Zdaję sobie sprawę, że te wspomnienia prawdopodobnie nigdy nie ukażą się na księgarskich półkach.
Autor tej myśli nie przypuszczał, że jednak się ukażą. Że po latach jego stryjeczne rodzeństwo wyblakły nieco, 177-stronicowy wydruk komputerowy – będący jedyną ocalałą formą tego zapisu, przekaże do Ośrodka KARTA w 2005 roku. Że w 2020 roku wspomnienia pojawią się na rynku wydawniczym już jako wydanie trzecie. Że ich przesłanie w XXI wieku zabrzmi mocno i aktualnie.
Szesnastoletni autor trafił ochotniczo do Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie w 1942 roku, w której strukturach pełnił funkcję egzekutora wyroków śmierci wydanych przez przełożonych na kolaborantów, Niemców, nielojalnych volksdeutschów, a potem Ukraińców, milicjantów, współpracujących z SB i członków PPR. Miałam wrażenie, że czytam wspomnienia składające się z dwóch głosów pierwszoosobowej narracji.
Pierwszym był nastolatek Stefan.
Jeszcze dzieciak, który z ochotą zgłosił się likwidować wrogów Ojczyzny. Brawurowo, bez zastanawiania się i z zaangażowaniem wykonywał wyroki. Uważał to za rzecz zupełnie normalną, za rzecz, która musi być zrobiona, za spełnienie zwykłego patriotycznego obowiązku. Towarzyszący strach eliminował, nie zastanawiając się nad swoimi czynami i ich konsekwencjami. Nie dbał o własne życie, a tym bardziej o życie innych. AK było mu rodziną, której praktycznie już nie miał. W dywersji czuł się spełniony, potrzebny i ważny z pistoletem u boku. To w jej strukturach specjalizował się w strzelaniu, w czym był jednym z najlepszych i najpewniejszych i które przede wszystkim lubił bardziej niż wkuwanie łaciny. Do tego stopnia, że zabijanie zaczynało sprawiać mu przyjemność. Lubił patrzeć umierającemu człowiekowi w oczy, a potem, widząc lecące bezwładnie ciało, rozmyślać o wspaniałej broni tak dobrze leżącej w dłoni i niezawodnej w trakcie „roboty”. Z czasem przekroczył granicę swoich uprawnień, zabijając bez rozkazu, które stało się metodą na rozwiązywanie własnych problemów lub formą zemsty. Nawet wiarę bezrefleksyjnie dopasowywał do swojego postępowania, wyznając – Idąc nieraz na roboty, robiłem po cichu układy z panem Bogiem, że jeżeli mi się poszczęści i danego skurczybyka odpowiednio naszpikuję ołowiem, to przez następny tydzień będę dobry i czysty w myśli, mowie i uczynku… Z tych wspomnień wyłania się twardy, bezkompromisowy, bezwzględny, niezawodny, wierzący, zaufany partyzant, który był przekonany, że spełnia patriotyczny obowiązek. Bohaterski żołnierz dywersji, który ciężko pracuje dla Ojczyzny i który podziwia owoce swojej pracy.
Tę butną postawę negował dorosły Stefan.
Włączał w swoje wspomnienia komentarze, myśli, refleksje, oceny i opinię mężczyzny już dojrzałego. Człowieka u schyłku życia, u którego pierwsze wątpliwości pojawiły się po zastrzeleniu przyjaciela z dzieciństwa. Wtedy po raz pierwszy zaczął uświadamiać sobie, że może ta partyzantka to przegrana sprawa, że te poświęcenia i tragedie nie mają wiele sensu. W wieku podeszłym miał już wypracowany krytyczny światopogląd na swoją postawę, wybory i dokonania z lat chłopięcych.
Wręcz je potępiał!
Wybór aktywnego życia w AK, które dawało mu wikt i opierunek, widział jako ucieczkę od nudnej realności, w której trzeba było uczyć się, pracować i zabiegać o byt. Sposób myślenia nastolatka za wypaczony. Wychowanie przesadnie patriotyczne w domu rodzinnym za szkodliwe dla ukształtowania odpowiedzialnego i krytycznie myślącego człowieka. Spełnienie marzeń bycia człowiekiem opanowanym, bez lęku i skrupułów za zostanie gorszym od najpodlejszego zwierzęcia znajdującym się na samym dnie bagna ludzkiego. Wszystko to z perspektywy lat wywoływało w autorze niesmak, żal za uczynione krzywdy i świadomość ich nienaprawialności. Ten drugi głos dorosłego Stefana nadawał cynicznym wspomnieniom nastolatka charakteru rozliczenia z ciążącą mu przeszłością. Formę terapeutycznego listu do potomnych potępiającego zło i bohaterstwo z jądra bagna ludzkiego, ale z medalem na piersi. Postać swoistego rachunku sumienia, spowiedzi, żalu za grzechy i pokuty, którą zadał sobie sam.
13 stycznia 1993 roku popełnił samobójstwo.
Autor nie przewidział jeszcze jednego – szumu, jaki wywołają jego wspomnienia po ich pierwszym wydaniu. Szerokiej polemiki wokół niej, naruszającej tabu pełnej prawdy o żołnierzach AK i kwestionującej dotychczasowe pojęcie bohaterstwa. Pokłosie tej fali dyskusji, w której wzięli udział kombatanci AK, dziennikarze, historycy, członkowie rodzin osób zabitych w egzekucjach oraz antropolog kultury, Wydawca umieścił jako ważną i cenną wartość dodaną do wspomnień. Bardzo żywo polemizującą ze wspomnieniami i z wewnętrznymi nawiązaniami do dyskutantów. Emocjonalną, ale i rzeczową, pozostawiającą miejsce na mój własny w niej głos.
Przede wszystkim cieszę się, że istnieje wydawca, który takie kontrowersyjne materiały publikuje.
Są potrzebne chociażby po to, by nie pozwolić fali wychwalanego bohaterstwa żołnierzy na zalanie, odmętami bezrefleksyjnej euforii, pamięci o jego kosztach. By wymiar antywojenny brzmiał głośniej niż wychowanie patriotyczne, o którym autor napisał – Gdy się dziecku od kolebki wpaja, jak ważna jest Ojczyzna i że trzeba za nią walczyć z nieprzyjacielem aż do śmierci lub zwycięstwa, to to dziecko, gdy dorośnie, będzie walczyć na rozkaz i strzelać do każdego, kto ma inne poglądy lub jest innej narodowości. […] Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń i różnych organizatorów politycznych. Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą i to giną niepotrzebnie.
Te odwrócone proporcje bohaterstwa i antywojennych haseł widzę we współczesnej edukacji dzieci i młodzieży.
Narzucane odgórnie priorytety w kierunkach polityki oświatowej kładą nacisk na wychowanie patriotyczne i apoteozę bohaterstwa, a nie na hasła antywojenne. Powszechność klas mundurowych w szkołach ponadpodstawowych, w których, w ramach przysposobienia wojskowego, uczy się nastolatków obsługiwać broń i strzelać, czyli zabijać. Cisza ze strony psychologów i pedagogów, którzy nie protestują i nie naciskają na decydentów przeciwko takiemu współczesnemu wychowaniu do wojny, a nie przeciwko niej. Dlatego najcelniejszym uzasadnieniem potrzeby wspomnień przywracających krytyczne myślenie naszemu społeczeństwu były dla mnie dwa ostatnie zdania Zbigniewa Gluzy kończące wstęp od Wydawcy – W państwie, którego oficjalni przedstawiciele potrafią zachwalać wojenną mobilizację patriotyzmu, spowiedź nastolatka, wysłanego z bronią, by bez litości zabijał, może pomóc przywrócić proporcje. Warto przypominać: wojna to czyste zło.
Tak samo, jak przemilczanie tego problemu.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2020 roku.
Egzekutor – Stefan Dąmbski, Wydawnictwo Ośrodek Karta, 2020, 168 stron, wydanie 3, literatura polska.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Dodaj komentarz