Trujący ogród – Val McDermid
Przełożyła Katarzyna Kasterka
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2013 , 558 stron
Cykl z Tonym Hillem i Carol Jordan ; Część 5
Literatura angielska
To już piąta (i nie ostatnia!) po poniższych częściach,
odsłona zawodowej pary – nadinspektor Carol Jordan i profilera Tony’ego Hilla. Niestety, tylko zawodowej, bo na osobisty, jeśli nie intymny, przełom w dziejach losu ich związku nadal się nie zanosi. W tym wątku autorka jest konsekwentną sadystką, czerpiąc satysfakcję z mojej męki czytelniczej, że a nóż albo widelec coś z tego będzie, maksymalnie rozciągając telepiącą mną niepewność pod hasłem – Czy oni w końcu będą ze sobą razem? A sytuacji do szczęśliwości zupełnej bohaterów i mojej było mnóstwo, chociaż początek wprawił mnie w stan przedzawałowy, bo Tony, na dobre rozpoczęcie powieści, został zaatakowany siekierą przez jednego z chorych psychicznie pacjentów. Na szczęście przeżył! No, ale skoro ma być bohaterem kolejnych części, to nawet musiał. Chociaż, kto tam wie, co pisarce chodzi po wyobraźni, ale jak się uprzeć i dotrzeć do sedna, to może okazać się, że wszystko. Dlatego, jako czytelniczka dobrze znająca cechę nieprzewidywalności autorki, zamarłam w tej scenie z siekierą, zwłaszcza po dramatycznych zdaniach – A w jego głowie wybuchło oślepiające białe światło. A zaraz potem zapadła ciemność. Znaczy się w głowie Tony’ego, bo w mojej wybuchła panika – I co teraz!? I czy żyje!? I pytanie najważniejsze – Jak czytać dalej!? I jak po takich zaskakujących niespodziankach nie bać się o losy bohaterów?
Na szczęście przeżył!
Ale przez to, że był uwięziony ze strzaskanym kolanem w szpitalu, stał się jeszcze bardziej zrzędliwy i cyniczny (zwłaszcza w stosunku do Carol), łudząco upodabniając się do słynnego doktora Hause’a. Zwłaszcza, jak się wybrał bez wiedzy lekarzy z utykającą nogą na rekonesans śledczy, nieźle mieszając w dochodzeniu Carol i doprowadzając ją wielokrotnie do wściekłości. Co ja tam mówię – do furii! Bałam się, że ostatecznie też weźmie siekierę i dokończy dzieła niezrównoważonego pacjenta. Faktycznie, potrzeba sprzętu wspinaczkowego, butli tlenowej – jak samokrytycznie stwierdziła Carol – i niezłej gimnastyki – dodam od siebie, żeby wspiąć się na wyżyny ich wzajemnych relacji i je ogarnąć. Ale za to, dzięki niepokornej postawie Tony’ego, jego nagminnym łamaniu zasad, wykorzystywaniu ludzi z ekipy nadinspektor i wtrącaniu się do jej pracy, śledztwo w dwóch dochodzeniach prowadzonych przez Carol, które początkowo wydawały się zupełnie różnymi sprawami, niemającymi ze sobą nic wspólnego, posuwało się w bardzo szybkim tempie ku finałowi. Jedną był bombowy atak terrorystyczny (przynajmniej taki status nadano jej na początku) na stadionie, w którym zginęło kilkadziesiąt osób, a drugą tajemnicze, seryjne otrucia mężczyzn ze skutkiem śmiertelnym, zupełnie przypadkowo odkryte przez lekarkę.
Początkowo nic nie mogłam powiązać ze sobą.
Wszystkie elementy (wątki, bohaterowie, sceny) były dla mnie osobnymi, odrębnymi, więc tym uważniej wczytywałam się w fabułę prowadzoną dwutorowo – od strony śledczych i od strony zamachowca. Napięcie rosło, a ja byłam nadal daleko w polu, goniąc horyzont. Ten upragniony punkt styczności niezbędny do uchwycenia wszystkiego w jedno. O samodzielnym odkryciu sprawcy przestępstw mogłam tylko pomarzyć.
Taka właśnie jest autorka!
Trzyma do końca w niepewności, doprowadzając mnie do skrajnych zachowań – nagminne podjadanie, żeby nie zjeść własnych paznokci. I tak do momentu, kiedy powoli (prawie pod koniec książki) zaczęłam wiązać ze sobą bohaterów i ich motywy z czynami, by dopiero na końcu zrozumieć tytuł książki.
Ale atmosfera tajemnicy, niepewności, zaskoczenia i ciekawości to nie wszystko.
Autorka, jak zwykle, przemyca treści, nad którymi miałam się zastanowić, a ponieważ lubię zdroworozsądkowy, liberalny stosunek autorki do wielu zagadnień społecznych i problemów współczesnego świata, który prezentowała w swoich wcześniejszych tomach cyklu, uważnie przysłuchiwałam się, co miała do powiedzenia tym razem na temat terroryzmu. Zjawiska bardzo aktualnego w kontekście niedawnych, tragicznych wydarzeń w Bostonie. Mogłabym nawet zaryzykować i powiedzieć, że bardzo podobnego do zamachu opisanego w książce. Tyle, że autorka ukazuje tego typu wydarzenie od zupełnie innej strony. Przeciwstawia się stereotypom i z góry ferowanym wyrokom automatycznie określającym tego typu zdarzenia, jako ataki terrorystyczne. W swojej powieści kreśli prawdopodobny scenariusz rozwoju wydarzeń, zadający kłam, że każdy wybuch bomby to terrorystyczny atak islamskich fundamentalistów, sprowadzając tego typu zdarzenia do motywów czysto personalnych, bardzo osobistych. Gasi gorączkę terroryzmomanii i wskazuje, że do takich czynów zaczynają się posuwać zwykli ludzie, niemający nic wspólnego z religią, dla których przemoc była jedynym środkiem wyrazu dostępnym dla tych, którzy chcieli zamanifestować swoją rozpacz i niezgodę na sposób sprawowania władzy nad rządami dusz.
Warto zastanowić się nad tym głosem rozsądku w naszym zwariowanym świecie.
Muszę jeszcze wspomnieć o naklejce widniejącej na okładce mojej książki,
zwiastującej bardzo ciekawą akcję. Jestem pewna, że w przypadku tej powieści, nikt nie skorzysta z tej propozycji.
Swoje wrażenia spisałam dla portalu Zbrodnia w Bibliotece.
A tak przeżywa treść, czytający fragment książki, Szymon Bobrowski. Nie bez powodu czyta go na stadionie.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz