Sięgając po tę pozycję, nie przypuszczałam, że wpadnę w środek burzy!
Dyskusja wokół niej bardzo emocjonalna, ale na szczęście również rzeczowa (Sigillum Athenticum – Awantury o pochodzenie Słowian ciąg dalszy), sięgnęła zenitu. Właściwie dokładnie o to chodziło autorowi. O wywołanie powszechnego dyskursu wśród Polaków na temat zakłamanej, według autora, ale obowiązującej obecnie etnogenezy Słowian. Rzucił rękawicę zwolennikom allochtonizmu, którzy swoje wnioski oparli głównie na pangermańskich koncepcjach rodem z czasów zaborów oraz dominacji nazizmu, a potem komunizmu, a etymologię nazw Słowian w dużej mierze na neokossinowskiej fikcji, której twórcą był niemiecki rasista i nazista Gustaf Kossina. Autor postanowił przyjrzeć się rodowodowi Słowian i etymologii nazw geograficznych, państw i narodów Europy, odrzucając zafałszowania historyczno-polityczne i opierając się na badaniach własnych oraz na ogólnie dostępnych źródłach wiedzy, a także stosując analityczną metodę porównawczą, krytykę i weryfikację różnych teorii, tez, wniosków naukowych, badaczy i pasjonatów historii i przedstawić własny punkt widzenia. Jednak nie nazwałabym tej pozycji pracą naukową. Nawet nie esejem. Raczej dywagacjami popularnonaukowymi fascynata historii o bogatej wiedzy popartej bibliografią i przypisami oraz syntetycznym rozdziałem ukazującym temat Słowian w źródłach historycznych. Sam autor obsadził się w roli pytającego i poszukującego odpowiedzi, bo kto pyta, nie błądzi. Kto szuka, ten znajduje. Kto gra, ten wygrywa, proponując – Zagrajmy więc w odkrywanie historii na nowo. W tej grze wykorzystał również kosmiczną energię, chwile olśnienia, intuicję, przypuszczenia oraz źródła mniej wiarygodne jak Wikipedia czy blogi tematyczne. W efekcie miałam wrażenie, że w tej wolności interpretacji Słowianie pozostawili swój ślad wszędzie. Nawet w Azji, w której nazwa Himalajów ma słowiański rodowód, a Słowianie mają pochodzić od Jafeta, syna Abrahama. Takich rewolucyjnych myśli w tej książce autor podsuwa mnóstwo. Nic dziwnego, że książka stała się kijem włożonym w mrowisko świadomości Polaków. Nie jestem historykiem, który oceniłby jej treść pod względem merytorycznym, ale podoba mi się w niej kilka rzeczy.
Pasja z jaką autor odkrywa na nowo historię, czyniąc to w bardzo ciekawy sposób. Przy okazji dowiedziałam się o pochodzeniu nazwy mojej miejskiej rzeki Regi oraz niedalekiej miejscowości Rogowo.
Inny, diametralnie różny punkt widzenia (muszę przyznać, że logicznie przedstawiony) na pojęcia i tematy powszechnie uznane za obowiązujące.
Odwagę podważania zastanych teorii, dogmatów i pewników, która ściągnęła na siebie falę hejtu.
Szaleństwo w interpretacji nazw, które zawsze było motorem zmian i skutecznym narzędziem kruszenia betonu uprzedzeń, schematów i hermetyzmu świata nauki.
I wreszcie podstawowe pytanie, które postawił, a na które chciałabym uzyskać odpowiedź merytoryczną przeciwników autora – dlaczego nasza edukacja szkolna pozostawia w nas zdecydowanie dużo więcej wiedzy z mitologii Greków i Rzymian niż Słowian? Odpowiedź autora już poznałam – Historię, jak wiemy, piszą zwycięzcy, a po wprowadzeniu chrześcijaństwa w Europie nie ma miejsca dla pogańskich Słowian, największych wrogów Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Dlatego nasze dzieci nie uczą się w szkole o słowiańskich bogach i dawnej wierze, lechickich dziejach i naszych korzeniach, tylko o bogach greckich i rzymskich, dostając oceny ze znajomości pacierza i Dekalogu.
Autor jednak nie chce, aby jego teoria była traktowana jako prawda lub jedynie słuszna wersja historii, etymologii czy etnogenezy ludów zwanych dziś Europejczykami. Ma jedynie nadzieję, że otworzy zaprogramowane umysły Polaków, wyważy bramę do bastionu jedynej, słusznej wiedzy, obudzi z letargu naukowców z różnych dziedzin nauki i z czasem przynajmniej część z jego tez i wniosków przeniknie kiedyś do oficjalnej nauki, a postulowana przez autora konieczność zweryfikowania oficjalnej historiografii, zwłaszcza w zakresie etymologii, etnogenezy narodów, lingwistyki, rozumienia znalezisk archeologicznych i ich przypisywania odpowiednim kulturom oraz w innych dziedzinach nauki, w efekcie wprowadzi zmiany w podręcznikach. Sądząc po gwałtownych reakcjach czytelników, czasami przybierających ostrą formę ataku na autora i wydawcę publikacji, podejrzewam, że droga przebudzenia będzie długa i bolesna. Przypomina mi falę burzliwych dyskusji nad innym, wrażliwym dla Polaków tematem żydowskim, który poruszył Jan Gross swoimi publikacjami.
Mam tylko jedną krytyczną uwagę.
Autor powiela mit, pisząc, że ewolucjoniści twierdzą, że człowiek pochodzi od małpy, choć wciąż szukają tzw. brakującego ogniwa. Ewolucjoniści od dawna twierdzą, o czym napisał najbardziej znany ewolucjonista Richard Dawkins w swoim monumentalnym dziele Najwspanialsze widowisko świata, że człowiek i małpa pochodzą od wspólnego przodka, który nie był ani człowiekiem, ani małpą. I to on jest poszukiwanym brakującym ogniwem.
Ostatecznie, mając otwarty umysł, nie wykluczam, że w tym szaleństwie jest metoda.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Autor o swojej książce.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Dodaj komentarz