Złodziejka książek – Markus Zusak
Przełożyła Hanna Baltyn
Wydawnictwo Nasza Księgarnia , 2008 , 495 stron
Literatura australijska
W tej książce jest śmierć. Na okładce, na każdej stronie snutej historii i w narracji. Pan śmierć, tak ON, który łamie wszystkie stereotypy i schematy go dotyczące. Nie ma sierpa ani kosy, ani trupiej czaszki zamiast głowy, za to jest wyposażony w dar synestezji. Widzi najpierw kolory, a potem ludzi, najpierw barwy otoczenia, a potem miejsce, w którym się znalazł. Zajmuje się wyczerpującym zajęciem przyjmowania w swoje ramiona dusz opuszczających ciało, planowanym gdzieś tam odgórnie. Ktoś musi to robić i nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić, dlatego czasami jest wyczerpany, zmęczony. Zwłaszcza, gdy ludzie swoim zachowaniem wywołującym wojny, dostarczają mu zajęcia w masowych ilościach. Wtedy ma ochotę wszystko to zdeptać, zmiąć gazetowe niebo i wyrzucić w kąt, ale również, przedzierając się przez gąszcz zbieranych dusz i stojących za nimi historii, ma okazję przyjrzeć się ich przeszłości. Z tego morza dusz wyłowił jedną, dziewczęcą. Dziesięcioletniej Liesel Meminger.
Dlaczego właśnie ją?
Bo kochała książki. Uwielbiała słowa niosące ze sobą nowe znaczenia, inne światy. Ceniła ich dar budowania i nienawidziła siłę niszczenia. I ilekroć śmierć ją spotykał, tylekroć właśnie je kradła. Chociaż, moim zdaniem, prawdziwej kradzieży dopuściła się tylko raz i to w słusznej sprawie.
Nie dziwię się temu wyborowi śmierci. Sama postrzegam w tłumie najpierw tych pochylonych nad książką, mających moc przykuwania mojej uwagi. Widzę zamarłą wokół nich przestrzeń, wyłączoną z otaczającego ich świata, niemal ciszę jak w oku cyklonu. Być może śmierć widział jeszcze kolor? Ciekawe jaki? Choć opowiadał dużo o barwach godziny, nieba i pory dnia, ale o tym niestety nie wspomniał. Za to pięknie opowiedział historię tej złodziejki książek, a nawet ją narysował:
Na tym obrazku zamieścił wszystko: Liesel, jej przyjaciela Rudy’ego, niemiecki kraj w czasie II wojny światowej, Hitlera, siebie w stosie trupów i zwyczajne życie, w którym świeci słońce. Jednym zdaniem, jak sam określił: Był to wspaniały dzień, a nazistowskie Niemcy były cudowną krainą.
Jak to możliwe?
Możliwe jeśli się ma dziesięć lat, żadnej wiedzy na temat II wojny światowej dopiero się zapisującej na kartach historii, nie rozumie się polityki świata dorosłych, posiada kochających rodziców zastępczych i wspólne , niebezpieczne z nimi tajemnice, rozkochanego w sobie przyjaciela i miłosierną zdolność przystosowywania się do warunków, których nie jest się w tak wczesnym wieku skonfrontować z tym, jak powinno być. Po prostu świat dziecka: prosty, nieskomplikowany, w którym Paranoja nastolatki jest przytłaczająca. Ulga nastolatki graniczy z euforią. Myliłam się jednak, że przejdę przez tę opowieść bez jednego wzruszenia, bez jednej łzy, mimo że śmierć robił wszystko, aby mi tego oszczędzić. Uprzedzał fakty, nie doprowadzał mojej ciekawości do granic cierpliwości, nie stopniował napięcia, wcześniej odkrywał tajemnice, uprzedzał fakty, zapowiadał rozwiązanie problemów, zdradzał końce historii, bo jak sam mówił: Tajemnice nudzą mnie i męczą. (…) To mechanizmy, które napędzają wydarzenia, interesują mnie, zadziwiają, konsternują i denerwują. Więc mnie nie zadziwiał, nie konsternował i nie denerwował. Pokazywał przeszłość i przyszłość bohaterów we wszystkich barwach, które tak lubił i poprzez które postrzegał wydarzenia. Wojnę i zaplątane, zagubione w niej dziecko.
Nie pomogło.
Bo nie w odkrytych kolorach życia tkwiła tajemnica emocji, ale w więziach międzyludzkich świata dziecięcego niszczonego przez dorosłych i w bezradności samego śmierci wobec takiego świata.
Bezsilność też wywołuje łzy.
Tutaj obejrzałam film promujący tę książkę.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Dla młodzieży
Tagi: Żydzi
Dodaj komentarz