Mamy epidemię!
Nie mam na myśli tej dobrze widocznej, powszechnie znanej, wywołanej przez koronawirusy, ale tej niewidocznej, nieuświadomionej, wywołanej przez klerki. Groźną epidemię miękkiej dyktatury stosującej Kłamstwo Średnie, odradzającej się w autokratyzmie zrodzonym z resentymentu, gniewu i mesjańskich wizji w imię żądzy niepodzielnej władzy. Stosuje ona Heideggerowską taktykę obecności transparentnej. Jest, a jakoby jej nie było. Nie każdy ją widzi. Wielu nie chce dostrzec. Inni nie potrafią, bo już są zakażeni jej oślepiającym bielmem. Roznosi ją klerk, którego pojęcie było dla mnie nowe. Autorka zaczerpnęła je z publikacji Juliena Benda Zdrada klerków. Ciekawe jest to, że, jak twierdzi, część populacji ludzkiej jest bardzo podatna na jego działanie. Ukryte lub uśpione predyspozycje do autokratyzmu niszczącego demokrację wyzwalają się u nich, zupełnie jak u wirusów, w sprzyjającym środowisku dla ich rozwoju. Autorka wymienia tego przyczyny, nie wchodząc głębiej w ich istotę. Skupia się przede wszystkim na polityczno-społecznych mechanizmach, taktyce i narzędziach jego rozprzestrzeniania się w momencie, gdy klerk dochodzi do władzy. Precyzyjnie, logicznie, przenikliwie inteligentnie, z ogromnym znawstwem i bogatym doświadczeniem badacza współczesnej polityki, analizuje i omawia pod tym kątem Polskę PiS-u i Węgry Viktora Orbána. Państw, w których konserwatywne partie dysponują monopolistyczną władzą (zapomnijcie o demokracji!), dzięki której wprowadzają nowy porządek, by według swojej wizji określić tożsamość swoich narodów, przepisać umowę społeczną, a czasami i zmienić zasady demokracji, tak by nigdy nie stracić władzy. Pachnie to dyktaturą, nie dla wszystkich wyczuwalną. Współcześnie nie potrzeba jej wielkiej i twardej na modłę Stalina, Hitlera czy Mao Tse-tunga. Wystarczy miękka, która nie potrzebuje do utrzymania władzy masowej przemocy. Zamiast tego opiera się na elitarnych kadrach w biurokracji, państwowych mediach, sądach, czasem też w państwowych przedsiębiorstwach i oddanych jej klerkach, którzy, by ją utrzymać, nie potrzebują do tego również Wielkiego Kłamstwa dyktatorów. Wystarczy Kłamstwo Średnie wykorzystujące do jego propagandy państwową telewizję, prorządową prasę i publicystów, człowieczą prostoduszność nielubiącą złożoności, radykalizującą rolę algorytmów mediów społecznościowych i ludzki resentyment, by na bazie nostalgii restoratywnej wprowadzać natywistyczną ideologię prawicy prowadzącą prosto do nacjonalizmu. A wszystko to w imię wielkich wartości i potężnych symboli historycznej tożsamości narodu, kraju i państwa, które są idealnym nośnikiem i skuteczną przykrywką do zakażania autokratyzmem. Autorka powołuje się na znane nazwiska polityków, których działania i postawy posłużyły jej do zilustrowania mechanizmów zakażania przez klerków, metod i narzędzi przez nich stosowanych oraz skutków tego dla państwa, społeczeństwa i jednostki. Dokładnie takiej samej analizie poddaje Wielką Brytanię brexitowców, USA Donalda Trumpa oraz Hiszpanię. Epidemia autokratyzmu to nie jest nowe zjawisko polityczne. Istnieje od zawsze i ma tendencję do odradzania się. Żyjemy właśnie w takim momencie historycznym.
Tę merytoryczną część publikacji ujmuje w osobistą klamrę.
Otwiera ją 31.12.1999 roku przyjęciem dla przyjaciół w jej rodzinnej posiadłości położonej w północno-zachodniej Polsce, a zamyka przyjęciem urządzonym w tym samym miejscu dwadzieścia lat później dla przyjaciół w zupełnie innym składzie. Wielu z nich w trakcie dwóch dekad stało się jej wrogami. Często ją publicznie atakującymi. Mam nadzieję, że autorka po tej publikacji jest przygotowana na wzrost intensywności i zajadłości tych ataków. Jej analiza miała odpowiedzieć na kilka pytań – Co zatem spowodowało tę transformację? Czyżby część naszych przyjaciół zawsze była skrytymi autorytarystami? A może ludzie, z którymi stukaliśmy się kieliszkami w pierwszych minutach nowego tysiąclecia, zmienili się jakoś w ciągu dwóch ostatnich dekad? To z tego powodu ta publikacja jest bardzo osobista i odmienna od znanych mi dotychczas (Czerwony głód). Jak sama napisała – Bez względu na to, czy mi się to podoba, czy nie, jestem bohaterką tej historii. Właściwie każdy z nas może powiedzieć to samo. Wszyscy jesteśmy uwikłani w tę epidemię autokratyzmu, czy nam się to podoba, czy nie. Jednak autorka ma tę przewagę, że dysponuje fachową wiedzą, by nam tę kuriozalną sytuację wytłumaczyć. Zostać silnym głosem w kakofonii szumu informacyjnego zdominowanego przez Kłamstwo Średnie w mediach, wprowadzając jasność i klarowność tragizmu sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy – silnie spolaryzowanego społeczeństwa jednego państwa, mieszkańców jednej wsi czy miasta, członków jednej rodziny. Zakłada nam maseczkę chroniącą przed zakażeniem i okulary na oczy pozwalające zobaczyć to, co do tej pory nie potrafiliśmy nazwać i umiejscowić w swoich poglądach. Pokazuje nam środek ciężkości i daje do ręki balans w postaci wiedzy, byśmy mogli utrzymać równowagę i dystans emocjonalny, by móc na język nienawiści, w psychologii nazywanym językiem szakala, odpowiadać językiem żyrafy, czyli postawą asertywnego dialogu.
Czy wieszczy zmierzch demokracji, jak sugeruje tytuł? Nie do końca. Raczej jej losy, które nie są przesądzone, wkłada w nasze ręce. Tych, którzy nie zostali jeszcze zakażeni. To w nich nadzieja przeciwstawienia się kuszącemu, zwodniczemu powabowi autorytaryzmu, jak głosi podtytuł, którego urok jest niestety wieczny i zawsze przyczajony. A także tych, którzy otrząsną się z niego, chociażby po przeczytaniu tej pozycji i zaczną odróżniać demokrację od dyktatury we współczesnym wydaniu.
Namawiam!
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2020 roku.
Zmierzch demokracji: zwodniczy powab autorytaryzmu – Anne Applebaum, Wydawnictwo Agora, 2020, 232 strony, literatura amerykańska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Polityka
Dodaj komentarz