Mrówki w płonącym ognisku – Teresa Oleś-Owczarkowa
Wydawnictwo M , 2013 , 252 strony
Literatura polska
Moją uwagę przyciągnął nie tylko ten kogut i koń z wozem w tle, symbole życia wiejskiego, które jest bliskie mojemu sercu, bo cudowny, a z obecnej perspektywy wręcz magiczny, czas dzieciństwa spędziłam na pałuckiej wsi (kto jeszcze pamięta te nazwy regionalne?), ale przede wszystkim zdanie umieszczone na tylnej okładce:
Nie bardzo mogłam sobie złożyć te dwa skojarzenia tak, by pasowały do siebie – wieś jako metafora, a życie jej mieszkańców zamknięte w symbolice tytułowych mrówek w ognisku. Nie tak na nią patrzyłam i nie w tym kontekście ją zapamiętałam.
Do tej książki nie zdawałam sobie nawet sprawy, jakim bezcennym skarbem dysponuję i że to właśnie on daje mi siłę i radość życia.
Wieś zapamiętałam raczej taką, jaką powoli odsłaniała autorka, pozwalając mi wejść w jej świat dzieciństwa spędzonego u babci. Jakże podobnego do mojego, chwilami identycznego. Łącznie z gwarą, którą corocznie, po powrocie do szkoły we wrześniu, nauczyciele próbowali ze mnie wykorzenić. Siła, z jaką te obrazy mnie ogarnęły, wciągnęły emocjonalnie i zatopiły w ciepłych wspomnieniach, zdziwiła mnie samą. Były momenty, w których wybiegałam myślami przed szereg zdań, zastanawiając się, czy główna bohaterka, Terenia, też tak, jak ja, biegała do sadu po cudze jabłka, chociaż własne były za oknem, bała się gęsi (bardzo się bała!), a pajda chleba z masłem posypana cukrem smakowała jak nigdy i nigdzie. Opowieść chłonęłam, jak gąbka, każde zdanie obracałam w myślach, jak stary przedmiot wyjęty po latach z zakurzonych zakamarków pamięci, przypominając sobie miejsca i ludzi, którzy dawno odeszli, każdy obraz przykładałam do serca odkurzając i rozpoznając zapomniane emocje. Miałam wtedy ochotę na rozmowę pozatekstową z autorką, na wydobycie zdarzeń, których opowieść nie zawarła z różnych względów, na szczegóły i drobiazgi dopełniające całości, na które tutaj nie było miejsca lub kontekstu. I mogłabym tak czytać tę opowieść o życiu wiejskim oglądanym oczami małej Tereski, gdyby nie coraz częściej pojawiające się frazy tekstu Teresy dorosłej, zaburzające płynność snutych wspomnień. Przynajmniej tak mi się wydawało na początku. Byłam nawet oburzona, że autorka swoimi wtrąceniami przerywa mi moją niemalże euforyczną, pełną rozrzewnienia wędrówkę w przeszłość. Ale z czasem zrozumiałam, że to nie ona sama w sobie jest główną bohaterką, że życie w powojennej wsi, jej mieszkańców i ich skomplikowanych przez wojnę losów, ukorzenione w tradycji i obyczajach, oparte na więzach rodzinnych i dziedziczonych wartościach, w którym wyznacznikiem obowiązującego prawa było sumienie, a środek ciężkości ustanowiony przez Boga wyznaczał kierunek skąd się pochodzi, kim się jest i dokąd zmierza, był tylko bazą do ważnych rozważań i przemyśleń. Kontrastem niegdysiejszej prostoty życia dawniejszych pokoleń dla współczesnego społeczeństwa doby Internetu. Rzeczywistości, w której sumienie zastąpiono kodeksami prawa ludzkiego, w której na budowanie kontaktów wirtualnych przeznacza się więcej czasu niż na tworzenie więzi rodzinnych, intymne rozmowy z bliskimi zastąpiono terapeutycznymi godzinami kupowanymi w gabinetach psychologów, potrzebę bycia utożsamia się z potrzebą posiadania, otwartość na innych zamknięciem się w sobie w obawie przez zranieniem, a dziecko w rodzinie traktowane jest coraz częściej, jak zbędny balast, który najlepiej zagłodzić, zatłuc, zabić.
Obraz tego jak było i jak jest.
Bardzo zmienny na przestrzeni wieków. Niestety na niekorzyść ludzkości, bo zmierzającej ku samozagładzie. Ludzkości podobnej do społeczeństwa mrówek w ognisku próbującego w nim przeżyć. I o ile do tej pory to się udawało, bo przed trawiącą siłą ognia życia chroniły dziedziczone z pokolenia na pokolenie wartości, tak pięknie ukazane przez autorkę w zwyczajnym życiu wiejskim, o tyle współczesnego człowieka pozbawionego korzeni i punktu odniesienia, ten ogień może spalić.
I spala coraz częściej i więcej.
Ta nietypowa opowieść o dzieciństwie, na poły wspomnieniowa, na poły filozoficzna, którą autorka nazwała wędrowaniem do miejsca skąd kiedyś wyruszyła, by móc poznać cel swojej drogi, gęsto przetykana zamyśleniami, przemyśleniami, wątpliwościami, rozważaniami, wnioskami, a przede wszystkim pytaniami o sens, cel i jakość życia człowieka współczesnego oraz o jego tożsamość, jest próbą zwrócenia uwagi tych, którzy jeszcze nie zatracili się we współczesnym świecie, chociaż zdążyli zamknąć i schować kuferek z posagiem, w który wyposażyło ich dzieciństwo. Zapomniany skarb, który warto w sobie ponownie odkryć, odkurzyć i przypomnieć skąd się pochodzi, dokąd zmierza i co włoży się do kuferka następnym pokoleniom. Zdolność słyszenia sumienia czy niedoskonały kodeks cywilny? Silne i bliskie relacje z najbliższymi czy uzależniające kontakty z osobami wirtualnymi? Empatię czy zdolność manipulowania innymi? Wrażliwość czy chęć uciszania jej alkoholem, narkotykami, lekami? Altruizm czy egoizm istnienia?
Jego zawartość przesądzi o ognioodporności naszych dzieci.
O ile dożyją wieku dorosłego…
Te wspomnienia skojarzyły mi się z wierszem Edwarda Stachury, ale nie w wersji smutnej. Ta interpretacja Pauliny Kudelskiej, bardzo nietypowa, ma bardzo pozytywny ładunek emocjonalny. Może to zależy od zawartości kuferka?
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz