Petersburg Noir – pod redakcją Julii Goumen i Natalii Smirnowej
Przełożył Grzegorz Szymczak
Wydawnictwo Claroscuro , 2015 , 352 strony
Seria Strefa Cienia ; podseria Noir
Literatura rosyjska
Wyczekiwałam Petersburga w serii Noir!
Po Moskwie, Meksyku, Barcelonie i Tel Awiwie nareszcie przyszła kolej na moje (zaraz po Moskwie) marzenie podróżnicze, które znam tylko z opowieści lub informacji z drugiej ręki. To za mało, żeby poczuć je i wiedzieć o nim wszystko. A wszystko to także ta strefa mroku, o której się raczej nie mówi, a w którą również trzeba wejść, by ujrzeć to, czego nie zobaczy się lub nie usłyszy od przewodnika.
Mój czytelniczy szlak turystyczny po zakamarkach dzielnic Petersburga, tradycyjnie zaznaczonych na dołączonej mapce konturami denatów, zawdzięczałam miejscowym.
Tym, którzy urodzili się w tym mieście lub w nim żyli, a czego dowiedziałam się z krótkich biografii autorów umieszczonych na końcu książki. To dzięki nim dowiedziałam się również, że po niedostępnych dla przeciętnego turysty będą oprowadzać mnie ludzie wyjątkowi – wirtuozi słowa, posiadający sprawdzony dar opowieści:
W czternastu odsłonach pogrupowanych tematycznie w trzech, głównych rozdziałach, pokazali mi realizm życia petersburżan, naturalizm otaczającej ich groteskowej rzeczywistości, a przede wszystkim jego „ducha”. I o ile dwa pierwsze obrazy zmieniają się, bo ludzie odchodzą i przychodzą, a nazwa miasta ulegała przeobrażeniu od Piotrogrodu poprzez Leningrad po Petersburg na pieszczotliwym kolokwializmie – Piter (nie wspominając wielości egzonimów wariantowych) – skończywszy, o tyle „duch” z mroczną atmosferą miasta pogrążonego w wiecznie płynącej i nieustannie padającej wodzie i tej na dole – w kanałach, rzekach, i na górze – w powietrzu, nie ulegał i nie ulega zmianom.
To właśnie on intensywnie emanuje z tych kilkunastu opowiadań.
Historii bardzo zdradzieckich, hipnotyzujących i niebezpiecznie amnezyjnie wpływających na uprzedzające słowa autorek wstępu Julii Goumen i Natalii Smirnowej, który musiałam ponownie przeczytać po wynurzeniu się z zaułków miasta, by otrzeźwieć i nie dać się ponieść kuszącej fantazji kryminalnego romantyzmu, bo z której strony by nie spojrzeć, z której strony by nie zacząć poznawać Petersburg, „duch”, niczym upiór w operze, będzie zjawiał się przed tymi, którzy zajdą za daleko lub zajrzą za głęboko. Zarówno w ciemne, śmierdzące rzygowinami i moczem, ulice Kwartału Niebieskich Latarń – ze względu na obfitość sinoniebieskich, nierzadko rozbitych fizjonomii, czy w przerębel skutej lodem, pełnej trupów, Newy, czy zwykłego mieszkania nawiedzanego przez zjawę z przeszłości, czy w głąb podziemnych kanałów z mitycznym Dziadkiem do orzechów porywającym dzieci, jak i w głąb mrocznej duszy mieszkańca Pitra, któremu zamiast pytań o tożsamość czy zdolności należy zadać fundamentalne pytania – kto w tobie siedzi? i kiedy dojrzeje do zła? I czy to jest car Piotr Aleksiejewicz, czy niepozorny kustosz w muzeum, czy dziewczyna ludzi Fioki Młodego Kapitalizmu, to każde z nich, w sprzyjających okolicznościach, dawało się ponieść i obezwładnić morderczej pasji lub zabójczej zemście.
Miasto temu sprzyjało.
Kolejny trup niesiony wodnymi kanałami rzeki czy znaleziony na ulicy, nie był wydarzeniem. Po zaginionym dziecku nie pozostawał żaden ślad, a po człowieku dorosłym przybywał wypchany eksponat. Co lub kogo pochłonęło miasto, trzeba było wyrywać własnymi pazurami i zębami, bo nawet układy i znajomości z szemranymi tubylcami nie gwarantowały sukcesu poszukiwań. Czerń miasta i duszy człowieczej była wiecznie głodna i bez dna.
I w tym sensie opowiadania godnie kontynuowały tradycję literatury rosyjskiej z Petersburgiem w tle. Autorzy udanie zastąpili Fiodora Dostojewskiego, Jewgienija Kogana, Mikołaja Gogola i wielu innych klasyków, nawiązując do ich utworów literackich, ale jednocześnie czerpali inspiracje z literatury obcej, wnosząc świeży, nowy element spojrzenia na rodzimą rzeczywistość.
Ale „ducha” zachowali!
I to tak intensywnie go ukazując, że pomimo upiorności, grozy, przemocy, brutalności, mroczności i okrucieństwa, można popaść w zachwyt nad turpizmem miasta i jego ludzi, zapominając, że za nim kryje się realna śmierć. Można zapomnieć o „wiadrze zimnej wody” profilaktycznie wylanym na czytelnika przez autorki opracowania antologii, które lojalnie uprzedzały – Jak to zwykle bywa, rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej przerażająca od wymyślonych historii. Przeludnione komunałki w Kołomnie (…), uzależnienie od narkotyków, przemoc seksualna oraz zabójstwa na zamówienie to codzienność „kryminalnej stolicy Rosji” i niewyczerpane źródło artystycznych inspiracji.
Opowiadania są niebezpiecznym efektem tej kompilacji.
Autorzy są niczym wysłannicy Dziadka do orzechów, którzy przebierając słowami, niczym palcami na flecie, czarującą melodią słowa kuszą, wabią i wciągają czytelnika w głąb Petersburga, ukazując jego hipnotyzujące mrocznością piękno. Można zakochać się w nim na odległość i dać się wypełniać po brzegi jego śmiertelnym jadem, jego nasieniem. Musiałam trzymać się nogami i rękoma okładek, by nie pogrążyć się w czerń głębiny między nimi, za cumę z rzeczywistością mając tylko dwa, trzeźwe i przytomne zdania jednego z bohaterów opowieści – To jest jebane królestwo mroku! To pieprzony, zafajdany, jebany noir!
Ale jaki PIĘKNY!- odpowiadałam niezmiennie.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Horror groza makabreska
Tagi: książki w 2015
Dodaj komentarz