Świat Ruty – Iwona Żytkowiak
Wydawnictwo Prószyński i S-ka , 2016 , 296 strony
Literatura polska
Tak, to zdecydowanie świat Ruty.
Wprowadzała mnie do niego zachęcającym – To ja – Ruta. Ciałem i duchem jestem. Pogrążałam się w nim całym umysłem. Otwierałam szeroko oczy wyobraźni, chłonąc każde zdanie, każde słowo i każdy obraz nimi tworzony. Rozpływałam się w nim, rozkoszując się nie tylko urokiem widoku, ale i mocą oraz szykiem słów go malującym. Dobrze mi w nim było. Przyjemnie, lekko, spokojnie i bezpiecznie.
Mało mi go było.
Bo Ruta nieczęsto i nie na długo do niego zapraszała. Chętniej zamykała się w nim sama. Zatrzaskiwała. Uciekała w siebie. Odpoczywała w nim od ziemskiego życia. Od zła wokół i ludzi go czyniących. Ku mojemu żalowi kursywa wyróżniająca go w tekście szybko się kończyła. Jej świat zewnętrzny w dużej mierze opowiedzieli mi jej najbliżsi – matka Estera, ojciec Anzelm, opiekunka ojca – Berta, dobra Wikta i zupełnie przypadkowa, obca osoba – Irena. Kobieta na zakręcie życia.
Nie lubiłam tego świata.
Był Ireny i wszystkich bohaterów powieści, a także mój. Pełen nienawiści, nietolerancji, zdrady, niewierności, egoizmu, zawiści, cierpienia, bólu, lęku i łez. Krzywdzący ludzi przez ludzi. Teraz i w przeszłości. Ale to właśnie w nim toczyły się losy wszystkich bohaterów. To w nim Ruta była ciałem i to od niego uciekała duchem. Irena stanowiła współczesne spoiwo łączące wszystkie historie-losy z przeszłości i teraźniejszości.
Tę rolę narzucił jej przypadek.
Ruta dosłownie wyłoniła się z mgły prosto pod koła samochodu Ireny, by również z mgły pamięci, tym razem w przenośni, pozwolić wyłonić swoją historię za sprawą Ireny. Smutną i ponadczasową, przybierającą kształt pięknie skomponowanej opowieści z okrutnym i aktualnym przesłaniem umieszczonym na tytułowej okładce:
Wystarczyła jedna powieść, by autorka ukazała swoje wszechstronne zdolności snucia historii elastycznym piórem. Z lekkością ujmowała myśli w odpowiednie zdania, by dopasować je do charakteru postaci (a było ich trochę!), rodzaju opisu lub przekazu (realny, poetycki, metafizyczny, kolokwialny w przypadku dialogu) czy narracji płynnie przechodzącej z wewnętrznego ja w obserwatora zewnętrznego. To uzasadnione połączenie poetyckości świata wewnętrznego Ruty, w którym z zachłanną przyjemnością zatapiałam się i niechętnie wynurzałam, z realiami życia współczesnej kobiety, której bliżej było do brutalnej prozy życia niż poezji duszy czy to umiejętne połączenie powieści obyczajowej z wątkiem śledczym, społecznej z powieściami historyczną i psychologiczną, upewniło mnie, że autorka jest dojrzała i wszechstronna w swoim warsztacie pisarskim. Jest w stanie napisać każdy rodzaj powieści osobno albo wszystkie naraz tak, jak w przypadku tej historii. I będzie to dobre! I będzie to pełne!
Bo jest w tej opowieści również przesłanie.
Mówiące nie tylko o echach nienawiści i traumy wojny oraz okupacji niemieckiej dziedziczonych przez dzieci po rodzicach i dziadkach uczestniczących w nich, o czym tak przejmująco pisała Anna Janko w Małej Zagładzie. Nie tylko o trudnych i skomplikowanych dziejach Żydów, Polaków, Niemców i Cyganów, z których autorka nie do rozwiązania splotła węzeł gordyjski, ale i o ponadczasowej potrzebie tożsamości każdego człowieka, bo człowiek musi być skądś. Nie może wypaść sroce spod ogona. Człowiek musi mieć swoją opowieść. Genealogię. Bo nawet jeśli jest trawą albo chwastem natrętnym, to i tak ma swoje miejsce i przeszłość, i historię. Taką czy inną. Korzenie. Choćby pokiereszowane, choćby potargane, bo wciąż i wciąż wyrywane. Ale przecież nie jest znikąd. A nawet jeśli jest z mgły tak, jak Ruta, to można ją rozwiać tak, jak zrobiła to Irena.
Jestem zauroczona tą powieścią!
Może dlatego mam trochę żal do wydawcy, że nieadekwatnie dobrał grafikę okładki do treści. Patrzę na te kobiece włosy i dziwię się, jak można było tak skrzywdzić powieść, autorkę, mnie i potencjalnych czytelników, którzy nie sięgną po nią, bo nie sięgają po tak lekko „wyglądające” książki. Są tacy! Mądra literatura zasługuje na ambitne okładki sugerujące coś więcej niż tylko rozrywkę. Może też dlatego odkrywam tę utalentowaną pisarkę dopiero teraz, kiedy na rynku wydawniczym ukazuje się właśnie jej już 6! powieść, nie licząc tomiku poezji. Obiecuję sobie, że będę ślepa na monotematyczne i wszechobecne okładki z wyeksploatowanymi ciałami kobiecymi, jeśli tylko zobaczę na nich nazwisko autorki. Właściwie dla mnie może nic na niej nie być poza tytułem i nazwiskiem.
Wystarczy mi nawet samo nazwisko!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz