Tsotsi – Athol Fugard
Przełożył Paweł Cichawa
Wydawnictwo Sonia Draga , 2006 , 230 stron
Literatura południowoafrykańska (RPA)
Uwaga!
Nadszedł wieczór zwiastujący kolejną, niebezpieczną noc. To pora tsotsi, zbirów, oprychów, żuli wychodzących z ruin czarnej dzielnicy na przedmieściach Johannesburga. Przed nimi biegnie zła sława, zmuszająca przechodniów do ustąpienia, przywołania dzieci do domu, zaryglowania drzwi, zamknięcia pospiesznie okiennic, zejścia z drogi, ucieczki. Z nimi kroczy zły omen, zwiastun nieszczęścia. Za nimi ciągną się jak szczury cienie strachu, pozostawiające chłód, nienawistny szept i ulgę, że już przeszli.
Czwórka bardzo młodych mężczyzn. Przywódca, dwudziestolatek, najmłodszy – Tsotsi. Po prostu. Bucher-Rzeźnik. Nie muszę wyjaśniać. Die Aap-Małpa – ogromna siła i intelekt godny przezwiska. I Boston – spryt, inteligencja, jedyny potrafiący czytać i pisać. Razem szybcy, skuteczni i precyzyjni w zabijaniu. Zgrany team wyruszający na robotę tam, gdzie można było szybko i skutecznie zdobyć większe pieniądze lub ograbić ofiarę bez świadków. To mógł być pociąg, taksówkarz lub nieoświetlony, pusty dom na białych przedmieściach. Metoda szybka, bardzo skuteczna i wyrafinowana. Narzędzie proste i łatwo dostępne – zaostrzona szprycha. Wbita pod pachą, między żebrami prosto w serce przynosiła nagłą, cichą, i co najważniejsze, niezauważalną w tłumie śmierć. Celując w kręgosłup na określonej wysokości mogła spowodować paraliż rąk lub nóg. Wszystko w zależności od zaplanowanego celu.
Patologia?
Tak, ale nie rabunki, gwałty i morderstwa, które stały się przekleństwem wśród czarnej ludności RPA za czasów apartheidu, chciał pokazać autor tej powieści, pisząc ją na bazie własnych wspomnień i obserwacji. Swoją uwagę skupił przede wszystkim na przyczynach takiego rozwarstwienia społeczeństwa. Na polityce białego rządu wobec czarnej ludności kraju. Ci przestępcy nie pochodzili z rodzin dysfunkcyjnych, ale byli ofiarami ustaw dyskryminujących czarnych. Tsotsi, główny bohater, był typowym dzieckiem ulicy, którego ojciec przebywał w więzieniu, a matkę właśnie do niego zabrali. Można tam było trafić za brak zameldowania.Taka była polityka rządu broniąca białych przed napływem czarnej ludności do miasta. Kiedy osierocony trafił do grupy sobie podobnych, było ich kilkunastu. Z tych dzieci niewiele wracało do normalnego życia, niewiele odzyskiwało rodziców. Większość szła mroczną drogą Tsotsi. Bez przeszłości, której nie pamiętali lub nie chcieli o niej pamiętać i bez przyszłości, o której nie myśleli. Liczyła się tylko teraźniejszość. Byli jedynie ogniwem w bezwzględnym łańcuchu przetrwania.
Dziedzictwo apartheidu przetrwało do dziś. Jego przejaw widziałam w doniesieniach mediów z mistrzostw świata w piłce nożnej. Masowe kradzieże, w tym przyjeżdżających ekip narodowych, z którymi nie radziła sobie policja, to tylko wierzchołek góry lodowej, z którym zmaga się współczesne RPA. I o ile w powieści Kochankowie mojej matki mogłam z daleka przyjrzeć się zjawisku przestępczości od strony człowieka bogatego, już bez podziału rasowego, zamkniętego w strzeżonej dzielnicy i odgrodzonego od tego problemu, o tyle w tej powieści autor zaprowadził mnie do jego źródła, ukazując go od strony ludzi wyjętych spod prawa, a którego konsekwencje RPA ponosi do dziś.
Tutaj obejrzałam zwiastun filmu jaki powstał na podstawie tej powieści, a który w 2006 roku otrzymał Oskara w kategorii: najlepszy film zagraniczny.
Wydawnictwo Sonia Draga przygotowało zachęcającą promocję dla prowadzących blogi książkowe. Skorzystałam z niej wypatrując wśród tytułów właśnie tę powieść, którą miałam w planach czytelniczych od bardzo dawna.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz