To normalne!: dlaczego zwyczajne zachowania naszych dzieci nazwano ADHD, autyzmem i innymi zaburzeniami – Enrico Gnaulati
Przełożyła Iga Noszczyk
Wydawnictwo Znak Literanova , 2016 , 335 stron
Literatura amerykańska
ADHD to podobno ściema!
Ktoś podobno to sobie wymyślił! Podobno nie ma takiej choroby! Takie ostatnio informacje docierają do mnie zewsząd. Takie tytuły widziałam w mass mediach. Takie tytuły migały mi na okładkach ostatnio wydawanych książek. I wreszcie takie zdania słyszałam wśród zaprzyjaźnionych nauczycieli rzucane, jako rewelacje z ostatniej chwili, w trakcie rozmowy.
Podobno!
Dla mnie to było kluczowe słowo, które okazało się wierzchołkiem góry lodowej większego problemu z gruntem grząskim i bardzo głęboko położonym. Odważyłam się go zbadać, bo chciałam wiedzieć, jak naprawdę jest z tym ADHD? Jest czy go nie ma? Wybrałam do tego celu tę pozycję amerykańskiego psychologa, a zaważył na tym mocno intrygujący podtytuł, który wiele sugerował i jeszcze więcej dawał do myślenia – Dlaczego zwyczajne zachowania naszych dzieci nazwano ADHD, autyzmem i innymi zaburzeniami. Najważniejsze, że nie epatował skrajnością. Chciałam pozycji wyważonej i podchodzącej zdroworozsądkowo do zagadnienia.
I dokładnie to dostałam!
Ten niezwykle racjonalnie myślący człowiek od jakiegoś czasu przyglądał się z niepokojem swoim zdiagnozowanym przez psychiatrów małym pacjentom, których ilość w jego gabinecie rosła w zastraszającym tempie. Mało tego! W większości przypadków podważał diagnozę specjalistów, widząc nie chore psychicznie czy umysłowo dzieci, ale normalne, tyle że trudniejsze w przebiegu ich rozwoju lub dojrzewania. Statystyki ogólnokrajowe USA potwierdzały jego obserwacje. Wynikało z nich, że ADHD jest tak powszechne jak zwykły katar – można je zdiagnozować u co dziesiątego dziecka. Niemal tyle samo dzieci leczy się na ADHD co na przeziębienie – alarmowały – z czego aż trzydzieści do czterdziestu procent – w wieku dorosłym nie wykazuje już żadnych symptomów tej choroby. A przypomnijmy – ADHD to trwająca przez całe życie destrukcyjna i rujnująca choroba umysłowa. Leczona stymulantami na bazie, między innymi, amfetaminy. To nie było normalne według autora. Szczyt absurdu dostrzegł na jednym z portali poświęconemu ADHD, w którym udowadniano, że Kubuś Puchatek cierpi na ADHD, nie wspominając o jego rozbrykanym przyjacielu, Tygrysku. Tak! Królik też miał ADHD! Szalę cierpliwości wobec krzywdy wyrządzanej bezbronnym dzieciom przeważył przypadek dwuletniego dziecka, u którego zdiagnozowano ciężką chorobę psychiczną (sic!) leczoną stymulantami doprowadzającymi go do śmierci.
Autor powiedział – dość!
I zabrał głos w wojnie między dwoma obozami – tych, którzy twierdzili, że ADHD jest totalnym, stuprocentowym oszustwem a tymi, którzy upierali się przy fakcie jego bezsprzecznego istnienia. W tym celu napisał tę książkę, która, według niego, ma być przeciwwagą dla wciąż narastającej w naszym amerykańskim społeczeństwie tendencji do postrzegania wszystkich zachowań dziecka w kategoriach medycznych, do szufladkowania różnych normalnych reakcji stresowych naszych dzieci jako dowodów wspierających poważne diagnozy psychiatryczne. Swoim opracowaniem powiedział – Owszem, ADHD istnieje tak, jak autyzm i zaburzenia dwubiegunowe. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Problem jednak polega na nadużywaniu, nadinterpretowaniu i wykorzystywaniu tych chorób przez rodziców, nauczycieli, psychiatrów, młodzież i koncerny farmaceutyczne.
Każda grupa do własnych, egoistycznych celów.
Rodzice chcą mieć lżej w trudnej sztuce wychowania, wierząc, że „cudowna pigułka” rozwiąże teraz i natychmiast problem, z którym nie dają sobie rady.
Nauczyciele chcą pozbyć się problemu dziecka niewpisującego się w pożądany wzór zachowania – potulnego, posłusznego, pojętnego i uległego ucznia, kierując go do psychiatry.
Psychiatrzy chcą patrzeć na pacjenta od strony medycznej i w kategoriach choroby, ślepnąc na humanistyczne, zdroworozsądkowe wyjaśnienie problematycznych dziecięcych zachowań, za to dobrze widząc chorobę i sposób jej wyleczenia za pomocą chemii.
Młodzież chętnie przypisuje sobie ADHD i inne zaburzenia, czyniąc z nich modę na chorobę i sposób na lans. Jawnie obnosi się z nimi, umieszcza jako jedną z cech na profilach społecznościowych, wpisuje w żargon, tworzy piosenki i zaczytuje się bezkrytycznie w poradnikach ”dla idiotów”, w których udziela się rad.
I wreszcie koncerny farmaceutyczne, które nakręcają to zjawisko poprzez swoje, niekoniecznie prawdziwe, teorie, przeliczając je na zysk. Wszyscy przedstawiciele farmaceutyczni wiedzą o tym, że dziecko jest klientem, na którym można bardzo dobrze zarobić, bo lekarze, rodzice i nauczyciele wymagają od niego, by – po prostu – wzięło tabletkę i się rozchmurzyło.
Błędne kolo szaleństwa!
Zależności, w którym wszyscy zyskują oprócz dziecka. Autor poświęcił kilka rozdziałów na temat katastrofalnych skutków fizycznych (łącznie ze śmiercią), emocjonalnych, intelektualnych i społecznych, jakie niesie ze sobą zła diagnoza.
Prawidłowa diagnostyka to podstawa!
Nastawiona nie na pozbywanie się problemu z trudnym dzieckiem czy pacjentem, a na ujrzenie w nim rozwijającego się człowieka, który ma normalne problemy we wrażliwym okresie życia. Tego naturalnego okresu dojrzewania, którego łączy wiele cech wspólnych z zaburzeniami charakterystycznymi dla chorób psychicznych. Wykorzystywanie ich niewielkiego spektrum dla ułatwienia sobie wychowania czy nauczania to zbrodnia. Autor poświęcił dużo miejsca na wytłumaczenie specyfiki okresu adolescencji, pojęcia „normy” w tym burzliwym okresie, czynników mu sprzyjających i hamujących, wnioskując jedno – problematyczne zachowania nastolatków to NORMA! Zwłaszcza, że są potęgowane przez specyfikę dojrzewania w XXI wieku.
Dla mnie to rewelacyjna dawka wiedzy!
Coś, czego nie było, bo kilka dekad temu nie miało prawa w nich być, w akademickich podręcznikach guru wychowania Michała Godlewskiego czy Heliodora Muszyńskiego, a co autor podkreślił jako czynnik mający ogromny wpływ na współczesnego nastolatka – technologia informacyjna i komunikacyjna. Nowe technologie powodują zmianę stylu życia, a nastoletnia kultura zmieniła się tak bardzo, że już prawie w ogóle nie potrafimy jej zrozumieć. To kultura, w której otwarta, swobodna i natrętna autopromocja nie powoduje już zdziwionego uniesienia brwi; kultura, w której codziennością są „efektowne zerwania”, „świrowanie”, „seksemesy”. Łatwy dostęp do internetu, iPodów, komórek, konsol i telewizji kablowej powoduje, że nastolatki nieustannie doświadczają form ekspresji, w których dominują hałas, sprośność, przemoc i wściekłość. To pokolenia urodzone począwszy od lat 80. XX wieku i od urodzenia poddane immersji nowym mediom, a które Jacek Pyżalski w swojej pracy badawczej Agresja elektroniczna i cyberbullying nazwał „tubylcami cyfrowymi” w odróżnieniu od starszych pokoleń – „imigrantów cyfrowych”. To pokolenia, w wychowaniu których musi wziąć się pod uwagę cechy, które wcześniej nie występowały – wzrost samooceny, krzyk jako moda, jawna seksualność i deprywacja snu.
Tę książkę powinien przeczytać każdy pedagog!
Mimo że ta pozycja jest przeznaczona przede wszystkim dla rodziców, do których autor zwraca się bezpośrednio, prosząc o zdrowy rozsądek i jako do tych, dla których dobro własnego dziecka jest najważniejsze. To oni mogą i mają prawo zakwestionować sugestie nauczycieli i diagnozę psychiatrów, szukając pomocy u psychologów potrafiących pomóc przejść im przez trudniejszy niż u innych dzieci, proces rozwoju i dojrzewania. Poświęca temu ostatnie rozdziały, w których można znaleźć praktyczne, warsztatowe wręcz porady, jak radzić sobie w komunikacji z dzieckiem i jak organizować proces wychowawczy jako jego inżynier, animator, reżyser czy menadżer. Ilustruje je licznymi przykładami z własnej praktyki zawodowej. A wszystko to po to, by byli w stanie uchwycić nawet najdelikatniejsze przejawy dziecięcych oczekiwań, a dziwne reakcje umieli powiązać z osobowością dziecka i z okolicznościami życiowymi i żeby potrafili je odróżnić od prawdziwych problemów psychicznych.
To co spodobało się mi najbardziej, to podkreślanie płciowości w wychowaniu, jako czynnika go determinującego. W opozycji do wszechobecnego gender. Autor w nosie ma posądzenie o seksizm. Wręcz wskazuje na konieczność brania go pod uwagę w wychowywaniu chłopców i dziewczynek.
Dlaczego? – odsyłam do książki.
Może ktoś zauważyć, i słusznie, że autor opisuje zjawisko z rzeczywistości amerykańskiej. Ale jak historia wychowania pokazuje i globalizacja ułatwia, to tylko kwestia czasu, kiedy stanie się naszą, polską rzeczywistością. Wystarczy przyjrzeć się rozdmuchanemu u nas zjawisku dysleksji, które wykorzystuje się przez nauczycieli i rodziców do „ulżenia” sobie i dziecku w nauce szkolnej. Zaburzeniu, z którym w szkole ponadgimnazjalnej nie robi się nic, poza stawianiem bardziej „wyrozumiałych” ocen i zaznaczeniem tej dysfunkcji na arkuszu maturalnym. Nie znam żadnego tak zdiagnozowanego nastolatka lub nastolatki spośród mojej zaprzyjaźnionej młodzieży, którzy pracowaliby dodatkowo nad zminimalizowaniem dysfunkcji w domu lub w szkole. Nie wiem, jak to wygląda w szkole podstawowej i gimnazjum. Na szczęście dla dzieci, nie „leczy” się jej lekami. Śmiem twierdzić, że to „jaskółka” plagi, która właśnie ogarnęła USA, a do nas dociera w postaci „rewelacji”, że ADHD to ściema.
Czytajmy takie wyważone książki i bądźmy przygotowani, zamiast powtarzać bezmyślnie „rewelacje” z mediów.
Uwaga techniczna do tłumaczki!
To kolejna pozycja (zaczyna mnie to bardzo irytować!), w której tłumacz nie rozróżnia pojęcia „nastolatkowie” i „nastolatki”, a Internet pisze małą literą. Stąd cytaty z błędem, które zobowiązują do dosłowności, bez prawa nanoszenia poprawek.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: pedagogika
Dodaj komentarz