Od tragedii do farsy: czyli jak historia się powtarza – Slavoj Žižek
Przełożyli Maciej Kropiwnicki , Barbara Szelewa
Wydawnictwo Krytyki Politycznej , 2015 , 265 stron
Literatura słoweńska
Nie wierzę, że przeczytałam tę książkę!
A jeszcze nie tak dawno temu trzymałam w dłoniach Kapitał Karola Marksa i Fryderyka Engelsa oraz pięć tomów Dzieł wybranych Lenina, zastanawiając się, ważąc ich ciężar (bo solidnie i pięknie wydane), czy ktoś jeszcze TO czyta? A jeśli tak, to kto? Pewnie studenci, bo muszą – przypomniała mi się Wisława Szymborska, która do takiego wniosku doszła po przeczytaniu akademickiego podręcznika w swoich Wszystkich lekturach nadobowiązkowych. No może jeszcze filozofowie i badacze nauk pokrewnych. Ale zwykły człowiek taki, jak ja – nigdy! A uprzedzano mnie – nigdy nie mów nigdy, bo właśnie stało się, że jednak!
A zaczęło się od bardzo zwykłego pytania, które zawsze zadaję, gdy widzę u kogoś książkę – co to? Wzięłam do ręki i natychmiast się zniechęciłam, zanim jeszcze usłyszałam odpowiedź. Zobaczyłam nazwę wydawcy, a właściwie jego profil wydawniczy widniejący w nazwie – polityczny. Nie ciągnie mnie do tego typu publikacji. Wolę obserwować politykę z boku, rozmawiać, oglądać programy publicystyczne, ale analizy książkowe nie za bardzo. Już chciałam ją odłożyć, gdy usłyszałam pytanie na moje pytanie – Nie znasz Žižka? Jak możesz nie znać Žižka? – trochę przytłoczyło mnie to zdziwienie, więc szybko odpowiedziałam – A powinnam? No raczej – usłyszałam – przecież to bardzo znany słoweński filozof, socjolog, psychoanalityk, krytyk kultury i wizjoner, którego przepowiednie społeczne, ekonomiczne, kulturowe i polityczne sprawdzają się.
ZAWSZE!
Nie wiedziałam, czy to prawda, ale zapachniało Nostradamusem! Kto nie chciałby zajrzeć za kulisy przyszłości własnego kraju i narodu, a tym samym swoje? Ja bardzo! I tu kryła się zasadzko-niespodzianka. Szelma nie powiedziała mi bardzo ważnej rzeczy – autor był MARKSISTĄ!!!
To dlatego nie zdałam testu, którym otworzył swój wykład, bo dla mnie ta pozycja nim była. Nie miałam szansy go zdać, bo zaczęłam czytać go bez pełnej wiedzy o autorze, a tym samym bez uprzedzeń. A zaczął go w ten sposób, ponieważ bardzo dobrze przewidywał reakcję swoich zorientowanych w temacie przeciwników – Tytuł niniejszej książeczki ma być w moim zamierzeniu najprostszym testem na iloraz inteligencji czytelnika: jeśli pierwsze skojarzenie, które u ciebie wywołują te słowa, to prostacki antykomunistyczny banał – „Masz rację, dziś po tragedii XX-wiecznego totalitaryzmu cała gadanina o powrocie do komunizmu może być tylko farsą” – to szczerze radzę ci się już tutaj zatrzymać i rzucić książkę w kąt.
Książki w kąt nie rzuciłam!
Trochę na przekór, mając jednak świadomość, że właśnie o to chodziło autorowi, a trochę z powodu mojej zasady – jak już coś zacznę, to nie przerywam. Czytam do końca nawet wbrew sobie. Nawet po tym zniechęcającym mnie zdaniu – Strona, którą tutaj zajmuję, to oczywiście strona komunistyczna. Brrr i ciarki po plecach – nawet odruchy miałam czysto fizyczne na dźwięk tego słowa. Organicznie już nie cierpiałam jej czytać. Nic dziwnego, że początkowo brnęłam przez nią, jak pod prąd rwącej rzeki z obciążnikami na nogach. Nie ze względu na język, który pomimo naukowości (pojęcia, nomenklatura, styl przekazu charakterystyczny dla filozofów – pełen cytatów i odniesień do myśli innych filozofów, logiczny, a przez to wymagający maksymalnego skupienia) był dla mnie jasny i zrozumiały. Nie ze względu na tematykę, której podstawy komuniści wtłoczyli mi na studiach pod przykrywką nauk politycznych, ekonomii politycznej i filozofii.
Nie to było dla mnie problemem w przyswajaniu treści.
Przeszkodą były moje uprzedzenia, wręcz fizyczny wstręt i obrzydzenie, które pojawiły się na hasło – komunizm. Jakaś cząstka mnie broniła się przed tą wiedzą, marudząc – ale to już było! Dobrze żarło i zdechło!
Otóż nie!
Ripostował autor. To był socjalizm, który przejawił zdegenerowaną formę komunizmu, określając go za Marksem mianem wulgarnego komunizmu. Sam komunizm jest innym, lepszym, wartościowszym i jedynym systemem zdolnym zadowolić wszystkich ludzi na całym świecie w imię sprawiedliwości społecznej. Takie mniej więcej peany na jego wyjątkowość i wiecznie żywą Ideę zawarł w drugiej części tej pozycji. W części pierwszej, jak nie trudno się domyślić, znalazłam wiadro pomyj wylany na niedobry, wyzyskujący słabszych, niesprawiedliwy, pełen hipokryzji i tragedii przechodzącej w farsę, zgubny dla ludzkości i istnienia świata, kapitalizm. O mało nie zaczęłam mu wtórować, kiedy, jako żywo, zaczęły mi się przypominać hasła z lat 50. i 60. XX wieku – „reakcyjny imperializm” czy „kapitalistyczni wyzyskiwacze”. Ale czytałam z zaciekawieniem, bo muszę przyznać, czynił to bardzo interesująco i uwodzicielsko, często ilustrując dosadnie przemawiającymi przykładami z polityczno-ekonomicznej rzeczywistości, dochodząc do jednego wniosku.
Ameryki mi nie odkrył!
Przecież ja to wszystko wiedziałam. Przyjmując go po okresie socjalizmu, godziłam się na niego, wiedząc, że nie jest doskonały, a demokracja w nim (nie pamiętam czyje to słowa) leży na śmietniku. I wiem, że nigdy, w żadnym systemie, nie będzie tak dobrze, żeby zadowolić wszystkich. Zawsze znajdzie się „maluczki” człowiek (w komunizmie czy socjalizmie) czy grupa osób (w kapitalizmie), która to wszystko spartaczy, żeby nie powiedzieć dosadniej, dorabiając swoją teorię do praktyki. Czynnik ludzki jest nieprzewidywalny. To on decyduje, że ostatecznie otrzymujemy karykaturę Idei. Jakiejkolwiek. To dlatego komunizm też tego nie dokona, nawet w swojej najczystszej postaci, której wizję czarująco roztacza autor. Raju na Ziemi, który jeszcze nie powstał, bo nie miał szansy zaistnieć i się rozwinąć. Ale teraz ma i to „udowadnia”! Autor mami i kusi w tak atrakcyjny sposób, że chciałoby się do tego raju!
I to jest niebezpieczne dla młodych umysłów!
Każdemu zachwyconemu poglądami autora, dodawałabym w pakiecie z tą pozycją, jej antidotum – Smakowanie raju Icka Erlichsona. Historię człowieka, który uwierzył komunistom i tego raju spróbował.
Ale, ale!
To nie znaczy, że żałuję czasu przeznaczonego na ten analityczny wykład. Absolutnie nie! Mimo że skręcało mnie, kiedy czytałam o niepodważalnych zaletach komunizmu jako wiecznej Idei, która nadal pozostaje w mocy, czekając na sprzyjającą okoliczność, by rozkwitnąć, wiedziałam, że, aby poznać wroga, trzeba poznać jego język i stanąć rozumowo po jego stronie prawdy, bo mamy do niej dostęp tylko wtedy, gdy opowiadamy się po jakiejś stronie. I tylko wtedy możemy zrozumieć, ku czemu zdąża świat, gdy znajdziemy maksymalną ilość odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Między innymi na to – Jak nasza dzisiejsza sytuacja wygląda z perspektywy ideii komunistycznej? I jeśli nawet trochę się przestraszymy groźnego pohukiwania marksistów, że, jak napisał John Caputo, jakiś Potwór zwany Kapitałem nadal nas dręczy, to po to, by wzbudzić naszą czujność. Bo co, jeśli się proroctwo Slavoja Žižka spełni się? Wszak historia się powtarza, jak zaznacza autor w podtytule i treści książki.
Mamy się bać powrotu do przeszłości?
Chciałabym napisać, że absolutnie nie, ale nie mogę. Z dwóch powodów. Po pierwsze, atrakcyjności przekazu i wizji (książkę pomimo początkowych oporów połknęłam w jeden wieczór!) dla młodych ludzi rozczarowanych zastaną rzeczywistością, które wołają – Nie bójcie się, przyłączcie się, wróćcie! Po drugie, z powodu famy wizjonerstwa i trafności przewidywań autora, który pohukując, twierdzi – komunizm stoi u bram! I chociażby po to, by ujrzeć i przekonać się, że hydra podnosi łeb, który jej powoli zaczyna odrastać, warto po nią sięgnąć. Teraz wiem, jak rozmawiać z młodymi poszukującymi na temat komunizmu.
Właśnie wróg wyposażył mnie w dobrą broń i ostrą amunicję argumentów.
Proszę spróbować oderwać się od tego wykładu, który jest streszczeniem treści książki. Nie ma takiej szansy, chociażby na formę przekazu. Mnie najbardziej rozbawiło to – „and so on…, and so on…”.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: komunizm
Dodaj komentarz