astrofizycznych i biochemicznych. Tutaj wszystko było probabilistyczne, czyli prawdopodobne tak, jak prawdopodobny może być scenariusz wydarzeń. I tutaj powieje grozą – może być prawdopodobna przyszłość ludzkości… Tutaj, w nowych warunkach, nawet ksenon mógł mieć postać stałą, a to zmieniało wszystko! Przede wszystkim podstawy wszystkich nauk prowadzących do pionierskich odkryć i rozwiązań. Wreszcie – do pojawienia się drugiego nowego i nietypowego bohatera.
I to również było fascynujące!
Najbardziej fascynujące z oceanu fascynacji w tej powieści. Nowy sojusznik w projekcie, który dołączył do misji ratowania wszechświata. Tak, tak! Już nie tylko Ziemi, ale całego Kosmosu! I to w tej warstwie walki o nasz wszechświat autor ukrył przesłanie. Dla mnie trochę smutne, bo okazuje się, że my, ludzkość, jesteśmy w stanie współistnieć i współdziałać ponad podziałami tylko w sytuacjach kryzysowych, w których różnice nie dzielą, a łączą, pięknie uzupełniając się wzajemnie w osiąganiu celu – przetrwania. I niekoniecznie wrogiem sprowadzającym zagrożenie musi być drugi człowiek czy obcy z Kosmosu, bo tak naprawdę na masową skalę zabijają nas rzeczy małe. Pokazała to wyraźnie obecna pandemia. Autor trochę postraszył, że zawsze może być jeszcze gorzej – pandemia kosmiczna. Jednak musiał, by pokazać, że w jedności siła. Tym samym dał też nadzieję.
Fascynujące było także zakończenie!
Napiszę o nim enigmatycznie, by za wiele nie zdradzić – było nie z tej Ziemi!
Jestem zafascynowana tą powieścią (aż chciałoby się powiedzieć – a fascynacja to jej drugie imię-tytuł!) i pod wrażeniem warsztatu pisarskiego autora, precyzyjnej konstrukcji fabuły dopracowanej w każdym szczególe, jej bohaterów, warstw z przesłaniem i wątków trzymających w napięciu do końca powieści, którą tak naprawdę oglądałam niczym film. Nic dziwnego, że na jej podstawie powstanie film. Wróżę mu status hitu podobnego do poprzedniej powieści autora „Marsjanin” również zekranizowanej pod tym samym tytułem.
Czekam z ogromną niecierpliwością!
Zadania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2021 roku.
Projekt Hail Mary – Andy Weir, przełożył Radosław Madejski, Wydawnictwo Akurat, 2021, 512 stron, literatura amerykańska.
Kto jeszcze nie czytał i nie oglądał Marsjanina jest czas uzupełnić to, zanim pojawi się ekranizacja Projekt Hail Mary, bo książka ma premierę w Polsce za kola dni – 5 maja.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fantastyka
Świetna recenzyjka, łatwiej by się i szybciej czytało gdybyś co powiedzmy 8… 12 wersów robiła przerwy, bo tekst czytany np. w nocy na lapie zlewa się i oderwanie wzroku skutkuje późniejszym 3 sekundowym szukaniem gdzie się skończyło, Akapity też by ułatwiały… taka mała uwaga. Pozdrawiam serdecznie i gratuluję pasji .
Bardzo cenne uwagi, za które jestem wdzięczna. Pomyślę nad nimi. A mnie wydawało się, że tekst jest w miarę rozstrzelony. 😀 Jeśli chodzi o subskrypcję, nie bardzo mam na to wpływ i nie wiem, dlaczego link nie działa. Tego też nie wiedziałam.:(