Niezbędnik obserwatorów gwiazd – Matthew Quick
Przełożyła Joanna Dziubińska
Wydawnictwo Otwarte , 2013 , 316 stron
Literatura amerykańska
Nie wiem, bo mogę się mylić, czy nadanie tej powieści polskiej wersji tytułu, bardzo odbiegającej od oryginału – Boy 21 – było dobrym pomysłem. Podejrzewam, że intencją było nawiązanie poprzez skojarzenie do bardzo dobrze przyjętej przez czytających pierwszej powieści autora – Poradnik pozytywnego myślenia. Faktycznie, z jednej strony może posłużyć pogubionemu lub skrzywdzonemu nastolatkowi i za swoisty poradnik, i przewodnik, a już na pewno, jako bardzo dobry materiał biblioterapeutyczny. Z drugiej jednak strony ten lekki ton w tytule zupełnie nie oddaje tego, co powieść ma w sobie najcenniejszego – ciężaru mądrości wątków fabuły. Gubiąc dwuznaczność tytułu oryginalnego, jego intrygującą lakoniczność, która przyciągałaby uwagę młodego czytelnika pragnącego czegoś więcej niż tylko rozrywki ( a takich jest bardzo wielu!), jednocześnie gubi tegoż czytelnika, z myślą o którym została napisana. To właśnie z tego powodu nie sięgnęłam po pierwszą powieść, machając zniechęcona na „poradnik” w tytule. I to samo miałam zrobić z „niezbędnikiem”, gdyby nie tytuł po angielsku i kilka blurbów na okładce podkreślających emocjonalny charakter powieści. Bo kim był boy 21? I dlaczego właśnie 21?
I tu niespodzianka!
Było ich dwóch – Finley i Russell. Bardzo różnych. O różnym kolorze skóry (typ Eminema i typ Kobego Bryanta ), pochodzeniu (Irlandczyk i Afroamerykanin), statusie materialnym (biedny i bogaty), marzeniach (planujący i spełniony) oraz pozycji wśród rówieśników (niska i bardzo wysoka). Ale były dwie rzeczy, które łączyły tych chłopców z dwóch, odmiennych światów – miłość do koszykówki i numer 21 na koszulce oraz tragedia rodzinna wykluczająca mentalnie Russella ze świata ludzi, a Finleya z grupy rówieśniczej.
Obu na własne życzenie, ze świadomie włączonym „trybem domyślnym”, czyli milczeniem. Najlepszą obroną przed resztą świata – jak uważał Finley.
Dwaj tak różni, a jednocześnie tak podobni do siebie outsiderzy , poznali się na prośbę trenera drużyny koszykarskiej w szkole, do której obaj uczęszczali. W amerykańskim miasteczku, o którym Finley mówił – Belmont jest zbyt skomplikowane, żebym mógł je opisać w jednym zdaniu. Narkotyki, przemoc, konflikty rasowe, irlandzka mafia – jak wytłumaczyć, kto rządzi miastem, jeśli za samo wypowiedzenie słów „irlandzka mafia” można zginąć? I właśnie na takim tle, bardzo typowym dla amerykańskiej rzeczywistości, z fascynacją obserwowałam powolne rodzenie się niezwykłej przyjaźni między chłopcami o uzdrawiającej mocy psychicznej ich poranionych dusz, choć na różny sposób. I nie tylko koszykówka była czynnikiem wspomagającym proces powrotu do świata ludzi. Ogromną rolę odgrywał w niej Kosmos. Stąd polska wersja tytułu.
I miłość.
Bardzo dojrzałej albo bardzo oślepionej miłością (dlaczego, napiszę później) dziewczyny Finleya – Erin, której rola terapeutyczna polegała na byciu i trwaniu przy chłopaku. Często w milczeniu, a jeszcze częściej podczas wspólnych treningów i chwil dla siebie. To trochę poradnik dla dziewcząt, które chciałyby zrozumieć naturę chłopców, tych z rodzaju lubiących bardziej milczeć niż rozmawiać. Autor wykreował ideał dziewczyny, jaką chciałby posiadać chłopak, który przed rzeczywistością ucieka w pasję, komunikując się z ludźmi w niej funkcjonującymi tylko wtedy, kiedy musi. A i to za pomocą krótkich zdań, ujmując maksimum treści w minimum słów. Takim też stylem narracji pierwszoosobowej była opowiedziana ta historia trójki bohaterów, których losy splatała przyjaźń poddana ostatecznie próbie wytrzymałości. Miałam wrażenie towarzyszenia chłopcu, który rzadko się odzywa, a jednocześnie telepatycznego poznawania jego myśli i rozumienia jego postępowania.
To bardzo mądrze skonstruowana opowieść oparta na wiedzy o psychice nastolatków, której ciężar emocji bohaterów dźwigałam przez cały czas jej trwania, by na końcu, ze wzruszeniem ściskającym boleśnie gardło, zrozumieć po co zostałam nimi obciążona. Autor świadomie wpuścił mnie do świata smutku obu nastolatków, bym mogła poczuć jego kruchość, delikatność i wrażliwość, samodzielne sposoby radzenia sobie z traumą, a jednocześnie potęgę siły młodości i wzajemnego wsparcia rówieśniczego.
Było jednak coś, co bardzo mnie niepokoiło.
Postać Erin. Chodzący ideał przyjaciółki. Wzór chłopięcych pragnień, o którym pisałam wcześniej. To ona inicjuje związek na warunkach Finleya. Broni psychicznie i fizycznie przed silniejszymi chłopcami. Znosi cierpliwie nastroje i silną konkurencję o jego względy i czas – koszykówkę. Dzieli z nim jego pasję. Poświęca własne plany i marzenia. Godzi się na okresowe rozstania w czasie sezonu rozgrywek. Wspiera, rozumie, wybacza, milczy i kocha bezkrytycznie oraz bezinteresownie. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, więc napiszę krótko, ale obrazowo – dziewczyna, jak parapet – zawsze można się na niej oprzeć. Najbardziej przerażające jest w tym zdaniu słowo – ZAWSZE.
Kojarzy się z – zawsze do usług.
Jak własność. Właśnie – uprzedmiotowienie dziewczyny. Sprowadzenie jej roli do kolejnego czynnika terapeutycznego. I o ile na ten czas wychodzenia chłopca z traumy, konieczny, pożądany i wskazany, o tyle w dalszej przyszłości już niepokojący. Jak powiedziałyby feministki – to potencjalna ofiara przemocy domowej.
Ale to nie zarzut!
Wręcz przeciwnie. To kolejny temat do dyskusji, do rozmowy, do przemyślenia, do przeanalizowania za i przeciw ważnego problemu. Jednego z wielu, jakie podsuwa ta bardzo mądra i poruszająca powieść. A ja z kolei będę ja podsuwała mojej zaprzyjaźnionej młodzieży.
Jest warta jej uwagi i cennego czasu.
A tutaj obejrzałam oficjalny, amerykański trailer powieści.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Dla młodzieży
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz