Witkacowskie muzy: kobiety w egzystencji i dziele artysty – Dominika Spietelun
Wydawnictwo Universitas , 2013 , 246 stron
Literatura polska
Otrzymałam zaproszenie!
Na spotkanie autorskie z Dominiką Spietelun.
Doktorem nauk humanistycznych, badaczką związków zachodzących pomiędzy literaturą a innymi dziedzinami sztuki, autorką tej publikacji, będącej pokłosiem doktoratu – jak przeczytałam wewnątrz zaproszenia. Moją uwagę zwróciło to ostatnie wyrażenie – „pokłosie doktoratu”. Mając rozbieżne doświadczenia z tego typu publikacjami, od udanych, jak Biały z zazdrości Omara Sangarego, po mniej udane, jak Ich Miasto Anis D. Pordes, z ostrożnością, ale i z zaciekawieniem wypożyczyłam tę pozycję. Lubię być przygotowana do tego typu spotkań.
Już podtytuł trochę mnie zaniepokoił – kobiety w egzystencji i dziele artysty. Nie można było prościej? – pomyślałam. Skoro praca opuściła środowisko akademickie i trafiła do szerszego grona odbiorców, to nie przystępniej byłoby – kobiety w życiu i twórczości artysty?
Otóż nie!
Egalitaryzm w literaturze też ma swoje granice. Zrozumiałam to po przeczytaniu wstępu i pierwszego rozdziału poświęconemu Witkacemu, w których autorka zdecydowanie i wyraźnie podkreśliła znaczenie, zakres i pojemność pojęcia „egzystencja”, która w kontekście Witkacego nijak ma się do pojęcia „życie”. Słuszność moich spostrzeżeń potwierdziła sama autorka w rozmowie po oficjalnym spotkaniu, a co ujęła w tym zdaniu – Jest to świadomy, chociaż z pozoru anachroniczny może zamysł, aby badać biografię artysty, rozpoznaną nie w perspektywie sumy faktów zewnętrznych, lecz jako celowo kształtowaną przez niego autokreację, będącą spełnieniem własnego zamysłu twórczej egzystencji, i badać – mówiąc językiem Marii Janion – nie biografię, a egzystencję. To seria tomów Transgresje Marii Janion była inspiracją dla właśnie takiej postawy metodologicznej w tej pracy badawczej.
I w tym też zamyśle kryje się innowacyjność tej pracy doktorskiej.
Autorka wyszła z założenia, że należy pokazać, że jeszcze nie wszystko powiedziano, że to, co już powstało, należy do przeszłości, a trwające dziś domaga się nowego, innego, świeżego spojrzenia, czytania, uaktualnienia treści znanych, zinterpretowania adekwatnego do teraźniejszości. I ta świeżość oraz inność kryje się we wnikliwym spojrzeniu w istotę postaci jego twórczości, ponieważ w dotychczasowych opracowaniach nie są analizowane psychologicznie, jako bogate wewnętrznie osobowości. Nie było jednak ambicją autorki analizowanie wszystkich bohaterów, ale ich ścisłą i starannie wybraną grupę – kobiety.
Dlaczego?
Na to pytanie odpowiem cytatem – Spójrzmy na dzieła Witkiewicza. Ile tam kobiet… Karty powieści, dramatów, obrazy, pastele, rysunki, fotografie, a na nich roje kobiet, ich ciał wijących się, ich twarzy wykrzywionych jakby grymasem metafizycznym, ich pełnych ust i wielkich skośnych oczu. To portrety kobiece, niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, portrety, które nie powstałyby, gdyby pierwowzory nie zainspirowały artysty, gdyby nie jego muzy. Rzeczywiste kobiety, które pojawiły się w egzystencji Witkacego, były tak stymulujące, że przeszły z realnego świata w świat sztuki, który zdominowały, nadając mu swoisty charakter.
Stąd podział pracy na pięć części.
Pierwsza zawierała informacje o Witkacym jako kreatorze własnej egzystencji. Autorka nie bała się w niej ukazać własnego obrazu Witkacego, starając się obalić jego legendę. Unikała Witkacego narkomana i „wariata z Krupówek”. Przeciwstawiała się odważnie wnioskom znanych i uznanych biografów i badaczy twórczości artysty, stawiając własne tezy i udowadniając je argumentami. Przy okazji dowiedziałam się, że jeden z rozdziałów pracy został pominięty w tej publikacji, jako nie do przejścia dla przeciętnego odbiorcy, bo poświęcony światopoglądowi artysty o dużej dozie filozofii. I to było jedyne ustępstwo autorki, i dokładnie w takiej formie, na rzecz egalitaryzmu w literaturze. Pozostałe cztery części poświęciła najbardziej znaczącym kobietom – Irenie Solskiej, Jadwidze Janczewskiej, Jadwidze Witkiewiczowej i Czesławie Oknińskiej- Korzeniowskiej. A ponieważ, jak wcześniej wspomniałam, autorka jest badaczką kontekstów interdyscyplinarnych, zajęła się nie tylko literaturą, ale i malarstwem, rysunkiem oraz, bardzo niedocenianą w twórczości Witkacego, fotografią. Wybór bliższej analizy tychże dziedzin sztuki zależał od obrazu kobiety, który malowała słowami. To rzadkość w pracy doktorskiej. O ile wstęp i pierwszy rozdział był bardzo „naukowy”, o tyle pozostałe rozdziały poświęcone jego czterem muzom miały charakter dynamicznej, pełnej skrajnych emocji opowieści o nieprzeciętnych ludziach, silnych osobowościach uwikłanych w związki i zależności, które miały ogromny i determinujący wpływ na Witkacego, włącznie z przenoszeniem tychże realiów do sztuki.
Każdy rozdział niósł ze sobą inną, odmienną od wcześniejszego, atmosferę, chociaż wszystkie składały się na jeden spektakl dramatyczny w teatrze życia.
Irena Solska – fatalna i demoniczna kochanka odzwierciedlona w dramatach.
Jadwiga Janczewska – narzeczona uwieczniona w fotografiach. Niewinna, krucha, młodziutka, która, popełniając samobójstwo, przyczyniła się do kryzysu światopoglądowego i egzystencjalnego Witkacego. Nikt nie przypuszczał, że to właśnie ona ukaże artyście tragizm bytu, absurdalność rzeczywistości, pustkę i nicość.
Jadwiga Witkiewiczowa – żona-przyjaciel, której obraz autorka oddała najwszechstronniej, bo i materiałów źródłowych zachowało się najwięcej – obrazy, literatura, fotografia, ale przede wszystkim listy do niej liczone w tysiącach. Przyjemność oglądania (są ozdobione odręcznymi rysunkami), czytania i dotykania miałam dawno temu, kiedy dział rękopisów w Książnicy Pomorskiej im. S. Staszica w Szczecinie, która jest w ich posiadaniu, był bardziej przystępny dla czytelników. W obecnej chwili można liczyć na ewentualne wystawy, które biblioteka organizuje. Ostatnią, poświęconą Witkacemu i udostępniającą między innymi treść listów, zwiedzałam w grudniu 2015 roku.
I ostatnia muza Witkacego – Czesława Oknińska-Korzeniowska. Destrukcyjna kochanka i współuczestniczka a zarazem świadek (uratowany!) samobójczej śmierci artysty.
Każda z tych kobiet funkcjonująca w życiu Witkacego w roli męża, przyjaciela oraz kochanka została ukazana w tych kontekstach we wspomnieniach osób ją znających ze świata artystycznego, spośród przyjaciół lub rodziny, jak i w twórczości artysty jako pokłosie jego przeżyć, emocji i treści życia w postaci wybranych dramatów, listów, obrazów i fotografii.
Dwa ostatnie w osobistej interpretacji autorki.
Tego dowiedziałam się w rozmowie, kiedy wspomniałam, że w tej pracy jest ona sama. A dokładniej jej pasja i wysoki poziom empatii w zdaniach, które niosły mnie, oddając tragizm sytuacji i dramat bohaterów opracowania oraz wachlarz targających nimi emocji od miłości po depresję. Wtedy też autorka opowiedziała mi o stosowanym sposobie interpretacji dzieła – wpatrywanie się w obraz lub fotografię, analizowanie szczegółów, „wczucie się” w przekaz, by ubrać doznania w słowa. Dlatego te fragmenty rozdziałów były krótkie, ale głęboko wchodzące w intymność postaci, a przez to bardzo treściwe.
Po co to wszystko?
Aby pokazać, że Witkacy nie tworzył według schematu. Dzięki spojrzeniu, które opisała autorka, można dostrzec lub otrzymać możliwość ujrzenia złożoności wykreowanej postaci, zewnętrzną i wewnętrzną atrakcyjność, inteligencję, talent, wrażliwość, delikatność, siłę, zatem to, co najważniejsze – wewnętrzne bogactwo osobowości. To zaś doprowadza nas do sedna, do poznania całości dzieła Witkacego.
I coś w tym jest!
Będąc w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie na przedstawieniu Szewców w bardzo uwspółcześnionej wersji, odbierałam przede wszystkim jego ponadczasowy, wręcz profetyczny przekaz na temat społeczeństwa i jego kondycji. Dzięki tej pozycji mogę dopełnić go treścią skupioną na bohaterach, których głębi psychologicznej (o korzeniach powstania nie wspominając) nie dostrzegałam, bo nie znałam. Ta pozycja to brakujący element we współczesnych opracowaniach oraz interpretacjach twórczości i biografii artysty, spajający i ukazujący je panoramicznie.
Czy obalający legendę tak, jak chciała autorka?
Może tę powierzchowną, powszechnie znaną, ale dla mnie, trwającą nadal, chociaż już w zupełnie innym kontekście – legendy nie tylko artysty, ale przede wszystkim nieprzeciętnego człowieka.
Autorka postarała się nie tylko o rzetelną treść opracowania zilustrowaną interpretowanymi obrazami i fotografiami,
o bogaty wybór źródeł dokumentalnych, ale i o piękno języka narracji. Dawno nie czytałam tak dopracowanego stylistycznie, gramatycznie i ortograficznie tekstu. Czułam, że kryje się za tym nie tylko dokładność, dbałość o szczegóły i rzetelność, ale i czas powstawania pracy. Nie myliłam się. Na pytanie o to nurtujące mnie zagadnienie odpowiedziała – 6 lat!
Sześć lat przelewania fascynacji Witkacym, które zaczęło się dawno temu od tego albumu z jego obrazami.
Fascynacji, której efekt pierwotnie nie miał ukazać się szerszemu odbiorcy, bo nie taka myśl autorce towarzyszyła podczas pisania. Namówił ją do tego jeden z jej promotorów. I chwała mu za to! Nigdy nie wiadomo, kto, kiedy i dzięki czemu lub komu stanie się fanem Witkacego. A jest ich sporo, sądząc po ilości osób przybyłych na spotkanie. Zwłaszcza że Witkacy jest wielkim nieobecnym w programach nauczania szkoły ponadgimnazjalnej.
Ja się pytam decydentów – dlaczego?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Spotkania z pisarzami
Tagi: artyści
Dodaj komentarz