Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Ten sam doktorM – Zofia Posmysz

17 grudnia 2020

   Trzy niewielkie opowiadania.

   Trzy potężne ładunki emocjonalnego rażenia zaczerpnięte z obozowych doświadczeń autorki.

Za druty niemieckiego obozu koncentracyjnego trafiła w wieku 16 lat prosto z tajnych kompletów, skąd zabrało ją gestapo. Najpierw Auschwitz, marsz śmierci do Wodzisławia Śląskiego, a potem Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Przeżyła, mimo że była ofiarą pseudomedycznych eksperymentów. Swoją traumę przelewała na papier, traktując tworzenie historii obozowych jak formę terapii. Skończyła polonistykę, więc jej literackie wypowiedzi stały się w pewnym sensie artystyczną wizją, ale mocno osadzoną w realiach obozowych i ówczesnych faktach. Pierwsze opowiadanie Zengerinnapisane w 1960 roku pokazywało brutalną, skrajną egzystencjalnie rzeczywistość komanda kobiecego, które ukarano za ucieczkę jednej ze współwięźniarek skierowaniem do SK (niemiecki skrót od Strafkompanie), czyli karnej kompani w Budach. Komendant podobozu Auschwitz w Budach powitał ich słowami – Hier ist SK.[…] SK. Kein Sanatorium Auschwitz. Merkt euch! (Tu jest SK. SK. Nie sanatorium Auschwitz. Zapamiętajcie to sobie!)

   Zapamiętały.

   Zwłaszcza jedną zasadę – nie można było podpaść. Więźniarka, raz uderzona, musiała umrzeć. Ślad po uderzeniu był piętnem skazującym na śmierć. Najlepiej nie było się rozglądać i nie patrzeć w twarze, by nie mieć znajomych, których trzeba byłoby nieść martwych na styliskach łopat, wracając z pracy. O codzienne trupy nie było trudno. Dwunastogodzinny dzień ciężkiej pracy o dwóch kromkach chleba i pół litrze wodnistej zupy dokonał swego. Pięść Sowizdrzała w zasadzie tylko dokańczała dzieła. Traciłyśmy przytomność szybko, łatwo, ochoczo. Równie żwawo umierałyśmy. – relacjonowała narratorka. A te, które nie chciały, tak długo dobijano pałkami, aż zechciały. Ta trudna, bolesna, pełna cierpienia i ludzkiej fizjologii ciała doprowadzonego do stanu agonalnego, na skraj życia i śmierci, człowieczeństwa i atawizmu, była potrzebna do zrozumienia drugiego opowiadania Ave Maria napisanego w 1964 roku, w którym główna bohaterka borykała się z poobozową traumą. W opowiadaniu trzecim z 1978 roku Ten sam doktor M.  autorka oddała głos również współwięźniom spotykającym się w klubie dla dotkniętych obozem, którzy od lat opowiadają sobie swoje przeżycia, historie niesamowite niesamowitością tamtego świata, niewyobrażalną, nie do odtworzenia ani przekazania, okrucieństwem tym okrutniejszym, że irracjonalnym lub znowu tragikomiczne, niezamierzenie groteskowe.

   We wszystkich tych historiach dominował jeden środek stylistyczny.

    Właśnie ta groteska, tragikomizm, absurd osiągany zestawieniem kontrastujących ze sobą rzeczywistości na terenie obozu i poza drutami, postaw katów i ofiar oraz dokonywanych wyborów przez więźniów. Tak jakby autorka nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że piękny, szlachetny świat muzyki, który jest obecny w fabułach, może istnieć w destrukcyjnym świecie śmierci. Że ludzie krusi i wrażliwi jak śpiewaczka z Zingerin czy muzycy i śpiewacy z obozowej orkiestry w Ave Maria mogą grać idącym z transportu na śmierć prosto do komór gazowych i oprawcom w ich codziennym „trudzie” mordowania. Że wartości takie, jak miłość mimo wszystko istniały w oceanie zabójczej nienawiści, stając się pierwszym i podstawowym przykazaniem więźniarskiego kodeksu ocalenia. Miłość i jej wszystkie pochodne – braterstwo, przyjaźń, miłosierdzie. Jej przedmiotem będąc czy podmiotem, doznając jej czy nią obdarzając, jedną osobę czy więcej, kwestia skali nie miała znaczenia. Miłość ratowała człowieczeństwo w człowieku. Dlatego była surowo zakazana.

   To o tej miłości w każdej postaci rodzinnej, seksualnej, bliźniego jako najniebezpieczniejszym wrogu obozowego systemu nienawiści i porządku były tak naprawdę wszystkie opowiadania.

   Miłość, ukryte, bijące wiecznie źródło siły – te słowa pisane przez autorkę, uprawnione i uzasadnione, nie mają nic z banału w kontekście jej doświadczeń zawartych w opowiadaniach. Są prawdą z dna piekła, z którego tak naprawdę nigdy nie wyszła – jak wyznała w filmie dokumentalnym Grzegorza Andrzejewskiego Szrajberka z Auschwitz.

   Polecam obejrzeć.  

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Ten sam doktorM – Zofia Posmysz, Wydawnictwo Iskry, 1981, 248 stron, literatura polska.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść historyczna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *