Nie trzeba być bez skazy, żeby zasłużyć na miłość.
Joel nie zgadzał się z tą myślą, w którą z kolei wierzyła Callie. Był przekonany, że jego skaza, której rodzaju nie zdradzę, bo to clue tej powieści, wyklucza go z jakichkolwiek związków uczuciowych. Godził się tylko na przyjaźń z bonusem, czyli seks bez zobowiązań. Uważał, że jego przypadłość to dla innych dziwactwo, którego nikt nie będzie tolerował, a tym bardziej akceptował. Potwierdziły to dwie sytuacje z matką i lekarzem, w których podzielił się swoją tajemnicą. W pierwszej został odrzucony, a w drugiej wyśmiany. Z powodu konsekwencji ukrywania swojego sekretu nawet przed rodziną, która podejrzewała go o stany lękowe i urojenia, nigdzie nie wyjeżdżał, stracił pracę i nie dbał o zdrowie. W jego głowie nie było na to miejsca, a tym bardziej na miłość, w której musiałby ukryć wszystko to, co go określało. Skutecznie nauczył się nie reagować na chwilowe zauroczenia i kończyć znajomości, zanim zdążyłyby się rozwinąć w poważniejsze relacje.
Do momentu poznania Callie.
Słodkiej, czarującej i pięknej jak motyl – jak ją opisywał. Ten obraz był jak uderzenie w splot słoneczny. Callie nieświadomie przywróciła mu do życia tę jego część, którą uważał za martwą. Od tego momentu rozpoczęła się rozumowa walka Joela ze swoimi uczuciami i walka Callie z umysłem Joela o ich miłość.
Niezwykle emocjonalna!
Pełna uczuć wynikających nie tylko z powoli rozwijającej się intymnej relacji między mężczyzną a kobietą, ale również z powodu ich decyzji podejmowanych pod wpływem rozumu i życiowej dojrzałości, a nie tylko emocji. Autorka na swoich bohaterów wybrała ludzi po trzydziestce, którzy w tym wieku zaczynają rozumieć, że warto pomyśleć, zanim pożądanie, chwilowe pragnienia i potrzeby, przejmą kontrolę nad ciałem, a w konsekwencji nad życiem i przyszłością. Może dlatego ta opowieść była bardzo nostalgiczna, w której tęsknota i smutek, wynikające z rozważań nad przyszłością i słusznością dokonanych wyborów pełnych poświęceń dla dobra i szczęścia najbliższych, były dominującymi.
Joel to robił – poświęcał się.
A ja przeciwko takiej postawie buntowałam się z każdą przewracaną kartką. Może dlatego nad wzruszeniem wyciskającym łzy, wzięła u mnie górę wściekłość wynikająca z niezgody na przesłanie tej historii dwojga kochających się ludzi. Protestowałam przeciwko temu, że można być szczęśliwym, budując życie od nowa na gruzach nieszczęścia spowodowanego poświęceniem się w imię miłości do drugiej osoby. Takie szczęście jest zawsze podszyte cieniem i cierniem, a losy bohaterów i finał tej powieści, według mnie, potwierdziły moje przekonanie. Byłam zła na Joela, że w swojej pewności, nie dopuszczał myśli o zmienności czynników kształtujących życie. Te momenty do polemiki z narratorami, których było w tej historii mnóstwo, uważam za ogromną zaletę powieści.
Jednak nie tylko to!
Nostalgię w tej opowieści wzmacniała nieustanna adoracja natury i celebrowanie jej czaru i uroku. Joel był weterynarzem, a Callie ekologiem. Ich miłość do zwierząt i świata przyrody autorka ujmowała w subtelnych scenach oddających majestat natury i więzi człowieka z nią. Ich piękno, siłę, moc uzdrawiania i miłość do natury widziałam nie tylko w pojedynczych scenach. One były wszechobecne w myślach, stylu życia, podejściu do problemów egzystencjalnych, pragnieniach i planach zawodowych głównych bohaterów. To natura nauczyła Callie doceniania uroku niedoskonałości w ludziach, wyrozumiałości na inność i dostrzeganie w skazie Joela daru.
Ta piękna opowieść to przede wszystkim afirmacja cudu życia pomimo jego skaz, w którym, jeśli nie odnajdujemy własnej drogi, to musimy ją sobie stworzyć.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Nas dwoje – Holly Miller, przełożyła Katarzyna Bieńkowska, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2020, 480 stron, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Dodaj komentarz