Na oceanie nie ma ciszy: biografia Aleksandra Doby, który przepłynął kajakiem Atlantyk – Dominik Szczepański
Wydawca Agora , 2015 , 336 stron
Literatura polska
Szalony człowiek!
Tak pomyślałam o bohaterze tej opowieści, kiedy usłyszałam o nim i zobaczyłam go po raz pierwszy w relacji dziennikarki TVP Doroty Wysockiej-Schnepf bezpośrednio z kajaka, do którego musiała dopłynąć z ekipą na środek Atlantyku. Bardzo dobrze znam potęgę wodnego żywiołu. Od urodzenia żyłam w cieniu sezonowych tragedii utonięć turystów i śmierci rybaków, którzy nie powrócili z morza. A ten starszy już, sześćdziesięciosiedmioletni człowiek wyrusza na przełomie lat 2010/2011 w zabójczą trasę przez ocean najpierw najkrótszym odcinkiem z Afryki do Brazylii, a potem, w 2014 roku, najdłuższym z Lizbony na Florydę.
6 710 mil morskich, 12 427 km, 167 dób! Płynie sam na kajaku napędzanym tylko siłą własnych mięśni! Przetrzymując sztormy z dziewięciometrowymi falami, burze, siekące deszcze, porywiste wiatry i prądy wodne cofające kajak i zmuszające do nadrabiania straconych mil, prażące słońce, przenikliwe zimno i sól boleśnie wżerającą się w skórę i oczy. Jak to możliwe, skoro po trzech godzinach mojego wiosłowania po Redze (na tej rzece bohater opowieści również płynął) nabawiłam się nie tylko zdartej skóry i pęcherzy na dłoniach, ale i odcisków na siedzeniu. Przez trzy dni siedzenie było dla mnie koszmarem.
A jednak możliwe.
Pod warunkiem, że nie będzie się porównywało bohatera opowieści do siebie, ale spojrzy się na jego postać, jak na kogoś wyjątkowego i występującego w jednym, niepowtarzalnym egzemplarzu pod nazwą – tygrys morski. Dlaczego tygrys, a nie przysłowiowy wilk morski, wyjaśnię później. Przede wszystkim to człowiek z pasją rozwijaną przez kilkadziesiąt lat. Tak bardzo go pochłaniająca, że do realizacji postawionych celów gotów był góry przenosić i nomen omen oceany przepłynąć. Mężczyzna o wyjątkowej kondycji fizycznej, dla którego pojęcie starości jest zjawiskiem mentalnym, wyznającym zasadę Benjamina Franklina – Nie starzeje się ten, kto nie ma na to czasu. Osoba o bardzo silnej konstrukcji psychicznej umiejąca wyjść z kryzysu psychicznego, bo i takie miał, oraz potrafiąca opanować emocje w sytuacjach skrajnych, grożących utratą życia. A zdarzały się takie nie tylko na wodzie, ale i na lądzie, z pistoletem przyłożonym do głowy. Jednak najważniejszą dla mnie cechą, jaką odkryłam w bohaterze opowieści, była pokora. To niezwykłe wyczucie granicy własnych możliwości i bezpieczeństwa, których nigdy nie przekraczał. Przy których zawsze potrafił powiedzieć – dość! To dlatego swoją wyprawę uzasadniał tak – Nie jestem szaleńcem, który szafuje życiem. Wyprawa została tak zaplanowana, by w bezpieczny sposób zrealizować cel. Dla niego ona się nie udała, jak wielu określało końcowy efekt, a przeciwko czemu protestował bohater opowieści, wyjaśniając – Mnie się nie udało. Zrealizowałem po prostu dobrze przygotowaną wyprawę. To właśnie ta cecha wzbudziła we mnie największy szacunek i zaufanie, że bohater opowieści bardzo dobrze wie, co robi, planując kolejną ekspedycję transatlantycką w 2016 roku. Tym razem z Nowego Jorku do Europy.
Tyle dowiedziałam się o bohaterze opowieści, próbując zbudować sobie profil realizatora marzeń.
Jednak to wszystko musiałam sobie pośrednio wysnuć z opowieści samego bohatera, z SMS-ów wymienianych z przyjaciółmi i rodziną, z cytowanych doniesień mediów, komentujących jego podróże, z wypowiedzi żony i dzieci. Bo to tak naprawdę to nie jest klasyczna biografia, jak sugerowałby podtytuł umieszczony na okładce książki:
To raczej trzymająca w napięciu opowieść o pasji budującej pośrednio obraz psychofizyczny człowieka, dla którego praca zawodowa, rodzina, życie osobiste, szum medialny, tytuł Podróżnika Roku 2015 „National Geographic” czy otrzymanie Krzyża Kawalerskiego Odrodzenia Polski to tło do dużo bardziej ciekawszego wydarzenia, jakim jest przygoda życia w kajaku płynącym po morzach Europy, oceanach świata i rzekach krajowych oraz zagranicznych. Z jej pełnymi napięcia momentami podczas sztormu, utraty łączności, popsutego wyposażenia, napaści przez uzbrojonych bandytów, spotkań z rekinami, ale z chwilami radości spojrzenia wielorybowi w oczy, obserwowania urzekającego żywiołu wody w epicentrum sztormu, budzenia śpiącego żółwia,
i wsłuchiwania się w oddech oceanu, na którym nie ma czegoś takiego, jak cisza morska, sztil czy inaczej mówiąc flauta. Ocean żyje, wibruje. Fale uderzają o burty kajaka, woda przelewa się przez wiosła, setki mil od wybrzeży słychać skrzeczenie ptaków, a dalej, tam gdzie nie dolatują, plusk ryb czy parsknięcia wielorybów, które wypuszczają zużyte powietrze, wystrzeliwując przy okazji wodę na kilka metrów. Wiatr świszczy, przelatując przez pałąki kajaka, a z oddali dobiegają grzmoty zapowiadające nadchodzącą burzę. A pomiędzy te niepowtarzalne opisy obserwowanych zjawisk natury z samego jej środka, a było ich bardzo dużo, wplatał pasjonujące historie o swoich poprzednikach podróżnikach-pasjonatach podobnych do niego, którym częściej się nie udawało niż udawało osiągnąć cel wyprawy, opowieści o innych wyprawach i tych krajowych, i tych w klifach Norwegii, na Bajkale czy Amazonce, retrospekcji z początków swoich zainteresowań z takimi, wiele mówiącymi o trudach pokonywania przeszkód w czasach PRL-u, zdjęciami,
i wreszcie procesem zarażania pasją najbliższych w rodzinie.
A wszystko to z uśmiechem na ustach!
Człowieka szczęśliwego, spełnionego, zadowolonego z życia, jakie prowadzi. To ten uśmiech jest znakiem firmującym jego filozofię stylu bycia i życia wraz ze zdaniem – gdy się uśmiechasz, zawsze idzie łatwiej. Widać go na większości zdjęć, których mnóstwo jest w tej książce, a z których najbardziej spodobało mi się to:
Nic dodać, nic ująć! Chyba tylko jedno zdanie będące ulubionym mottem bohatera opowieści – lepiej żyć jeden dzień jak tygrys niż sto lat jak owca. Oczywiście – jak wodny tygrys!
I jeszcze jedno.
W cieniu tej opowieści stoi skromna osoba autora, który tak przygotował jej dynamiczną konstrukcję i „literackie efekty specjalne”, by bohater opowieści był najważniejszy, a jego historię wypraw czytało się z ogromnym zaciekawieniem i rosnącym apetytem na jeszcze. Kto wie? Może nawet na wakacje z kajakiem?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Biografie powieść bograficzna
Tagi: książki w 2015
Dodaj komentarz