Brak w powieści jedności akcji, miejsca i czasu.
Można powiedzieć – dramatu antycznego nie ma. A jednak jest, mimo że to powieść. Zaryzykuję, że nawet ponadczasowy i nadal się rozgrywający. Owszem, akcja nie dzieje się w jednym miejscu i przestrzeni. Obejmuje większość wsi, miasteczek i miast Górnego Śląska, a nawet Europy. Widać je dokładnie na mapce umieszczonej na wyklejce książki. Chwała za to Wydawcy, bo w nadmiarze nazw pogubiłabym się jako „śledzik”, jak nazywają nas pochodzących z Pomorza.
To w nich toczyło się życie głównych bohaterów – Ślązaków. Ludzi twardych w swoim rozdwojeniu między Polską a Niemcami, u których „gŏdŏ sie pō naszymu” to ani niemiecki, ani polski tylko wasserpolski, czyli śląski. Których życie determinowały nie tylko czyny, decyzje i wybory, ale przede wszystkim postawy wobec wydarzeń historycznych zachodzących w tle fabuły, ale mocno wpływających na ich losy szczęśliwe, tragiczne, smutne, wesołe, proste, skomplikowane, ważne i zupełnie nieważne. Zdarzeń politycznych dzielących rodziny podziałami światopoglądowymi i geograficznymi, które wbrew tym i jeszcze innym podziałom, trzymały się razem na jednej, wspólnej platformie – śląskiej. Ludzi z pokorą i wyrozumiałością przyjmujących zmiany, bo tak być widocznie musi, a człowiekowi wypada tylko westchnąć i do zmian się przystosować, jak czyniły to kobiety w tej powieści.
A jednak ta akcja, która działa się w wielu miejscach, gdzie indziej i kiedy indziej i zupełnie inaczej, działa się naraz i w jednym miejscu.
Na Ziemi, która była jak jeden dom dla wszystkich, znoszący wszystkie sztucznie stworzone granice narodowościowe, polityczne, kulturowe, religijne, językowe czy geograficzne. Głównej przyczyny wyznaczającej jakość życia na Ziemi jej mieszkańców.
Czas też niby był różny.
Obejmował zdarzenia od czasów średniowiecza po współczesność w 2014 roku. Na tyle ważny, że cezury czasowe stały się również tytułami rozdziałów. Jednak na tyle nieważny, bo wchłonięty w jeden czas, który był, jest i będzie w jednej chwili i zawsze. Ten jego nie linearny, ale zapętlony, nakładający się, krzyżujący, równoległy i spiralnie nawracający charakter, tak dobrze mi znany z Króla i Królestwa tegoż autora, jako jedna z charakterystycznych cech obu powieści, tutaj przyjął rolę dominującą. Stał się wręcz głównym bohaterem analitycznie obrazującym przemijanie. Nieustanne, stałe, permanentne, w którym życie i śmierć są współistotne i odwiecznie równoważne. W którym wszystko bierze się ze wszystkiego włącznie z czytelnikiem, bo wagon ma ściany z desek i z desek ma drzwi. Deski kiedyś były drzewem. Drzewo było kiedyś ziemią. Ziemia kiedyś była ludźmi. Drzewo i człowiek, i deski – to samo. To człowiek przecenił życie w przemijaniu i uczynił ważniejszym. Umieścił w centrum uwagi i starań o nie, kosztem wypartej śmierci ze świadomości i z dnia codziennego, ale absurdalnie poprzez jego nieustanne, desperackie i niestrudzone unicestwianie – morderstwa, zabójstwa, śmiertelne pobicia na skalę jednostki i wojenną skalę masową.
Przyglądał się tej tragedii drach.
Wielki smok. Archetyp Ziemi, która to je taki srogi drach, łażymy po jego ciele, a na grubach kopiymy jego ciało, kere jest czystym słōńcym (tak, tak mnóstwo w powieści cudownego języka śląskiego), a człowiek, chop i baba, kamiyń, sŏrnik, hazŏk, kot a pies, strōm, wszisko to samo. Wszisko je jednym. Drach – obiektywny obserwator i narrator absolutny, który, nie oceniając, wszystko wiedział i wszystko widział, bo jego „ja” znaczyło zupełnie coś innego niż ograniczone „ja” człowiecze. Ukazywał swoje panoramiczne i wszechwidzące spojrzenie, w którym nic nie było ważne, a jednocześnie ważne w opozycji do ograniczonego postrzegania poszczególnych bohaterów rodzin Magnorów i Gemanderów w ich wymiarze ludzkim. Prowadził od szczegółów na poziomie komórkowym rozkładającego się ciała aż do uogólnień, w których Ziemia niczym naczynie połączone, ulegała odwiecznym przemianom życia i śmierci, w których ważność mikroświatów zamieniała na nieważne w pulsie makroświata. Nieświadomość, niezrozumienie lub zlekceważenie tego zjawiska wynikające z ograniczoności spojrzenia albo ignorancji jego jedności akcji, miejsca i czasu, czyni tę powieść jednak tragedią antyczną, która trwa wbrew wyparciu, nomenklaturze i podziałom człowieka, próbującego ją na swój ograniczony sposób ująć w schematy i ustalić, co ją określa lub nie. Drach jednak nieustanne w swojej opowieści przekonuje – We mnie tych pojęć nie ma, we mnie wartości są bezwzględne. I we mnie samym dla siebie i myśląc siebie, nie wyrażam wartości w jednostkach, nie wyrażam w jednostkach ciemności, wielkości, mocy, objętości, sensu, długości, szerokości, zawartości, celowości, siły, potencjału i wszystkiego tego, co próbujecie ująć w arabskie cyfry, nie wyrażam w jednostkach, bo to jest mną i we mnie samym bezpośrednio i bardzo daleko od was, którzy chodzicie po mnie. Najwyższa pora opanować emocje oraz pragnienia i pogodzić się z przemijaniem tak, jak Ślązacy, bo wszystko z ziemi pochodzi i wszystko do ziemi wraca.
Prosta myśl, a jakże skomplikowana i jakże pięknie oddana przez autora.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Drach – Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie, 2014, 400 stron, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Dodaj komentarz