Ależ to silna i odważna dziewczyna ta Cassie!
Wzór do naśladowania! – pomyślałam na początku. Strażaczka, więc wysportowana. Instruktorka samoobrony, więc odważna w konfrontacji z trudnymi sytuacjami. Wolontariuszka, więc sprawdzona w chęci pomagania innym. Uprawiająca parkour, więc zwinna. Na dodatek pierwsza kobieta odznaczona medalem za odwagę w straży pożarnej w Austin w Teksasie. Bezwzględnie przestrzegająca sztywnych zasad obowiązujących w zespole strażackim, a zwłaszcza jednej – żadnych romansów z kolegami. Z tym akurat nie miała problemu, bo była odporna na codzienne widoki męskich torsów niczym żywych Adonisów. Z jednego, prostego powodu – nie wierzyła w istnienie miłości. Nigdy nie kochała i uważała, że to uczucie było dla słabeuszy. Nie cierpiała romantyzmu, kobiecości i durnych emocji charakterystycznych dla zakochanych. Była aseksualnym, androgynicznym ludzkim robotem, obojętnym na wszelkie doznania fizyczne i wyzutym z emocji.
A poza tym – zero seksu!
Zaraz, zaraz! Jak to – zero? Ja rozumiałam, że dwudziestosześcioletnia dziewczyna chce spełnić się zawodowo, przestrzegając żelaznych zasad w zespole strażackim, ale w ogóle zero? Całkowicie? Nawet w życiu prywatnym? Nawet dla zdrowia? W tym momencie Cassie przestała być dla mnie wzorem do naśladowania, bo coś mi tu nie pasowało. Pewnie nie odkryłabym dokładnie – co, gdyby nie katastrofalne wydarzenie, które przekreśliło jej awans w straży pożarnej w Austin i prośba matki o zamieszkanie z nią w niewielkiej miejscowości, w innym stanie. Cassie nie miała wyjścia, ale przenosząc się do nowego miejsca i nowego zespołu strażackiego (bardzo seksistowskiego!), była pewna, że przeniesie również wszystkie zasady, których niezmiennie przestrzegała i nic się przynajmniej w tym zakresie nie zmieni.
Przeliczyła się!
Już pierwszego dnia pracy w straży zobaczyła radosne oczy i zabójczy uśmiech mężczyzny, który zatrzymał czas, wywołał iskrę chemii i zaczął, za każdym razem i wbrew jej woli, powoli rozpuszczać stalowy pancerz ochronny i unieszkodliwiać zasieki oraz miny na ścieżce do jej serca.
Historia rozwoju ich zakręconego uczucia czytała się sama!
Jednak obok zabawnego, wciągającego i urokliwego wątku romantycznego w ciekawym środowisku strażaków, moją uwagę skupiały na sobie jeszcze dwa inne, które wykraczały poza funkcję powieści rozrywkowej dostarczającej tylko przyjemności z niej płynącej. Pierwszym była przemiana opancerzonej osobowości głównej bohaterki, którą ukształtowały dwie traumy z okresu nastoletniego. Drugim był motyw przebaczania sobie i innym. To nie uroczy romans bohaterów mnie wzruszył w tej historii.
Prawdziwe łzy (przydały się chusteczki otrzymane wraz z książką!) polały się w momentach trudnych, bolesnych, skrajnie emocjonalnych przemian Cassie, w których krwawo pękał pancerz cyborga, a jej wnętrze zalewały nieznane jej uczucia, z których najsilniejszym była miłość. Autorka ten proces psychoterapeutyczny ukazała wiarygodnie, precyzyjnie i bardzo emocjonalnie. Odzyskiwanie powoli wiary w miłość i zrozumienie, że nie jest tylko dla słabeuszy, zamieniało romans w terapeutyczną historię optymistyczną. Opuściłam Cassie, będąc przekonaną tak, jak ona, że miłość to jedyne uczucie mające moc leczenia ran. Nawet tych najpotworniejszych i najgłębszych, wręcz traumatycznych. Że daje siłę pozwalającą przeciwstawić się złu i upomnieć o swoje prawo do szczęścia. Że warto dać sobie szansę i pozwolić sobie wymienić zębate kółka bezuczuciowej maszyny na emocje, muzykę, taniec, kolory i śpiew kochającego człowieka. Na stanie się kobietą, która kocha mimo koszmarnej przeszłości.
To mądry romans terapeutyczny, który namawia do pozytywnych emocji, tych najbliższych sercu, o potężnej mocy uzdrawiającej każdą okaleczoną duszę.
Z chęcią przyłączam się do tak pozytywnej akcji na Instagramie.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
To, co bliskie sercu – Katherine Center, przełożyła Agnieszka Wilga, Wydawnictwo Muza, 2020, 480 stron, literatura amerykańska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Dodaj komentarz