Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Rosja w łagrze – Iwan Sołoniewicz

21 marca 2019

Rosja w łagrze – Iwan Sołoniewicz
Przełożył Stanisław Dębicki , weryfikacja i uzupełnienie Agnieszka Knyt
Wydawca Ośrodek Karta , Dom Wydawniczy PWN , 2013 , 584 strony
Seria Literatura Faktu PWN ; Podseria Karty Historii
Literatura rosyjska

To nie jest nowa publikacja wspomnień kolejnego więźnia sowieckiego łagru, która nareszcie doczekała się wydania tak, jak dziennik Iwana Czistiakowa czy relacja Jefrosinii Kiersnowskiej. To pozycja nietypowa, bo kasandryczna i w tym proroctwie, gdzieś po drodze zagubiona w swoim ogromnym znaczeniu. Bo przecież nikt nie lubi złych wieści. Burzenia świata pięknego i bezpiecznego. Zwłaszcza, gdy dotyczy to nowej idei bolszewizmu nawołującej do światowej rewolucji w imię sprawiedliwości społecznej, w którą wpatrzone były elity krajów europejskich, a sam ZSRR uosabiał raj (efekt propagandy), ściągający do siebie zafascynowanych nim sympatyków takich, jak Icek Erlichson i wielu jemu podobnych.
Z wpływowych ludzi, jedynie Hitler dał wiarę tym wspomnieniom, nakazując czytanie wspomnień Iwana Sołoniewicza każdemu obywatelowi niemieckiemu. Ale on miał w tym interes polityczny.
Zwykłemu, przeciętnemu człowiekowi trudno było uwierzyć w to, co opisał autor na 35 lat przed Aleksandrem Sołżenicynem. Sam autor usprawiedliwiał taką postawę pisząc – istnieją rzeczy, w które sama istota człowieczeństwa nie chce wierzyć. Bo gdy uwierzy – jakoś niewesoło zaczyna wyglądać boży świat, w którym takie rzeczy są możliwe. A świat w latach 1935-36, w których ukazała się w Europie ta złowieszcza książka drukowana na łamach czasopisma w odcinkach, potem w 1937 roku w całości, a w Polsce w 1938, był piękny. Nikt nie przypuszczał i nie dopuszczał myśli, że niedługo rzeczywistość łagrowa i lagrowa ogarnie również Europę. A przecież autor przestrzegał przed nią, widząc w bolszewizmie wypaczoną ideę państwa, w którym rządzi zupełnie obca siła, zmuszająca przemocą do służenia zupełnie obcej nam sprawie.

 

Był o tym przekonany na długo przed trafieniem do łagru wraz z synem Jurą (na powyższym zdjęciu) i bratem Borysem za próbę ucieczki z totalitarnego państwa, dlatego to nie przeżycia obozowe skłoniły go do tego kroku, ale życie na „wolności”. Jak wspomina, łagier nie interesował go, jako miejsce, gdzie cierpią i giną miliony, a też nie jako tło jego osobistych przeżyć. Wykorzystał doświadczenia obozowe, by ukazać łagier, jako kwintesencję tego, co działo się na „wolności” i który niczym się od niej nie różnił. Był dla niego miejscem, w którym wszystko, co działo się w łagrze, działo się również na wolności i odwrotnie. Rzeczywistością, w której wszystko było jedynie bardziej uchwytne, prostsze, bardziej wyraziste. Potraktował władzę sowiecką jak równanie algebraiczne, rozkładając ją na czynniki pierwsze. Podstawiając w nim, w miejsce abstrakcyjnych wartości algebraicznych, żywych, konkretnych przedstawicieli władzy sowieckiej oraz konkretne stosunki między władzą a społeczeństwem… – jak napisał w pierwszym rozdziale. To dzięki tej przenikliwości i dostrzeżeniu logiki w otaczającym go absurdzie pozornego chaosu, nie tylko ujrzał kuriozalną rzeczywistość, w jakiej znalazła się Rosja i jej naród, ale przede wszystkim zrozumiał jej mechanizmy funkcjonowania, które umiejętnie wykorzystane pozwoliły osiągnąć autorowi upragniony cel – skuteczną ucieczkę.
A potem na prawdziwej wolności to wszystko opisał, używając ironii, czarnego humoru i porównań ukazujących irracjonalność i schematyczność zasad rządzącymi i manipulującymi zachowaniami i postawami ludzi od zwykłego chłopa na Stalinie skończywszy. To dzięki temu zabiegowi przekaz skupił moją uwagę nie na cierpieniu opowiadającego, ale na systemie władzy sprawowanej nad ludźmi, na normach jej funkcjonowania i podrzędnej, niewolniczej w nim roli człowieka. Przeżycia bohatera i jego współwięźniów były przerażającymi, bo przerażającymi, ale tylko ilustracjami do zrozumienia istoty bolszewizmu, karmiącego się krwią własnego narodu. Dosłownie i w przenośni. Ale zanim dane było mi to zrozumieć, zostałam wtajemniczona w podstawowe pojęcia, ich znaczenie i konteksty – stara gwardia, czekista, bolszewik, entuzjazm, rewolucja światowa i najpowszechniej występujące – aktywista. Najbardziej niebezpieczny typ człowieka o mózgu barana, szczękach wilka, a wyczuciu moralnym protoplazmy. Typ człowieka, który jako szesnasty z kolei uczestniczy w zbiorowym gwałcie. Nic dodać, nic ująć i wszystko jasne. Tak obrazowo i dosadnie tłumaczył mi wszystko autor i wyposażał w swoisty język przekazu, bym mogła swobodnie odczytywać podteksty ironii o socjalistycznym ustroju będącym absolutyzmem pretendującym do oświecenia i ustroju gospodarczym o charakterze pańszczyźnianym , który usiłuje być kulturalny, przesiąkniętych wszechobecną głupotą uzbrojoną od stóp do głów w karabiny maszynowe GPU – wcześniejsze CzeKa, a późniejsze NKWD. W takich okolicznościach można uwierzyć w genialność matołów i humanitaryzm katów.
Można uwierzyć we wszystko.
I współcześni mu obywatele ZSRR wierzyli. Autor często przytaczał całe fragmenty zapamiętanych rozmów indywidualnych i zbiorowych dyskusji z przedstawicielami wszystkich warstw społecznych o różnych światopoglądach, pochodzeniu i postawach. Od wysoko postawionych czekistów i oddanych sprawie komunistów po zwykłego chłopa ukraińskiego, któremu w łagrze było lepiej niż na wolności. Stąd wymowność przesłania tytułu książki. Ukazał w ten sposób szeroki przekrój nastrojów w społeczeństwie od wierzących ślepo w światową rewolucję po ateistów, którzy w łagrze uwierzyli w diabła, zwierzając się autorowi – Nie byłem człowiekiem religijnym, jak prawie cała inteligencja rosyjska. Czyż mogłem wierzyć w istnienie diabła? Teraz wierzę. Wierzę, ponieważ widziałem go, ponieważ go widzę. Widzę go w każdym punkcie łagrowym. On istnieje, Iwanie Łukjanowiczu, istnieje. To nie jest wymysł popów. To jest fakt dający się stwierdzić naukowo.
A kiedy zrozumiałam istotę rzeczy, ogarnęłam rozumem całe to upiorne monstrum, autor od czasu do czasu uchylał zasłonę kabaretu, która tak łagodziła tę jego obrzydliwość, ukazując mi obrazy bez ironii. To, co zobaczyłam było tak przerażające tu i teraz i jednocześnie głębokie w metafizycznym znaczeniu, że nie chciałam więcej takich niespodziewanych odsłon. Zwłaszcza, gdy obrazy ukazywały dzieci. I te spoza drutów łagru i te bezprizorne wewnątrz niego (po raz pierwszy zostałam zabrana do łagru dla dzieci). Wtedy zrozumiałam, dlaczego autor uczynił ironię narzędziem wykładni tematu. Przyznał wprost, pisząc – Wydawało mi się, że pewna przesada, zaciemnianie barw – są naturalnym wynikiem trudnych przeżyć. A mnie, czytelniczkę, chroniły przed zbędnym sentymentalizmem, bo nie takie były założenia autora, który już w pierwszym rozdziale uprzedził mnie lojalnie – Nie piszę sentymentalnej powieści i nie mam zamiaru wywołać uczucia sympatii czy współczucia. Chodzi o zrozumienie. I mimo tego były to jednak chwile, po których musiałam na jakiś czas odłożyć książkę, by odzyskać równowagę emocjonalną. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, mam je przed oczami wyobraźni, zastygając nad klawiaturą…
Ale to nie tylko demaskatorska analiza aparatu władzy sowieckiej i jej upiornych skutkach działania, ale również fascynująca opowieść piekielnie inteligentnego człowieka o jej przechytrzeniu. Autor zarówno na „wolności”, jak i w łagrze potrafił „urządzić się” i żyć na poziomie sytego człowieka, któremu właściwie niczego nie brakowało.
Dlaczego więc uciekł?
Właśnie ta książka jest odpowiedzią na to pytanie. Jak sam napisał – Nie przeżycia łagrowe bowiem, lecz przeżycia ogólnorosyjskie pchnęły mnie za granicę. – obrazując to zdanie po swojemu – Jeżeli grożąc rewolwerem żądają od was oddania spodni – można to jeszcze wytrzymać, lecz gdy grożąc tym rewolwerem żądają od was oprócz spodni okazywania entuzjazmu – życie staje się niemożliwe, a obrzydzenie dławi. I właśnie to obrzydzenie popchnęło nas ku granicy Finlandii.
A ja widzę w tej metaforycznej scenie dużo więcej. Autor dobrze nauczył mnie odczytywać swój przekaz. Bo jeśli to zdanie potraktować jak równanie algebraiczne i pod czynnik „spodnie” wstawić matkę, męża, siostrę, syna to obrzydzenie ma zupełnie inny wymiar i wielkość.
Wtedy ono nie tylko dławi, ale może udławić.
To dlatego dzisiejsza Rosja jest dla mnie może już nie jednym, wielkim łagrem, ale jednym, wielkim cmentarzem. I nie ma w tym przesady.
Książka na emigracji nie została przyjęta tak, jakby autor sobie życzył. Jak napisał Zbigniew Gluza w rozdziale od współwydawcy Ośrodek KartaNie udało mu się wtedy skutecznie ostrzec Zachodu… Czasami tak bywa, gdy rzeczywistość przerasta wyobraźnię. Dla mnie, człowieka patrzącego z perspektywy czasu, w którym wiem, że przepowiednie autora spełniły się co do litery tej publikacji, to precyzyjna, wnikliwa i trafna analiza bolszewizmu jeszcze przed czystką Wielkiego Terroru.

Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2013 roku.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Rosja w łagrze [Iwan Sołoniewicz]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Fakty reportaż wywiad

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *