Monolog, słowotok, strumień świadomości, a momentami logorea na dwa głosy splatające się w gęstą emocjonalnie i zdarzeniowo narrację.
Głosu pierwszego rozżalonego, wściekłego, zagubionego trzydziestoletniego morfinisty raz na haju, raz na głodzie – Konstantego Willemana. Z ojca Niemca arystokratycznego rodu i matki Polki, katowickiej mieszczki, która uczyniła go rozdartym, zbolałym, półtrupem […] mieszańcem bez serca i ojczyzny bez duszy w piersi albo z dwoma duszami miszlingiem bękartem podrzutkiem nikim. Niedoszłego polonisty i artysty z powołania mającego plany filmowe, fotograficzne i scenariuszowe. Bon vivanta i utracjusza przedwojennej Warszawy obracającego się w środowisku artystów i oficera rezerwy po klęsce wrześniowej. Żonatego dziwkarza poznającego kobiety wieczorem i żegnającego je rano. Dżentelmena lubiącego dobre jedzenie, kokainę, morfinę, zmrożoną wódkę i szampana, wkurzonego na wszystko i na wszystkich, którzy z dniem wybuchu wojny zabrali mu dotychczasowy świat, a w zamian dali zgwałconą Warszawę i nową tożsamość Mickiewiczowskiego Wallenroda czasów niemieckiej okupacji.
Oraz głosu drugiego, spokojnego, wszechwiedzącego, rozwijającego wątki poboczne wybiegające w daleką przyszłość poznawanych bohaterów, niestrudzenie towarzyszącego Konstantemu z miłosną opiekuńczością w jego wędrówce ku sobie z bycia nigdzie, w świecie, którego nie ma, w wielkim pomiędzy. Cichej i szarej jego przyjaciółki podświadomie odczuwanej jako cień przeczucia. Głos, który musiałam sama sobie dookreślić z drobnych, ale znaczących przesłanek. Bytu nieokreślonego jednoznacznie poza jego żeńską płcią, który prządł nić życia głównego bohatera niczym bogini losu – Mojra z siostrami, na które się powoływał. Który obok Konstantego, po drugiej stronie jego ramienia widział trzeciego towarzysza, a może towarzyszkę – przeznaczenie?, uzależnienie?, śmierć? Nie do końca byłam pewna, ale wiedziałam jedno.
Miałam przed sobą antybohatera.
Człowieka, dla którego Bóg, honor, Ojczyzna i bohaterstwo nie były wartościami jego życia, ale narzuconymi mu przez innych i przez okoliczności, które mimowolnie wciągały go w wir wydarzeń polskiej konspiracji podziemnej z jej dramatycznymi konsekwencjami, doprowadzając do stanu, w którym nieustannie zadawał sobie pytania – Kiedy stał się takim człowiekiem? Gorszym czy nie gorszym? Jaki jestem, kim jestem, co się ze mną dzieje? Kim jestem? Czym jestem…? Co ze mną jest? Dlaczego nie jestem…? Nie buntował się jednak przeciwko narzucaniu mu ról – patrioty, Polaka, konspiratora, bohatera kładącego na szali swoje życie dla Ojczyzny, stając się marionetką nie tylko w planach swojej szarej przyjaciółki, ale również najbliższych mu osób. W rzeczywistej podróży do Budapesztu w roli agenta konspiracji i metaforycznej wędrówce w poszukiwaniu siebie był bezwolny, z ciągłą gonitwą myśli – Ale jak się teraz wycofać? Więc rzecz toczy się sama, jak wszystko w twoim życiu, pchane nie twoją wolą, tylko wewnętrzną grawitacją każdej społecznej sytuacji, w jakiej się znajdziesz, a której przeciwstawić się nie umiesz, bo musiałbyś być mężczyzną, a kim jesteś, mierzwo ludzka? Nikim – odpowiada sobie bohater, a autor zadaje pytanie o męską kondycję psychiczną i społeczną swojego bohatera. Właściwie antybohatera i antymężczyzny, a może półmężczyzny, który pokornie pozwalał społecznej grawitacji na rozporządzanie jego losem i życiem. Ten wątek pokory autor rozwinął w najnowszej powieści Pokora, którą pod tym względem traktuję, jak kontynuację „Morfiny”. To rzeczywistość słabych i zdeformowanych psychicznie, tchórzliwych, zagubionych, uzależnionych, egoistycznych, niedorosłych mężczyzn o wątłych korzeniach tożsamości i silnych kobiet.
Na takie postacie dzielą się wszyscy bohaterowie tej powieści.
Łączy ich jedno – człowieczeństwo, a może jego brak? Może w życiu chodzi o utrzymanie tej cienkiej warstwy cywilizacji oddzielającej pulsującą pod powierzchnią pierwotną czerń instynktów zdolną popchnąć do atawistycznych zachowań, od warstwy humanizmu usztywnionej gorsetem norm moralnych i ról społecznych? Może to walka człowieka o utrzymanie się pomiędzy tymi warstwami, zanim prządka losu przetnie nić życia? Konstanty Willeman jest wielkim przegranym tego obrazem i jednocześnie przestrogą przed byciem tylko kręgami na wodzie.
Przed byciem nikim zamiast Człowiekiem.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Morfina – Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie, 2013, 584 strony, literatura polska.
Autor o powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść historyczna, Powieść psychologiczna
Dodaj komentarz