Życie na miarę: odzieżowe niewolnictwo – Marek Rabij
Wydawnictwo W. A. B. , 2016 , 222 strony
Literatura polska
Niewolnictwo odzieżowe to węzeł gordyjski!
Ten, kto go rozwiąże, będzie geniuszem. A wydawało mi się, że to takie proste. Myślałam, że reportaż autora utwierdzi mnie w tym. Pomoże zrozumieć problem i jasno określi sposoby jego rozwiązania. O ile z pierwszego wywiązał się idealnie, o tyle drugi skomplikował jeszcze bardziej.
Nic w nim nie było ani proste, ani łatwe.
Ten smutny wniosek przyjęłam z niechęcią, bo wydawało mi się, że wystarczy dobra wola i kilka kroków kompromisu ze strony koncernów odzieżowych, pomoc organizacji humanitarnych i rządowych oraz kampania uświadamiająca ludzi, zmieniająca ich zachowania konsumpcyjne i… voilà! Nie ma problemu! Nic z tego. Nie wystarczy. Dlaczego nie wystarczy, pokazał autor w swoim reportażu.
Punktem wyjścia tego zjawiska społeczno-gospodarczego uczynił jedną z największych katastrof budowlanych przemysłu odzieżowego w stolicy Bangladeszu, Dhace. W ruinach wielopiętrowego budynku Rana Plaza, w którym mieściły się szwalnie i magazyny firmy odzieżowej, zginęło ponad tysiąc osób. Pamiętam szum medialny, jaki podniósł się po tym wydarzeniu, ale pamiętam też, jak szybko opadł. Autor pojechał do Bangladeszu dopiero wtedy, kiedy wszystko wróciło do normy. Postanowił dowiedzieć się, czy podobny los nie spotkał – lub czy nie spotka w przyszłości – także ludzi szyjących ubrania dla polskich firm odzieżowych.
Od jednego ze starszych mieszkańców stolicy Bangladeszu usłyszał – Proszę cię więc, skoro już znalazłeś się tutaj, po prostu opisz wiernie, co widzisz i słyszysz. Nie współczuj, nie płacz, nie szukaj na siłę biedy i niesprawiedliwości. Wystarczy ci tej, którą spotkasz tu na każdym kroku.
Autor spełnił prośbę.
Nie oceniał, nie komentował, nie interpretował. Przedstawiał fakty zebrane od różnych ludzi i z różnych sfer biznesowych. Docierał do właścicieli fabryk, do pracowników, do agentów profesjonalnego zarządzania produkcją i do podwykonawców – właścicieli małych pracowni krawieckich, cytując ich wypowiedzi i przytaczając fragmenty rozmów. To szerokie podejście do tematu pozwoliło na odtworzenie linii produkcyjnej odzieży od zlecenia do klienta, ukazując skomplikowane mechanizmy biznesu nastawionego tylko i wyłącznie na zysk generowany przez oczy klientów, którzy kupują oczami. A ich wzrok – nawet po Rana Plaza – w pierwszej kolejności pada na cenę. Próby ingerencji o charakterze humanitarnym w zastaną sytuację zawsze kończyły się katastrofą przede wszystkim dla tych, którzy byli ich adresatami – pracowników. Autorowi udało się również wskazać generalną przyczynę problemu – klienta. Człowieka, który niczym odzieżowy Belfegor do perfekcji opanował zamienianie dość prozaicznej w gruncie rzeczy potrzeby ochrony ciała przed warunkami atmosferycznymi w rozmaite pragnienia wyższego rzędu. Idealnie ukazał patologię mechanizmu, o którym pisał i przed którym przestrzegał Rafael Santandreu w Twoim umyśle na detoksie. Jak zauważa autor w tonie humoru noir – Abraham Maslow pewnie przewraca się w grobie, skoro potrzeba nowego ubrania dla klienta z kilkunastu najlepiej rozwiniętych krajów świata znalazła się na piątym miejscu dziewięciu najczęściej wskazywanych produktów.
O pięć oczek wyżej niż WODA!
Ale nawet, gdyby cudem, klienci świata mody, którym świadomość w pełni kształtuje byt w postaci najnowszej torebki znanej marki, nagle zmienili swoje postrzeganie siebie, swoich potrzeb oraz priorytetów i „uciekli” z biznesowego łańcuszka procederu niewolnictwa odzieżowego, to w ten sposób zabraliby źródło zarobku milionom ludzi, a rządowi 76% wartości całego bangladeskiego eksportu oraz branżę, która jest pojemną maszynką zatrudniającą to, co kraj ma najtańszego i w dużej liczbie – siłę roboczą. Likwidacja niewolnictwa odzieżowego, które jest filarem gospodarki Bangladeszu można porównać do likwidacji branży surowcowej w Rosji, sektora turystycznego w Hiszpanii lub motoryzacji w Niemczech.
Oto skala problemu!
A przy okazji skala biedy, którą autorowi udało się zdefiniować, ukazując jej dno. W poszukiwaniu materiału do reportażu trafiał do mieszkańców najbiedniejszych dzielnic Dhaki. W opisach warunków ich życia, a właściwie wegetacji, najbardziej wstrząsnęła mną wypowiedź Jemimy.
Operatorki maszyny do szycia, mieszkającej na Wyspie budowanej ze śmieci, wciśniętej między bogate dzielnice centrum stolicy.
Dziewczyny, która powiedziała – Ja jestem silna jak koń, spokojnie wytrzymam bez jedzenia dwa dni, ale młodsze dziewczęta albo te we wczesnej ciąży? Czasem przykro patrzeć, jak się męczą. Nie jeść dwa dni i współczuć mającym jeszcze gorzej? Może być jeszcze gorzej!? O takich sytuacjach czytałam tylko we wspomnieniach z obozów koncentracyjnych. Jak to ogarnąć!?
A przecież tylko o tyle prosił stary Banglijczyk – nie współczuć, nie płakać, przyjąć tylko do wiadomości fakty.
Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Tagi: książki w 2017
Dodaj komentarz