Bezczelna, zarozumiała, arogancka, obcesowa, pyskata, zuchwała, impertynencka… i tu można wstawić sobie kolejny synonim, określający autorkę, w podważaniu „świętych” konwenansów, norm społecznych i autorytetów je ustanawiających oraz odważna w mówieniu „nie”, bo śmie mieć wątpliwość, której nie rozwiali dorośli, zbywając ją ogólnikami albo strasząc Babą Jagą, piekłem, Sinobrodym lub wyklęciem rzuconym przez ostracyzm.
Tak określa się osoby, które po latach spolegliwości, spełniania oczekiwań innych, grania narzuconych ról perfekcyjnej pani domu, matki, żony i pracownika, układności wobec obowiązujących układów, zaczynają być asertywne. Dokładnie to spotkało autorkę tych wątpliwości, z którymi podzieliła się w formie kompilacji refleksji, wynurzeń, obnażeń, wspomnień i wyrzuceń z siebie tego, co jej w umyśle, na sercu i wątrobie leżało i gniło, trując od środka. Autorka, również stand uperka, blogerka i vlogerka, porwała mnie jednym, jedynym wystąpieniem o prawie do przeżywania i wyrażania własnych emocji, wygłoszonym z szybkością karabinu o dziegciowej gęstością treści. Pozostałe (sprawdziłam!) są równie stawiające dotychczasowy świat na głowie. Według jednych, tych dobrze wpisanych w świat zastany i niemających żadnych wątpliwości. Dla tych innych stała się ucieleśnieniem ich własnych przemyśleń, a przede wszystkim odwagi, by o podejrzeniach, że ten świat zastany jest nagi jak król i jednak stoi na głowie, mówić głośno i wprost, a w chwili najwyższej emocji okrasić pieprznym określeniem. A przede wszystkim, jak wypisać się z tego fejkowego kursu życia czy chocholego tańca prosto z Wesela Stanisława Wyspiańskiego (literacki stand uper Młodej Polski!) i zacząć inny, oparty na mocnych wartościach, a nie na ich pozorach, czyli konwenansach.
Jednak uwaga – autorka nie daje gotowych recept!
Nie poczuwa się do roli przewodniczki. Wręcz odżegnuje się od bycia autorytetem, bo sama nie wie, gdyba, nie odpowiada na żadne z ważnych pytań (od tego są filozofowie), nie posiada pełnych kompetencji, nie zna, a jedyna co ma, to wątpliwość. Jej jedyną bronią przed tą niewiedzą, niepewnością i lękiem nieprzewidywalności płynącym zeń, jest dystans budowany żartem, kpiną, ironią, sarkazmem i humorem zamieniającymi tragedię w przygodę niemalże życia do tego stopnia, że zaczynają zazdrościć jej inni. Sama też trochę tu i ówdzie pozazdrościłam jej tego kopania przez życie albo inaczej – umiejętności przetwarzania potwornego w komiczne. Nie daje więc żadnej instrukcji obsługi życia, bo nikt takowej jej również nie wręczył, mimo że dużo naobiecywał (czytaj: nakłamał), ale jedno może – opowiedzieć o próbach kierowania własnym statkiem, błędach znoszących go z kursu, naprawach odzyskania kierunku i płynięcia po omacku poprzez sztormy i bezwietrzne dni, by ustać przy sterze w roli kapitana, a nie majtka lub gorzej – niewolnika pod pokładem i odnaleźć w nim metodę zarządzania oraz środek ciężkości, by nie zwariować. Chociaż mało brakowało! Jednak zdążyła przed totalną katastrofą skorzystać z pomocy psychiatry i psychoterapeuty, nie mając problemu z mówieniem o tym, bo utrata zmysłów występuje częściej niż katar. Pochyla się więc nad rzeczywistością – tą zbrukaną kurzem, brudem i melą żula wycharczaną po męsku przy przystanku, w oparach jeszcze ciepłego moczu zwilżającego płytki chodnikowe. To tam dostrzega i obnaża hipokryzję, punktuje zalety, wydobywa z mroku niezauważalne, obala mity, depcze uprzedzenia, broni słusznego, mając nadzieję, że rozbawi, zdystansuje, ukoi, owinie kolczastą kulkę w bawełnę, by mniej raniła i zachęci do docenienia tego, co obok lub pod nosem.
Zaprasza w podróż!
Po własnym życiu od dzieciństwa do chwili obecnej z czternastoma przystankami-rozdziałami. Każdy z tematem, wobec którego ma wątpliwość.
Każdy dedykowany tym, którzy czują tak samo lub wydaje im się podobnie albo są sprawcami podtrzymywania i bezmyślnego powielania odziedziczonych złudzeń i uprzedzeń.
Każdy z nich do osobistego przyłożenia do własnego serca, rozumu oraz wątroby i wyciągnięcia indywidualnych wniosków. I uwaga, najtrudniejsze – zastosowania w życiu. Autorka pokazuje, jak to robi, opisując nieuniknione konsekwencje bycia świadomą własnej wartości, podążania wyznaczoną przez siebie drogą, porzucenia dotychczasowych ról, kochania siebie, a dopiero potem innych, bycia „niegrzeczną” dziewczynką, chociaż świat ich nie lubi, bycia kobietą idącą pod prąd, bo mającą własny pomysł na szczęśliwe życie, a przy tym w nieustannej asyście człowieczej ułomności, do której też ma prawo.
I to jest najbardziej smutne w tym wszystkim.
Nienormalne, które zostało uznane za standard narzucany innym i normalne, które uchodzi za wypaczenie, a osoba walcząca na wojnie życia o przywrócenie kierunku i proporcji w nim, za bohaterkę. Z całej książki wyłania się cichy, negatywny bohater drugoplanowy, którym jest społeczeństwo funkcjonujące w systemie i jego „święte”, a dla wątpiących pokręcone, zdeformowane, krzywdzące normy, niszczące to, co w człowieku najpiękniejsze: kreatywność, odmienność i indywidualizm. Wszystko to, co czyni świat kolorowym i ciekawym, ale dla społeczeństwa niebezpiecznie innym. Wystającym gwoździem w gładkiej desce, który trzeba wbić do końca, bo drażni. Nie dajcie się – gwoździe też są piękne, a ich urodę widać w pełni właśnie, gdy wystają.
Zawsze miejcie wątpliwość, gdy ktoś wmawia wam zupełnie coś innego.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Mam wątpliwość – Aleksandra Radomska, Wydawnictwo Wielka Litera, 2020, 264 strony, literatura polska.
Autorka w akcji.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Uwielbiam kontrowersyjną literaturę, dzięki której zamiast odpowiedzieć na pytania, rodzi się ich więcej i więcej. Przyjrzę się bliżej recenzowanej przez Ciebie pozycji. 🙂
Zapewniam ocean wątpliwości! 🙂