Warszawa literacka w PRL – Piotr Łopuszański
Wydawnictwo Bellona , 2015 , 336 stron
Literatura amerykańska
Jakżeż trudno było opanować towarzyszącą mi podczas czytania chęć oceny postaw pisarzy i poetów prezentowanych w tej publikacji. Zwłaszcza że nie robił tego autor. On tylko przedstawiał fakty. Dostarczał twarde argumenty. Wskazywał niezbite dowody, po których zawsze wymieniał konkretne nazwiska.
Co nie zmienia faktu, że kusił okazją do osądzania.
Starałam się tego nie robić, skupiając się na przyczynach, okolicznościach i warunkach kształtowania się losów głównych bohaterów, wchodzących w skład warszawskiego środowiska literackiego. A warunki ich egzystowania i rozwoju zawodowego były wyjątkowe, zwłaszcza dla artysty – czasy PRL. Okres 45 lat między 1945 a 1989 rokiem, którego pojęcie i cezury czasowe autor jasno sprecyzował we wstępie, ze szczególnym ukłonem w stronę najmłodszego pokolenia odbiorców, które może takiej wiedzy nie posiadać. Przy okazji podkreślił wyjątkowość tej publikacji – Niniejsza książka po raz pierwszy pokazuje całe środowisko literackie działające w ciągu 45 lat w stolicy, najważniejszym ośrodku kulturalnym Polski.
Autor w analizie tego zagadnienia przyjął zasadę od ogółu do szczegółu.
Podzielił ogrom materiału historycznego, którego źródła wymienił w dołączonej bibliografii, na siedem rozdziałów – czas tuż po wojnie, epoka socrealizmu i stalinizmu, czas odwilży, epoka Gomułki, epoka Gierka, czas „Solidarności” i lata osiemdziesiąte. Zasadniczą treść każdego z nich poprzedzał opisem sytuacji politycznej, społecznej, gospodarczej, a nawet zachodzących zmian architektoniczno-urbanistycznych w Warszawie, które miały mniejszy, większy lub bardzo znaczący wpływ na postawy, zachowania i deklaracje pisarzy, czy opowiadają się za komunizmem i władzą, czy skrywają się w prywatności, czy też otwarcie występują przeciw ustrojowi, licząc się z konsekwencjami, ale też i mając na każdym etapie historycznym możliwość zmiany swoich poglądów. Co zresztą biernie lub aktywnie czynili. Pozwoliło to na przyjrzenie się bardzo ciekawej dynamice zmian światopoglądowych poszczególnych osób od momentu wyboru między jedynie słuszną, polityczną linią partii a własnym sumieniem do momentu otrzeźwienia i opowiedzenia się po stronie opozycji. Zmienność i płynność poglądów była tak duża, że jeden z pisarzy swoją ewoluującą postawę ujął tak: Zacząłem od syjonizmu. Komunizm doprowadził mnie do polskości. Teraz została mi tylko polskość. Z premedytacją nie będę operowała nazwiskami, pozostawiając przyjemność odkrywania bardzo zaskakujących niespodzianek innym czytelnikom. Zdradzę tylko, że dla mnie największym zaskoczeniem był Jarosław Iwaszkiewicz, o którym niedawno czytałam w Spotkać Iwaszkiewicza, a tutaj zobaczyłam go z zupełnie innej strony. Człowieka rozpieszczanego przez władze, niezwykle pysznego oraz zadufanego w sobie i swój talent, który do końca swoich dni oczekiwał przyznania mu literackiej Nagrody Nobla (za to otrzymał nagrodę Leninowską), a na wieść o wyborze Karola Wojtyły na papieża stwierdził w swym dzienniku:”To ja powinienem zostać papieżem.” Takich zaskoczeń w tej pozycji jest bardzo dużo. Licznie ilustrowanych zdjęciami znaczących miejsc, tablic pamiątkowych i osób:
O takich właśnie wielkich nazwiskach, w bardzo szczery, obiektywny i demaskatorski sposób (cytując ich wypowiedzi), pisze autor. O ich słabościach, nałogach, uzależnieniach, orientacji seksualnej, demonach sumienia, niemocy literackiej, kastracyjnej roli partii w wyrażaniu się w twórczości, chorobach psychicznych, zawiści, egoistycznym współzawodnictwie, tęsknotach, pomówieniach, wzajemnym deprecjonowaniu, podsłuchach, niszczeniu kariery, donosicielstwie, próbach życia w epoce zniewolenia, ucieczkach mentalnych i fizycznych od życia pod dyktando partii włącznie z samobójstwem i niezgody na to, co oferował ustrój socjalistyczny.
Słuchałam autora z przejęciem!
Bo opowieść tętniła prawdziwym życiem obfitującym w tragedie, emocje i skandale. Przecież to byli moi znajomi z lat szkolnych, których poznawałam kiedyś tylko od jednej strony – literackiej. Teraz mogłam przyjrzeć się szczegółom i docenić wielkość mojej licealnej polonistki. Mając przed sobą to syntetyczne opracowanie, mogłam spojrzeć z szerokiej perspektywy na to, czym karmiono mnie i moje pokolenie oraz jak bardzo ryzykowała moja polonistka, przemycając w tej oficjalnej papce informacje zakazane. Pochwała AK, Rozmowy z katem, Zbigniew Herbert – wymienię tylko hasłowo. To jej zawdzięczam, że moja literacka przygoda była pełna i inicjująca nowe drogi poszukiwania. Niekoniecznie dla niej i dla mnie bezpieczne. To jest ta niewymierna, cicha i niedoceniana strona zawodu nauczyciela, którego owoce pracy zbiera się po kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach. Dzięki takiemu całościowemu podejściu do tematu to dostrzegłam.
Autorowi udało się coś jeszcze w tej publikacji.
Pomimo ogromu nagromadzonych faktów mocno osadzonych w historycznych realiach epoki socjalizmu, opracowanie ma charakter opowieści dobrego znajomego, spotkanego po latach, który dzieli się informacjami na temat wspólnych znajomych, powołując się na ich wypowiedzi, te oficjalne i te pisane w osobistych dziennikach, polemizując z innymi historykami i przytaczając ciekawe historyjki i anegdoty, czasami ocierające się o plotkę. Dzięki temu ujrzałam w każdym pisarzu człowieka uwikłanego, któremu towarzyszył ból egzystencji i/lub niemoc twórcza, bez względu na sytuację, w której się znalazł i jaką postawę wobec zastanej rzeczywistości przyjął. Każdy wybór przynosił nieprzyjemne konsekwencje. Nieliczni uniknęli rozdarcia, do końca wierząc w komunizm. Autor pokazywał to na konkretnych przykładach, obszerniej rozpisując się nad indywidualnymi losami literatów. I tych , którzy otwarcie sprzeciwiali się reżimowi, pisząc tylko do szuflady i dosłownie głodując. I tych, którzy wybierali drogę wolności na Zachodzie, skazując się na niszczącą tęsknotę. I tych, którzy popierali partię, opływając w przywileje – mieszkania, nagrody, możliwość publikacji, stypendia, zagraniczne wyjazdy i… wyrzuty sumienia. Każda wybrana droga w jakiś sposób skazywała artystę na cierpienie i ponoszenie konsekwencji swojego wyboru – uzależnienie, ostracyzm, choroba, kastracja twórcza czy samobójstwo.
Ale może właśnie to cierpienie wynikające z rozdarcia moralnego, którego efektem jest tak różnorodny dorobek literacki (i ten aprobowany, i ten zakazany) oraz konieczność prowadzenia podwójnego życia, czyni z tej epoki PRL-u niezwykle ciekawy, dynamiczny i intensywny czas dla rozwoju intelektualnego środowiska literackiego. Pomysłowego w omijaniu cenzury, podsłuchów w mieszkaniach i telefonach, grze z cenzurą, walce z reżimem na słowa i w charakterystycznych dla tamtych czasów spotkaniach w warszawskich kawiarniach, urastających później do kultowych, w których potok myśli łączył się ze strumieniem wódki we mgle z gęstego dymu papierosów. Sugestywność opisów zwyczajów i obyczajów środowiska literackiego czyniła ze mnie ich obserwatorkę. Widziałam, jak zmieniają się ich uczestnicy, kto się właśnie objawił literacko, a kto umarł, kto z kim sympatyzuje, a kto się nienawidzi, kto donosi, a kto prawdy się nie boi, kto zmienia poglądy, a kto jest ich żelaznym stróżem do końca, kto jest przyzwoity, a kto hipokrytą. Miałam przed sobą ludzi z krwi i kości, których prawdziwe charaktery ujawniała specyficzna rzeczywistość, w której przyszło im żyć i tworzyć.
Nie mnie ich oceniać.
Ale tym bardziej szanuję tych niezłomnych.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2015
Dodaj komentarz