Tytuł i grafika okładkowa skojarzyła mi się jednoznacznie z romansem.
Pomyliłam się!
Owszem, był wątek romantyczny, ale to nie on definiował go w moim poczuciu tylko jako romans. To również, a może przede wszystkim powieść obyczajowa z silnie wyeksponowanym wątkiem społecznym. Pokusiłabym się nawet o użycie określenia „saga”, biorąc pod uwagę, że opowieść dotyczyła życia historii jednej rodziny gdzieś w amerykańskiej Pensylwanii, gdyby nie obejmowała tylko jednego pokolenia. Dokładniej czterech braci Arrowoodów połączonych nie tylko silną więzią krwi, ale również paktem zawartym w nastoletnich czasach dorastania – Żadnych małżeństw, żadnych dzieci, żadnego używania pięści w złości. Wszystkie jego punkty były konsekwencją stosowania wobec nich przemocy fizycznej i psychicznej przez ojca, który po śmierci żony, a ich ukochanej matki, zamienił się w agresywnego tyrana. Jednak najmłodszy z braci – Connor, który uciekł z farmy ojca jako ostatni, zostając żołnierzem SEAL, złamał braterską przysięgę, zanim ją złożył.
Jak to możliwe?
Dowiedział się tego dopiero po powrocie na farmę ojca, by go wraz z braćmi pochować. Przyjeżdżając pierwszy raz po ośmiu latach nieobecności do znienawidzonego Sugarloaf, miał nadzieję, że również ostatni. Niestety, testament ojca pokrzyżował plany wszystkim braciom.
Od tego momentu zaczęła się intryga ojca zza grobu.
Pierwsza część historii czterech braci opowiadała o wyłamywaniu się z paktu dwudziestosześcioletniego Connora, który jako pierwszy zamieszkał na farmie, by przygotować ją do sprzedaży. Jego sąsiadką okazała się dziewczyna, która w dniu jego ucieczki stała się dla niego bezimiennym Aniołem na jedną, niezobowiązującą noc i o której nie mógł zapomnieć przez następne osiem lat. Niestety, teraz była mężatką i miała córkę.
Opowieść mnie pochłonęła!
Autorka zbombardowała mnie emocjami, które zawsze wzbudzają we mnie poruszenie i empatię. Po pierwsze przemoc w rodzinie ze strony mężczyzny wobec kobiety i dzieci oraz trauma z tym związana w wieku dorosłym bohaterów, by powtórzyć sytuację w teraźniejszości, wywołując burzę przytłaczających uczuć. Po drugie miłość matki do dziecka, dla którego zrobiłaby wszystko, chociaż niekoniecznie mądrze, by je uchronić przed agresją. Po trzecie cierpienie dziecka. Tego już dorosłego, które świetnie rozumie przeżycia dziecka przechodzącego przez identyczne sytuacje w teraźniejszości. Po czwarte tajemnice z przeszłości, które wprowadzały w stan niepewności i zmieniały dramatycznie kierunek rozwoju fabuły i relacje między bohaterami. Piąte i ostatnie – miłość. Właściwie nauka kochania drugiego człowieka od nowa przez osoby z doświadczeniami przemocowymi. Poznawanie miłości wybaczającej, szanowanej, wspierającej, a przede wszystkim cierpliwej. Na dodatek autorka w delikatnych sugestiach rysowała przede mną przyszłe wątki, dające nadzieję na kontynuację historii braci Arrowoodów w kolejnych częściach. Chłopców, którzy pomimo dorastania w patologicznej rodzinie, zapamiętali zasady dotyczące ich nazwiska oznaczającego strzałę, które zdążyła im przekazać matka – Nie wypuścisz strzały, póki nie napniesz łuku […] Bo jeśli nie napniesz łuku, nigdy nie ruszysz naprzód, a przeznaczeniem strzały jest polecieć przed siebie.
Autorka pośrednio pokazuje każdemu czytelnikowi, jak to zrobić we własnym życiu.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Wróć do mnie – Corinne Michaels, przełożyła Dorota Stadnik, Wydawnictwo Muza, 2021, 416 stron, tetralogia Arrowood Brothers, tom 1, literatura amerykańska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa, Romans
Dodaj komentarz