Ochotnik – Stanisław Bohdanowicz
Wydawca Ośrodek Karta , Dom Wydawniczy PWN , 2014 , 352 strony
Seria Literatura Faktu PWN ; Podseria Karty Historii
Literatura polska
Z każdą kolejną pozycją podserii Karty Historii w serii Literatura Faktu PWN , coraz bardziej utwierdzam się w jej wyjątkowości. Poszerza nie tylko wiedzę historyczną, ukazując ją oczami świadków danych czasów, ale odkrywa fakty mi zupełnie nieznane.
I dokładnie taka jest ta kolejna publikacja, z naciskiem na to ostatnie.
Nie posiadałam żadnej wiedzy na temat V Dywizji Strzelców Polskich, zwaną V Dywizją Syberyjską, formowanej w latach 1918-1920. Skupiającą Polaków z całej Rosji. Kryminalistów, zesłańców, jeńców, chłopów i ochotników chcących walczyć, lub będąc z różnych powodów do tego skłonionych, z bolszewikami, a tym samym o wolną Polskę. Losy tej formacji wojskowej z punktu widzenia historii zostały mi przybliżone przez Jana Wiśniewskiego w krótkim rozdziale umieszczonym na końcu książki. Dzięki temu mogłam wspomnienia autora osadzić w konkretnej, obiektywnej sytuacji geograficznej, politycznej i militarnej. Przyznam, że w dwóch ostatnich przypadkach bardzo skomplikowanych. Lata 1918-1920 na terenie wschodniej Rosji i Syberii były areną dynamicznych i nieprzewidywalnych zmian sił politycznych i układów wojskowych. Wspomniana wcześniej dywizja istniała około dwóch lat, a dalsze losy jej żołnierzy po demobilizacji były bardzo różne. Część nie pogodziła się z kapitulacją i przebiła się na wschód, by ostatecznie po wielu miesiącach dotrzeć do Polski i, jako Brygada Syberyjska, wziąć udział w bitwie warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Część dostała się do niewoli. Większość przeszła gehennę bolszewickich więzień i obozów.
Wśród tych ostatnich znalazł się autor tych wspomnień.
Jak sam przyznał w posłowiu – Pisałem swe wspomnienia, nie zamierzając ich kiedykolwiek oddawać do druku. Pisałem przede wszystkim dla siebie… i z myślą o oddaniu tego surowego materiały jakiejś bibliotece, historykowi lub literatowi do wykorzystania. Ale trochę też z powodu niewiedzy współczesnych mu Polaków, których wiedza na temat dywizji była żadna albo błędnie uznawali ją za wojsko rosyjskie. A trochę też ze względu na przekłamania w ukazujących się i tak w skąpych ilościach materiałach, w których nie zawsze charakterystyki ludzi i oświetlenie ich czynów były zgodne z prawdą. Ostatecznie publikację przyśpieszył wybuch II wojny światowej.
Z taką wiedzą poznaną od końca (posłowie i nota historyczna znajdowały się na końcu książki), a dla mnie od początku, przeniosłam się do roku 1918, kiedy osiemnastoletni Stanisław postanowił porzucić gimnazjum i wstąpić do polskiego wojska jako ochotnik. Od tego momentu byłam świadkiem zderzenia się świata młodego człowieka przepełnionego ideałami ze skrajnie brutalną rzeczywistością ówczesnych czasów. Koniecznie muszę dodać – rosyjskiego czasu porewolucyjnych przemian politycznych. Gehennę jego losu od bycia żołnierzem, a potem więźniem obozu i przymusowym robotnikiem, aż do drogi przez mękę do Polski, którą po kolei punktowały nazwy rozdziałów na mapie geograficznej Rosji.
Byłam świadkiem procedur formowania się oddziałów polskich (dalekich od poprawnych), skrajnych warunków życia szeregowego żołnierza i ich przełożonych, stosunków w nim panujących pełnych korupcji i poplecznictwa, degradacji wartości moralnych czy różnych nastrojów politycznych. Ideały autora już na początku zostały skutecznie rozwiane przez to, co widział, ale i przez to, co mówili mu koledzy – Widzisz, bracie, wszystko, co w cywilu uważa się za złe, to w wojsku na odwrót. Gdy ktoś w cywilu hula, pije, łajdaczy się z prostytutkami, w karty gra, to się z tym ukrywa, a w wojsku chwali się, bo kto tego nie robi, uważany bywa za ofermę i dziada. Jego wyrzuty sumienia uciszali groźbą – Jak my kradniemy to i ty z tego korzystasz. Nie jesteś żadnym hrabią, żebyśmy kradli i karmili ciebie; jeśli chcesz z nami dobrze żyć, to nam pomagaj. I „pomagał”.
A miało być jeszcze gorzej.
W obozie, którego agitatorzy bolszewiccy zakazali nazywać niewolą tylko gościną u rosyjskiego proletariatu, a potem w okresie pracy przymusowej, jako robotnik najmowany przez chłopów i nauczyciel analfabetów, przeszedł skrajny egzamin z życia i przeżycia. Ale to, co mnie zastanowiło, to brak we mnie emocji przy opisach pełnych cierpienia, bólu psychicznego i fizycznego, głodu, brudu, chorób, śmierci, trupów, prostytucji, gwałtów, rabunków i zezwierzęcenia ludzi. Nie czułam nic podczas oglądania takich, bądź co bądź, drastycznych scen – Nikt nie zadawał sobie trudu wynoszenia trupów dalej, wyrzucano zmarłych w śnieg między tory i tu wśród nieczystości wylewanych z wagonów i ludzkich odchodów zastygali w najrozmaitszych pozach. Nieraz ze śniegu wystawały jakieś nogi lub głowa. Stały, niezmienny, a przez to spowszedniały, krajobraz wzdłuż torów podczas powrotu do domu i dla autora, i dla mnie.
Przyjmowałam je na chłodno. Niczego nie oceniałam i niczemu się nie dziwiłam.
Zastanowiła mnie ta nietypowa reakcja. Pytałam samą siebie – czy aż tak się już znieczuliłam licznymi opowieściami o piekle tamtych czasów, czy może autor miał taki styl przekazu? Doszłam do wniosku, że to drugie. Ten świat widziany oczami nastolatka z cudowną cechą przystosowywania się do każdych warunków, pokazywał mi człowiek już dorosły, okaleczony emocjonalnie, który mówił o sobie – zanadto byłem wykolejony. Nie miał w sobie emocji, a te które były, potrafił ukryć, nie obciążając mnie nimi. W tym świecie nie było miejsca na uczucia wyższe, a tym samym warunków, by je w sobie kształtować i rozwijać. Co wcale nie oznaczało, że nie było ich w ogóle. One były, w formie szczątkowej i głęboko ukryte, bardzo rzadko okazywane, o czym przekonałam się nieraz podczas opowieści, napotykając na takie wtrącenia – Brzydziłem się sam siebie, nie chciałem wierzyć, że byłbym do czegoś takiego zdolny. – lub – Wszystko to szalenie mi zbrzydło, czułem się jak wśród zwierząt, nie ludzi. Ale ujawnienie swoich słabości oznaczało śmierć. Albo kradło się, jadło psie mięso, rabowało, albo umierało z głodu, zamarzało, było ofiarą, popełniało samobójstwo. Nie było innego wyboru.
To była codzienna walka o życie.
Ta relacja z czasów przemian widziana oczami zwykłego żołnierza jest również swoistym rachunkiem wprowadzania bolszewizmu w Rosji. Przerażającą skalą poniesionych kosztów liczonych w ofiarach ludzkich.
Ale jest jeszcze coś, poza wiedzą historyczną, co z przyjemnością wynoszę z tego typu lektur. Coś na co czekam za każdym razem, gdy biorę do ręki wspomnienia ludzi z Syberii. To zachwycające mnie opisy przyrody, tajgi, stepów. Tutaj autor też mnie nie zawiódł. Pooddychałam sobie pełną piersią i w lesie, gdzie modrzewie rosły niczym sekwoje, i nad rzeką Maną, tak przezroczystą, że widać było dno. Czasami przyrodę trzeba ujrzeć w drastycznym kontekście, by w pełni docenić jej niezwykłe piękno. Za każdym razem, po takich wspomnieniach, mam wrażenie, że Syberia to kraina miodem i mlekiem płynąca.
Pytanie tylko, ile z jej urody i bogactw przetrwało do dziś?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: obóz
Dodaj komentarz