Portret Doriana Graya – Oscar Wilde
Przełożyła Maria Feldmanowa
Państwowy Instytut Wydawniczy , 1976 , 231 stron , wydanie 3
Literatura irlandzka
Urzekła mnie przedmowa autora do tej powieści.
Na poły manifest poglądów promujących ideę sztuki dla sztuki, na poły spis przekonań na jej rolę w życiu człowieka, a właściwie jej brak, bo każda sztuka jest bezużyteczna. Można też ją uznać za syntezę treści przesłania zawartego w fabule. Dla wtajemniczonych w biografię autora jako echo lub skutek pierwszego wydania powieści, która okazała się w 1890 roku obrazoburcza, niemoralna i skandaliczna dla ówczesnego czytelnika. Wydanie jej w formie książki (premierowe wydanie ukazało się w czasopiśmie) okrojonej o sceny homoseksualne, zyskała na pojawieniu się przedmowy. Dla mnie, listy aforyzmów gotowych do cytowania w zależności od dyskutowanego tematu, z których najpopularniejszym i najbardziej znanym jest – Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. Nic więcej. I pod tym kątem, narzuconym przez autora ku lepszemu zrozumieniu przez czytelnika, co autor miał na myśli, można czytać tę powieść. Obserwować, jak malarz Bazyli tworzy portret Doriana, nadając mu nowy styl w sztuce, nowy sposób patrzenia na życie, którego dziwnym bodźcem była sama obecność człowieka, nieświadomego swej roli.
Dla mnie to jednak przede wszystkim powieść psychologiczna.
Opowieść o młodym mężczyźnie, Dorianie Grayu, którego psychika staje się materiałem plastycznym kształtowanym w ramach eksperymentu psychologicznego-społecznego przez lorda Henryka. Pospolitego gruboskórnego ówczesnego społeczeństwa znajdującego zadowolenie w wywieraniu wpływu na tak podatny materiał. Przyjemność w manipulacji, w której nic nie mogło się równać podobnej grze. Własną duszę przelewać do wdzięcznego naczynia i na chwilę ją tam pozostawić, słyszeć echo własnych poglądów, wzbogacone melodią namiętności i młodości, temperament swój przekazywać komuś drugiemu niczym subtelny fluid lub niezwykły aromat. Oto źródło najwyższy radości, gdy samemu jest się ograniczonym przez normy epoki, w której przyszło żyć. I tak jak Bazyli tworzył zewnętrzny obraz idealnego Doriana na płótnie, tak lord Henryk tworzył wewnętrzny obraz moralnego potwora. Cienka granica między psychiką a ciałem, między fizycznością a uduchowieniem jest nie do uchwycenia. Dla niektórych wręcz niewidoczna. Zmysły mogą uszlachetniać, a duch poniżyć człowieka. Ciało Doriana jest nieskazitelne, piękne i niezmienne. Duch coraz bardziej pogrążony w procesie rozkładu powodowanym przez nieodwracalne skutki czynów popełnianych pod wpływem ciekawości i pragnienia nowych doświadczeń przynależnych młodości, za które Dorian nie ponosi konsekwencji.
Do czasu!
Do momentu obudzenia się dla jednych sumienia, a dla innych bojaźni przed Bogiem, których portret jest w tej opowieści symbolem. Metaforycznie toczone przez wyrzuty lub grzechy, a dosłownie przez robactwo żerujące na obrazie, niszczą, bezczeszczą i plugawią urodę, wdzięk, czystość i niewinność Doriana.
Dla świata nadal jest jednak piękny!
Oceniany według powierzchowności cielesnej, a nie zgubnego wpływu wywieranego na ludzi, staje się coraz bardziej niebezpieczny w swojej rozwiązłości używania życia. Nikt jednak nie wie, poza samym Dorianem, jak zaciekle piekło i niebo toczą w nim walkę o duszę. I ta ciągła walka jest sztuką życia. W tym właśnie momencie wszystkie postulaty o sztuce z przedmowy autora można przenieść na życie. Jak bardzo jest to niebezpieczne, trudne i obfitujące w przerażające konsekwencje, które ostatecznie trzeba ponieść, pokazał nam na losach Doriana, wcielającego w życie postulat – każda sztuka jest bezużyteczna czyli każde życie jest bezużyteczne. Można żyć dla życia. Można nie przestrzegać norm społecznych i zasad moralnych. Można nie posiadać „sympatii etycznych”. Można zarówno cnotę, jak i występek, traktować tak, jak tworzywo lub narzędzie w sztuce życia. I mogłabym tak po kolei przenosić myśli o sztuce z przedmowy autora na myśli o życiu. Można wszystko! Żyć dla siebie i żyć dla samego życia, podnosząc to do rangi sztuki. Tylko trzeba liczyć się z tego konsekwencjami, które prędzej czy później trzeba ponieść.
I jeszcze jedno.
Powieść tę wyprzedza fama homoseksualnej treści. Przynajmniej mnie to spotkało. Musiałabym być radykalną i skrajną homofobką, by w tej powieści znaleźć sceny homoseksualne. Można na siłę doszukiwać się takich sugestii w fascynacji Bazylego urodą Doriana czy w fascynacji młodością lorda Henryka, czy w sferze przygód Doriana z mężczyznami, których szczegółów nie poznaje się, tylko wzmiankę o ich samobójstwie, a co poprzedni czytelnik tej wiekowej książki uznał za godne zaznaczenia. Coś znalazł i okazał radość.
Jednak to zawsze będą echa pierwszego, pełnego wydania, które takie sceny zawierały. W tej poprawionej wersji pozostają dalekosiężne domysły i daleko posunięte nadinterpretacje. Myślę, że gdyby nie homoseksualna orientacja autora, za którą został skazany na dwa lata więzienia, nikt nie próbowałby nawet zauważać tego aspektu powieści. Pozostaje więc sztuka dla sztuki, sztuka życia i życie dla życia oraz poszukiwanie odpowiedzi, czy się z tym zgadzamy.
Tylko tyle i aż tyle!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść psychologiczna
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz