Przeżyłam niezwykłe doświadczenie uzupełnione tą opowieścią-dokumentem.
Autorkę poznałam na wrześniowym zjeździe Sybiraków w 2018 roku w kołobrzeskim Podczelu, zanim wydała tę publikację.
Wówczas czytała wspomnienia osób przybyłych na spotkanie. Atmosferę towarzyszącą temu wydarzeniu czuję do dzisiaj. Pieśni śpiewane nadal brzmią we mnie tak, jak wieczna nostalgia człowieka tułacza. Nie umiem przełożyć tego ogromu emocji na słowa, ponieważ chłonęłam go sercem, a nie rozumem. A i tak wiem, że byłam jedynie obserwatorką, która miała zaszczyt zajrzeć w głąb sybirackiej duszy i jej oczyma zobaczyć grozę lat przeżytych na zesłaniu. Autorka tych zdarzeń nie pamiętała, bo tuż po urodzeniu w kazachskim Dżuruniu wróciła wraz z najbliższymi do Polski.
Jednak pamięć o tym traumatycznym okresie trwała we wspomnieniach rodzinnych.
Była na tyle silna i stale obecna, że autorka zaangażowała się w ruch Sybiraków, zostając jego aktywną działaczką, a potem wieloletnią prezeską Gryfickiego Koła Związku Sybiraków. Aż przyszły czas i potrzeba utrwalenia losów własnej rodziny, o których słyszała ze wspomnień matki, sióstr i ciotek. Nadała im fabułę z dynamiką wydarzeń i dramatycznymi zwrotami akcji, jakie niosło samo życie, z równoległym wątkiem rodzącej się w tych granicznych warunkach miłości między jej rodzicami, której owocem była mała Jadzia.
W momencie wybuchu wojny jej matka, szesnastoletnia Frania, miała poważny problem do rozwiązania: jak przejść z Gańczar do Lwowa, nie natykając się po drodze w Winniczkach na Lolka od Bednarzów. Nie podobał się jej ten kilka lat starszy chłopak, a on był w niej zakochany. Jak poważnie, udowodnił, kiedy rodzinę Frani wraz z matką i dwiema siostrami NKWD wywiozło do Kazachstanu jako jedyną ze wsi. Zawinili tym, że głową rodziny był polski policjant, czyli jej ojciec, który zdążył ukryć się przed wywózką, a którego NKWD aresztowało później i oskarżyło o kolaborację z Niemcami, skazując na 5 lat więzienia. W tym czasie Lolek został siłą włączony do radzieckiej armii, z której jako Polak, czyli element niepewny politycznie, trafił do pierwszego łagru, bo potem był jeszcze drugi. Po zwolnieniu pojechał prosto do Kazachstanu, odszukać Franię. Tragiczne zdarzenia i skrajne sytuacje pełne śmierci, chorób, głodu, pracy w kołchozie ponad siły, wszy, meszek i pluskiew z nieustanną groźbą uwięzienia i zesłania do łagru nawet za nieodpowiednie słowo pod adresem władz radzieckich czy w wyniku donosu podyktowanego ludzką zawiścią, autorka opisała tak, jak zapamiętała z rodzinnych wspomnień. Miałam świadomość, że to był zapis osoby niebędącej pisarką, dlatego przybrały one charakter niewielkiej rozmiarów opowieści-relacji z emocjami budowanymi poprzez wydarzenia i fakty. Jednak na tyle obrazowej, wzruszającej i chronologicznej, że mogłam prześledzić dramatyczne i skomplikowane losy jej rodziny pełnej łagrów, więzień, transportów i zesłań. Ludzi zwykłych, a jednocześnie niezwykłych w trwaniu na straży człowieczeństwa. Ludzi pięknych w czasach strasznych.
Rodziny jednej z wielu na Pomorzu Zachodnim.
Roztrzaskanych, rozczłonkowanych, okaleczonych i wyrwanych z rodzinnych stron, próbujących zapuścić korzenie w nowym miejscu. Tu za każdym osiedlonym człowiekiem, za każdą jego rodziną stoi taka właśnie trudna i traumatyczna historia.
Za moją również.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Zwykli – niezwykli – Jadwiga Milczarczyk, Dom Wydawniczy Waldemar Wierzba, 2019, 138 stron, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz