Surogat – Witold Tauman
Wydawnictwo Oficynka , 2014 , 141 stron
Trylogia, część 1
Literatura polska
Wzięłam do ręki książkę.
Stop! Nie książkę. Projekt. To tak wszechobecne i popularne pojęcie określające twórczą działalność człowieka w prawie każdej dziedzinie, że i literatura się temu nie oparła. Wzięłam więc do ręki projekt, a dokładniej pierwszą część trylogii. Stop! Nie część, czy nawet tom, ale odsłonę i nie trylogii tylko gry, której kontynuacja będzie wyglądała tak:
I tak poprawiać i zmieniać stare, dobre pojęcia literackie na alternatywne mogłabym do końca wpisu. O cokolwiek bym nie zahaczyła, czegokolwiek bym nie dotknęła, nic nie pasowało do klasyki gatunku powieści. Ba! Zostały nawet wymieszane rodzaje literackie – epika z dramatem i liryką. Ta ostatnia reprezentowana wprawdzie w dziecięcych rymowankach, ale jednak. A najtrudniej było mi napisać, o czym ona, to znaczy ten projekt, tak naprawdę jest. I tutaj przypomniała mi się moja niezmienna odpowiedź udzielana mojej zaprzyjaźnionej młodzież na pytanie – O czym jest Ferdydurke? Rozkładałam wtedy ręce, mówiąc – tego się nie da opowiedzieć, to trzeba przeczytać! Ale tutaj musiałam jakoś ogarnąć treść. I przyszło mi do głowy tylko jedno słowo oddające istotę tego projektu.
Surrealizm!
I wszystko wiadomo, a właściwie nie wiadomo, o co chodzi, ale czytało się dalej. Jak to w surrealizmie. A dokładniej wiadomo było tyle, ile sama sobie zinterpretowałam. Podejrzewam, że tylu, ilu czytelników, tyle interpretacji. Niekoniecznie zgodne z zamysłem autora. O przepraszam! Podobno nie autora. Nawet tradycyjny pseudonim literacki odszedł do lamusa. Tutaj była postać fikcyjna, co nie przeszkadzało być jej jednocześnie bohaterem projektu. Pisarzem Witoldem, który namawiał mnie wprost, a nawet błagał – Zaklinam cię! Uciekaj stąd! Zrezygnuj z tego erzacu życia. Zamknij tę przeklętą książkę i niech twoje Potem zacznie się już Teraz! Ale, jak ja mogłam zrezygnować, kiedy projekt mnie wciągnął. Zdążyłam poczuć się nawet jego częścią. Miałam w umyśle zasiany niepokój wmuszony we mnie przez narratora drugoosobowym stylem opowieści. W połowie stałam się częścią umysłu głównego bohatera, którego imię zaczynało się tajemniczą literą F. Zabrał nas do szpitala, posadził przed biurkiem Doktora, który wydał na nas wyrok – Jest pan chory. Choroba na razie nie powinna panu doskwierać, jednak musi pan wiedzieć, że nie jest to zwykły Katar. Choroba ta jest nieuleczalna i śmiertelna. Pan, panie F., jest umierający, umiera pan i pan umrze. Zostało panu… I zaczęło się odliczanie. Dosłownie. Czas odmierzały rozdziały z odwróconą numeracją, poczynając od liczby 29, a kończąc na 0 z tajemniczym zakresem dat.
Od tej wstrząsającej wiadomości zaczął się wyścig z czasem, by znaleźć w tym systemie szpitalnym jakiś sens i zasady, które dałyby nadzieję na wyleczenie. Znalazłam jedną – brak zasad. Dobrnęłam z F. do ostatniego rozdziału błądząc po szpitalu z teczką pełną akt o stanie zdrowia, od Doktora do Doktora, słuchając rad Pacjentów i poznając zbuntowany świat Ogrodników proponujących alternatywne życie po drugiej stronie lustra. Istny labirynt zmieniających się zdarzeń, miejsc, bohaterów, dewaluującej się wiedzy w poczuciu złudnie wolno biegnącego czasu.
A potem zamknęłam projekt, z którego wyszłam, jako jedna z niewielu, żywa i zaczęłam się zastanawiać, co mi to przypominało? Wniosek nasuwał się sam.
Toż to samo Życie!
To przecież o nim ktoś powiedział, że jest chorobą śmiertelną przenoszoną drogą płciową i trudną walką, która zawsze kończy się śmiercią. To był genialny pomysł pokazać życie w surrealistycznym projekcie tak, bym poczuła się, jak jego bohaterka. Bym zobaczyła własne szamotanie się w absurdzie poszukiwaniu dróg wyjścia, którego siłą napędową była nadzieja manifestowana uszlachetniającym cierpieniem. Bym przeżyła bezsensowność przeżywania strachu i lęku i beznadziejność wiary w wyzdrowienie. Bym ujrzała wszystkie aspekty nadbudowywania teorii, pomagających odroczyć koniec. Łącznie z religią, bo mnóstwo tu podtekstów do wydarzeń biblijnych. Bym wreszcie zrozumiała czym jest „choroba” i pogodziła się z nią, bo szansę na jej zrozumienie pisarz Witold daje nielicznym. Pisząc książkę zawierającą całe jego doświadczenie i mądrość z góry założył, że poruszy wszystkich, a którą zrozumie niewielu.
Ale czy życie, tę śmiertelną chorobę, na którą umieramy od momentu urodzenia, da się w ogóle zrozumieć?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść filozoficzna
Tagi: książki w 2014
Dodaj komentarz