Samowar – Michaił Weller
Przełożyła Barbara Pestka
Wydawnictwo Replika , 2010 , 392 strony
Literatura rosyjska
Przeciekawa, odważna i oryginalna publikacja!
Nie powieść, a właśnie publikacja, chociaż od tej pierwszej zaczyna się w niej ostatecznie przygoda intelektualna dosyć sporego kalibru. Może dlatego autor umieścił już na początku takie uprzedzenie:
Nie bez powodu. Faktycznie zawiera treści nie tyle nieprzyzwoite, co okryte zmową milczenia, całunem udawanej niepamięci i kurzem kryjącym wstyd i sromotę ZSRR. Dopiero Władimir Putin tajemnicę poliszynela i jeden z wielu sekretów swojego kraju uczynił widzialnym, wiadomym i… zaszczytnym. Mowa o inwalidach wojennych. Tych wracających z wojny ojczyźnianej bez rąk, nóg, wzroku, organów płciowych, słuchu, a czasami ze wszystkim naraz w jednym ciele. Trafiali do górnolotnie nazywanych „ośrodków” lub „sanatoriów”, które warunkami w niczym nie ustępowały łagrom GUŁagu. Wśród nich „klocki”, „pieńki” i najbardziej powszechne określenie – „samowary”. Samowarem nazywa się inwalidę, który po sam korzeń nie ma rąk ani nóg. To zapewne dlatego, że powstaje wtedy klocek z kranem na dole. – tak obrazuje swoich towarzyszy wspólnego losu narrator powieści. Po wojnie takich kadłubków było około 90 tysięcy. Wśród nich narrator – Bezręki, beznogi ogryzek wisiał z plwociną na twarzy pod delikatnym słoneczkiem i bezsilnie płakał, bezgłośnie, beznadziejnie. Ten człowiek to ja. Symbolicznie nie nazwany, bo mógł być nim każdy, o których słuch zaginął po kilkakrotnych czystkach placów, ulic i skwerów miejskich z kalek. O tym wstydliwym problemie wspomnieli Marta Panas-Goworska i Andrzej Goworski w swojej książce Grażdanin N.N., opisując między innymi rysunek nieżyjącego już rosyjskiego artysty Gienadija Dobrowa – Nieznany żołnierz.
To jeden z niewielu świadków, którego wpuszczono do „ośrodka” w latach 60. XX wieku położonego na niewielkiej wyspie Wałaam na jeziorze Ładoga, gdzie w murach monastyru utworzono Dom Inwalidów Wojny i Pracy. Efektem jego pobytu w tym, i w wielu innych obozach, była seria obrazów i grafik z lat 1973-1982 Oblicza wojny. Niektóre z nich można obejrzeć w galerii Newsweeka. To tam też w artykule Igora T. Miecika znalazłam więcej informacji na ten temat.
Autor niepokornie sekret ZSRR wydobył na światło dzienne dużo wcześniej niż W. Putin, czyniąc z „samowarów” głównych bohaterów swojej opowieści. Każdemu okradzionemu z przyszłości dał imię, nazwisko, ksywę i osobowość. Obdarzył przeszłością, uczuciami, pragnieniami i marzeniami. Zgromadzona siódemka „tobołków” w jednej sali stała się aktorami i zarazem widzami rozgrywających się przejmujących, naturalistycznych, drastycznych, bolesnych, niemoralnych, momentami obrzydliwych (włącznie z orgią seksualną z jedną kobietą) i skrajnie emocjonalnych scen. Pełnych opowieści o życiu sprzed wegetacji, bo życiem tego nie mogłam nazwać. Nie była to jednak prosta historia Mustafy z Afganistanu, Żory z zatopionej łodzi podwodnej, Starca z wojny ojczyźnianej, Gagarina z rozbitego samolotu, Kawude z łagru, Czecha z płonącego czołgu i Profesora spod gruzów Karabachu. To historia ZSRR opowiedziana poprzez skomplikowane losy ludzi z różnych warstw społecznych i przeciwstawnych opcji politycznych. Zgromadzeni w jednej sali i połączeni jednym rodzajem nieszczęścia, próbowali opisać nie tylko to, co im się przytrafiło, ale również w imię czego poświęcili swoje zdrowie i życie. Dosłownie, bo dla rodziny byli oficjalnie martwi. W swojej nieszkodliwości starali się zaszkodzić, układać plan, jak nie dać tej suce, Ojczyźnie niewdzięcznej, wypić i co trzeba w związku z tym zrobić. Spiski dziejowe i ich efekty, jak katastrofa elektrowni jądrowej w Czarnobylu, to ich robota! Wymiana ich poglądów godzonych chęcią zemsty, ale i koniecznością obrony przed realnym ich zlikwidowaniem stała się pastiszem ustroju kraju, władzy i ludzi, którzy zgotowali im ten los. Autor wprowadził w treść opowieści elementy dokumentalne, jak instrukcja obsługi z parametrami automatu Kałasznikowa, minidramat Narodzenie rewolucji z udanymi karykaturami Lenina, Stalina, Lwa Trockiego, Feliksa Dzierżyńskiego i wielu innych czołowych komunistów oraz liczne przypisy rozwijające wątki w treści lub będące uprzedzającymi kontrargumentacjami na moje ewentualnie rodzące się w trakcie czytania uwagi, myśli lub skojarzenia. Nie był przy tym dla mnie delikatny i taktowny, stawiając mnie w rzędzie głupków, dla których podawał te banały w przypisach. Bibliografii też mi poskąpił, twierdząc, że niepiśmiennemu chamowi list podróżny niepotrzebny. Zresztą siebie samego również nie oszczędzał w takich określeniach. Był jednym z tych, który kokietował mnie pozorem niezależenia mu na czytelniku, a z podaną wiedzą mogę zrobić, co zechcę. Najlepiej pobawić się nią. Nie zniechęcił mnie tymi zabiegami. Z tym większą uwagą wczytywałam się w ukryty przekaz z żalem stwierdzając, że trzeba być albo Rosjaninem, albo cudzoziemcem dobrze rozeznanym w historii ZSRR, by wyłapać wszystkie inteligentne niuanse, paralele, konotacje, nawiązania i skojarzenia czyniące z tej opowieści tekst prześmiewczy, pełen absurdów, czarnego humoru i sarkazmu. Ostrych, jak skalpel i celnych, jak laser.
By odkodować prawdę o ZSRR.
To dlatego autor w Rosji jest osobą i pisarzem kontrowersyjnym. Nieprzyzwoicie wyciągającym sromotę na widok publiczny.
Ale to nie jedyny powód!
Następny znajdował się w drugiej części publikacji pod tytułem Wszystko o życiu, która była dla mnie totalną niespodzianką! Zawarte w niej eseje filozoficzne składały się na światopogląd autora. Przyznaję – logicznie i rzeczowo przedstawiony. Od podstawowych pojęć do bardziej skomplikowanych, by ostatecznie zbudować i przedstawić własne wnioski, które można nazwać teorią samorozwoju i energoewolucjonizmu. Wyprowadził je z już znanego dorobku myśli filozoficznej, by ostatecznie poprowadzić w zupełnie nowym kierunku. Moje spostrzeżenia, że myli i błędnie utożsamia potrzeby z pragnieniami oraz powiela błąd stereotypu pochodzenia człowieka od małpy, to nic, w porównaniu z nieprzychylnymi postawami środowiska filozofów. Autor ma jednak do tego prawo. To jego książka i jego poglądy, a ja, mimo że w trakcie drugiej części mocno się irytowałam, a momentami troszkę nudziłam, to dla tej pierwszej części – warto było! Wszak autor uprzedzał – Nie dotykać – zakaz wstępu! Nie posłuchałam i wam radzę to samo – dotknijcie, wejdźcie, poczujcie, dowiedzcie się, dlaczego jest tak, jak jest i dlaczego ludzie, wiedząc, jak postępować poprawnie, dla dobra, postępują źle, sobie na szkodę? To ostatnie pytanie zadał Sokrates. Minęło dwa i pół tysiąca lat, tysiące megaumysłów i nadal brak odpowiedzi.
I chociażby dlatego, warto posłuchać próby odpowiedzi na nie podjętej przez autora o nietuzinkowym umyśle i osobowości.
Dla niezdecydowanych – fragment powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: zsrr
Dodaj komentarz