Tygrysie Wzgórza – Sarita Mandanna
Przełożyła Anna Gralak
Wydawnictwo Otwarte , 2011 , 466 stron
Literatura indyjska
Nie bez powodu kolorem przewodnim w okładkowej grafice tej książki jest zieleń we wszystkich odcieniach. Intensywna, jaskrawa i ciemna, żywa jak wzgórza dystryktu Kodagu z najwyższym wzniesieniem Tadiandamol:
Położonym w południowych Indiach, który na mapce zaznaczyłam czerwonym krzyżykiem:
Pokryty parną, duszną, gęstą dżunglą pełną bujnej roślinności, która zakwitała plamami kwiatów w intensywnych kolorach czerpanych z wielobarwnej palety matki natury, wydzielając intensywny, słodki aromat przenikający powietrze. Jednocześnie tak niebezpieczną, że od wieków na jej szlakach prowadzących do schowanych w centrum wiosek, czuwali wyznaczeni mężczyźni wypatrujący słoni, a najsilniejsi mogli dowieść swojej odwagi zabijając tygrysa i zdobywając szlachetny tytuł jego pogromcy. To tam, w środku zielonej głuszy, w miejscu do którego drogę znali tylko mieszkańcy Kodagu i służące im plemię Poleja o skórze czarnej jak węgiel, wśród zapomnianych, starych świątyń, spływających po stokach połyskliwych wodospadów i otwartego błękitu nieba, żyły od pokoleń dwa klany, Naćimandów i Kambejmadów, których losy nierozerwalnie splotły ze sobą narodziny dziewczynki w 1878 roku. Jej przyjście na świat zwiastowały sunące po niebie czaple, będące nieodłącznym elementem otaczającego ją krajobrazu, ale i od tej chwili również jej losu. Pojawiały się zawsze w najbardziej znaczących, przełomowych momentach jej życia, chociaż ich nie dostrzegała. Jej matka wiedziała, że córka nazwana na cześć prababki Dewammą, będzie wyjątkową kobietą. I Dewi, jak nazywali ją najbliżsi, właśnie taką się stała. Tak wyjątkową w swojej urodzie i jedyną w charakterze, że cechy te, oprócz radości i przyjemności bycia uwielbianą przez najbliższych, stały się również jej przekleństwem i przyczyną łańcucha nieszczęść naznaczających przyjaźń z Dewanną, z którym byli sobie bliscy, jak dwa nasionka w strączku kardamonu i miłość do jego kuzyna Maću, który dla niej złamał przysięgę, wyrzekając się swojego boga. Chociaż wróżba dla Dewi, wyczytana przez starego kapłana z manuskryptu umieszczonego na liściach figowca, nie zapowiadała tego, brzmiąc tak optymistycznie, jak życzyłaby sobie każda matka dla swojej dziewczynki – Wyjdzie za mąż (…) i wyda na świat potomstwo. Dodanym po krótkiej chwili słowem „ale”, matka nie zawracała sobie głowy. Usłyszała to, co chciała zobaczyć w przyszłości małej Dewi.
A życie toczyło się swoimi ścieżkami, żłobiło swoje koleiny losu pogłębiając i poszerzając wywróżone pojęcia, nadając im wielorakie znaczenia, odsłaniając drugie dno, ukazując inną prawdę, daleką i niezależną od człowieczej nadziei, życzeń, wyobrażeń i ogólnych, ale obiektywnych wróżb przeznaczenia.
Towarzyszyłam jej przez dwa wieki od 1878 do 1936 roku, przyglądając się trzem wiodącym bohaterom, których imiona były jednocześnie tytułami trzech, kolejnych rozdziałów. I mimo, że Dewi nie była wymieniona wśród nich, to ona była główną bohaterką, zawsze obecną, jeśli nie fizycznie to w myślach i wspomnieniach postaci wiodącej tę epicką opowieść. Sagę kilku pokoleń dwóch klanów, przywiązanych do tradycji i do ziemi, która była dla nich jak oddech, jak powietrze, bez którego nie było istnienia i przyszłości rodziny. Opisaną ze szczegółami codziennego, nieśpiesznego życia, obyczajów i zwyczajów ulegających z czasem angielskim wpływom na tle przemian politycznych ówczesnego świata. Kreśloną scenami, za którymi kłębiły się uczucia miłości, dla której popełniano tragedię i pozbawiano się życia (również homoseksualnej), nienawiści między małżonkami, strachu przed ludzkim sadyzmem, tęsknoty za uśmiechem ukochanej, poczucia krzywdy odtrąconego dziecka, lęku przed utratą rodzinnej ziemi, cierpienia znoszonego w milczeniu, nadziei na odwrócenie losu, radości codziennego życia, spełnienia i braku w jednym akcie miłosnym, a także okrucieństwa fizycznego i psychicznego, zmuszające mnie do przerw w czytaniu dla złapania oddechu, dla ogarnięcia myśli, odciążenia przepełnionego bólem serca. Starałam się być tak samo nieustępliwa, twarda i dzielna jak Dewi, chociaż miałam więcej powodów do łez, do smutku, do melancholii, bo widziałam i wiedziałam więcej niż ona, mogąc być wolną od jednoznacznych ocen i wyroków, które z kolei jej serce raniły, zamykały i pieczętowały na lata.
Aż przyszedł ten moment, kiedy nagromadzone emocje musiały się przelać. Dewi nie była ze stali. Ja również. Nawet nie wiem, kiedy i w jaki sposób autorka umieściła w moim umyśle i sercu tak duży bagaż wrażeń, uczuć, wzruszeń i emocji, które pod wpływem jednego wykrzyczanego zdania osoby milczącej i w pokorze latami znoszącej swoją karmę, jednego skojarzenia przywołanego z przeszłości, wywołały łzy. Opowieść tak bardzo przylgnęła mi do serca, że już nie wiedziałam nad czym płaczę i z jakiego powodu, dopóki nie odkryłam, że… nad życiem. Bo ta historia o dwóch klanach gdzieś w Indiach, to właściwie opowieść właśnie o życiu. Nie tylko Dewi, Dewanny i Maću, ale będącego udziałem każdego człowieka na ziemi. Losie ciężkim, pokrętnym, trudnym, zwodniczym, poplątanym, nieprzeniknionym, dziko niezależnym i nieprzewidywalnym, którego koszt czasami przerasta człowiecze możliwości fizycznego i psychicznego istnienia. Ale i pełnym nadziei jak kolor okładkowej zieleni, chwil uczących powstawać z kolan i każących podnosić się z upadków, momentów wlewających otuchę pozwalającą budować przyszłość opartą na rodzinnej ziemi i jej tradycji, ze stale powtarzanym zdaniem dla siebie i wbrew sobie przez Dewi – Trzeba żyć! Trzeba zawsze walczyć! Trzeba iść stale do przodu! – wspierając się radą ukochanej babci – Prawdziwe piękno kwiatu tkwi nie w jego wielkości ani w kolorze płatków, lecz w jego zapachu.
Przeżyłam czytelniczy katharsis.
A gdzie w tym wszystkim porównanie do Przeminęło z wiatrem, a nawet do Ptaków ciernistych krzewów? Najlepiej na to pytanie odpowiada sama autorka w wywiadzie, który przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem, dostępnym również w wersji przetłumaczonej.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz