Siedem grzechów kubańskich – Yoss
Przełożyła Gabriela Hałat
Wydawnictwo Claroscuro , 2010 , 165 stron
Seria Ścieżki Życia
Literatura kubańska
Uwielbiam takie książki!
Wieloaspektowe w swoim przesłaniu, wielopoziomowe w ukazywaniu wyłuskiwanych z szarości życia problemów, zmuszające do kojarzenia i analizowania wątków rozproszonych, a jednak powiązanych ze sobą, do myślenia długo po odłożeniu książki i wreszcie skłaniające do autorefleksji, do osobistego rachunku sumienia. Bo i podstawa, na bazie której powstała ta powieść, chociaż można też o niej powiedzieć zbiór opowiadań, jest nie byle jaka. To siedem grzechów głównych, scalających wszystkie opowiadania w jedną całość, tworząc pełen humoru obraz współczesnych Kubańczyków gdzieś w Hawanie przy przekornie brzmiącej ulicy Szczęście między Nadziei i Przyszłości i ich życia w socjalistycznej ojczyźnie.
Brzmi groźnie, ale i ciekawie.
Każde z opowiadań jest kolejno rozrachunkiem sumienia z jednym grzechem: łakomstwem, gniewem, lenistwem, chciwością, rozwiązłością, zazdrością i pychą. Swoistą diagnozą jego przyczyny, sposobem popełnienia i mechanizmem działania ze skutkiem końcowym, czasami ostatecznym w wymiarze życia lub wolności, dla głównego bohatera. I chociaż ukazane od strony jednego, za każdym razem innego bohatera go popełniającego, to jednocześnie wiedziałam, że jest przedstawicielem wielu jemu podobnych, że nie jest odosobnionym przypadkiem, że można go utożsamić z cechą charakterystyczną Kubańczyków. Myliłam się jednak licząc na krytykę, potępienie i samobiczowanie.
Otóż nie!
Autor daleki był od oceniania, podsumowań i samosądów. Wręcz przeciwnie. Nie stawiał gotowych wniosków, nie moralizował, uważając, że dosadność byłaby największym aktem pychy pisarza, którego nie obchodzi polityka. Pozostawił więc mnie sam na sam z wiedzą, a nawet konkretnymi faktami, w formie anegdot (smutnych w swojej śmieszności) i krótkich historii nawiązujących do grzesznej tematyki, przytaczanymi jako ilustracje z życia wzięte przed każdym rozdziałem.
I dobrze! Jestem mu za to wdzięczna.
Mogłam sama zrozumieć, rozważyć i wybaczyć staruszce Clodmirze śmierć z przejedzenia, bo wiedziałam czym jest niedosyt towarów niedostępnych na Kubie. Lisandrze prostytuowanie się, by móc utrzymać rodzinę. Gniewną wściekłość Eleuterio wynikającą z bezradności i bezsilności wobec egzystencji na granicy wegetacji, bez widoków na stabilną przyszłość, w której stały dostęp do prądu i wody będzie normą. Chciwość przedsiębiorczej Nieves lepszego życia niż to, które oferuje jej socjalistyczna gospodarka. Mogłam też zrozumieć, ale nie wybaczyć zazdrości Glendy, że ktoś może mieć lepiej, więcej, łatwiej nawet jeśli sprawił to ślepy los. Pychy Diega w dążeniu do władzy. Lenistwa Roberta, którego skutki obciążały nie tyle ich sprawcę, co ludzi zupełnie postronnych.
Ale czy można przyczynę skłonności schodzenia na złą drogę narodu kubańskiego upatrywać tylko w ustroju państwa, w którym przyszło im żyć? Z powodzeniem mogłam ten grzeszny szablon przyłożyć do narodu polskiego i zastanowić się nad naszymi polskimi wadami, z których na pierwsze miejsce wysunęłabym zazdrość. Różnica polega tylko na źródłach przyczyn grzesznych zachowań, których usunięcie wcale nie kładzie kresu dalszym wyborom złych dróg postępowania.
Mogę wreszcie ten szablon przyłożyć również do własnego sumienia. Pod każdym tytułem kolejnej historii autor umieścił dyskretną, jednowyrazową, przewrotną dedykację zachęcając czytającego do wyboru, do przyporządkowania jej sobie Ta przeznaczona dla mnie brzmiała: łakomym. Tak, tak… biję się w pierś i przyznaję: mea culpa – jestem łakoma na książki i słodycze. Pierwsze sobie wybaczam, drugiego nie potrafię. Zupełnie jak Clodmira. Tyle, że ona jadła z braku dostępu do słodkiego raju, a ja z łatwej do niego dostępności.
Tak, uwielbiam takie książki, które prowadzą mnie od Kuby do Polski, od jednostki do narodu, od braku do nadmiaru, od grzechu do rachunku sumienia, od świata w książce do świata mojego umysłu i serca.
Ale, ale… czy nie jestem w tym tekście zbyt pyszna?
Mam taką samą nadzieję, jak autor po napisaniu swojej książki, że nie.
Chyba.
Yoss to pseudonim. Autor naprawdę nazywa się José Miguel Sánchez Gómez, który pisząc TAKĄ książkę chciał uciec od polityki. Nie udało się. Kubańczycy nie chcieli opublikować go w kraju, więc wydał ją w języku włoskim. Więcej bardzo ciekawych informacji o tym pisarzu przeczytałam na stronie Wydawnictwo Claroscuro.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2010
Dodaj komentarz