Bardzo łatwo jest kogoś zabić. Dużo trudniej ukryć ciało. Na tym najczęściej się wpada.
Święte słowa! Ta myśl jednego z bohaterów tej komedii kryminalnej umieszczona już na pierwszej stronie brzmi niczym motto zawartej w niej historii losów wielu bohaterów. I tych martwych, i tych żywych. Zwłaszcza żywych, bo martwym trudno przejmować się światem po śmierci. Natomiast żywi to co innego. Żywi bardzo interesują się zagadkami. Szczególnie kryminalnymi. Zwłaszcza ci, którzy mają na to dużo czasu, czyli emeryci. Pozornie nieszkodliwi staruszkowie, którzy zamiast grać w szachy lub uprawiać działkę, zakładają niby banalne kółka zainteresowań. Dokładnie tak działo się na Osiedlu Seniorów w Coopers Chase. Czworo pensjonariuszy, mieszkających w cichym i spokojnym kompleksie przekształconym z budynków klasztornych, spotykało się raz w tygodniu w Czwartkowym Klubie Zbrodni. Przed laty wstawali wcześnie, bo czekało ich dużo pracy, a dzień miał tak mało godzin. Teraz zrywają się o świcie, bo tyle jest do zrobienia, a tak niewiele dni im zostało. Chcieli zdążyć z wymierzeniem sprawiedliwości, bo nie podobało im się, że wielu morderców wciąż prowadzi spokojne życie. Siedzą w ogrodach, rozwiązują sudoku i cieszą się, że zbrodnia uszła im na sucho. Początkowo swoje śledztwa prowadzili na podstawie archiwalnych akt zbrodni, ale z ogromną radością przenieśli je w teren na wieść, że właśnie w okolicy zamordowano lokalnego przedsiębiorcę.
Kunszt śledczy czwórki przyjaciół osiągnął szczyty mistrzostwa!
Każdy z nich był kiedyś specjalistą w określonej dziedzinie, a ich wiedza i umiejętności z tego zakresu świetnie przydawały się w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, które wychodziły, w miarę rozwoju akcji, jak trupy z szafy. Chociaż tutaj pasowałoby raczej wyrażenie – jak trupy z cmentarza. Tego pobliskiego, odziedziczonego wraz z klasztorem. Ibrahim jako psychiatra służył wiedzą psychologiczną. Joyce jako pielęgniarka była w stanie ocenić wiele faktów pod kątem medycznym. Ron jako były przewodniczący związków zawodowych posiadał dar krytycyzmu podważający, zdawałoby się niepodważalność pewników. Na czele klubu stała Elizabeth z umiejętnością nakłonienia do współpracy nawet miejscowych policjantów, której profesji mogłam się tylko domyślać, ale nie zdradzę nic więcej.
Tajemnice tego kryminału to jego największy atut.
Posiadali je nie tylko nieboszczycy sprzed lat czy teraźniejsze ofiary zbrodni, ale również bohaterowie żywi. Ich odkrywanie, często sięgające dalekiej przeszłości, wpływało na rozwój wypadków i kierunek rozwijania wątków, które prowadziły powoli, metodycznie i w sposób wyrafinowany prosto do zabójców. Tych trupów było tak wiele, że sama w końcu się pogubiłam. Zwłaszcza że staruszkom nie chodziło o schwytanie znanego z powiedzenia królika, ale o jego gonienie, czyli śledzenie. O ćwiczenie umysłu, którego sprawność była dla nich cenniejsza niż płuca czy nogi. Ona dawała im poczucie bycia sobą i zaspokajała potrzebę bycia przydatnym.
Dawała cel w życiu.
Autor przed laty, odwiedzając osiedle seniorów, dostrzegł w nich nie tylko nadzwyczajnych ludzi o zdumiewających biografiach, ale również potencjał na opowieść o nich w powieści kryminalnej z dużym dystansem zbudowanym na humorze. Typowo angielskim. Może dlatego nie śmiałam się w głos, ale nieustannie towarzyszył mi mimowolnie uniesiony kącik ust. Autor ukazał seniorów od zupełnie innej strony, niż zwykliśmy ich postrzegać. Zburzył schemat spokojnego staruszka i powszechnie panujące uprzedzenia, wydobywając to, co mieli w sobie najcenniejszego – ciekawą przeszłość pełną tajemnic, które mogą wpływać na teraźniejszość, inteligentne i wyważone poczucie humoru, niedocenianą użyteczność i miłość, którą nadal czują i są w stanie obdarowywać innych. I tylko od czasu do czasu spomiędzy gęsto utkanych wydarzeń fabuły wyzierało nieśmiało widmo ich własnej śmierci oraz powolny proces odchodzenia umysłu i ciała.
Autor sprawił, że polubiłam tę paczkę przyjaciół.
Ich spojrzenie na bezcenną wartość szybko uciekających godzin finiszującego życia. Ich poczucie humoru tworzące dystans do wielu wydarzeń i kwestii egzystencjalnych. Wreszcie ich swoisty kodeks moralny, który dostrzegał między twardymi zasadami prawa szarość wyjątków niepodlegających ich ocenie i osądom. W dążeniu do wymierzania sprawiedliwości okazali się najbardziej wyrozumiałymi sędziami.
Podejrzewam, że tę cechę nabywa się wraz z wiekiem.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Ważny cytat – „Wspaniale być najszybszym biegaczem, ale nie wtedy, kiedy biegnie się w złym kierunku”.
Morderców tropimy w czwartki – Richard Osman, przełożyła Anna Rajca-Salata, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2020, 448 stron, literatura angielska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Dodaj komentarz