Mój Auschwitz – Władysław Bartoszewski
Rozmowę przeprowadzili Piotr M. A. Cywiński i Marek Zając
Wydawnictwo Znak , 2010 , 247 stron
Literatura polska
Władysław Bartoszewski był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Józefa Oleksego w 1995 roku. To wszystko co wiedziałam o tym człowieku do pewnego czasu. Do momentu, w którym znana dziennikarka Katarzyna Kolenda-Zaleska zapytana o tę postać, z przejęciem zaczęła jednym tchem wymieniać zasługi, funkcje, osiągnięcia, dziedziny działalności, czyny, sukcesy oraz dokonania na rzecz międzyludzkiego porozumienia i pokojowego współistnienia, począwszy od czasów II wojny światowej, Polski socjalistycznej poprzez Solidarność, aż do czasów współczesnych. Przedstawiła przepiękną, bogatą kartę dokonań mogącą zapełnić życiorysy nie jednego człowieka, ale kilku. Nie tylko jej ogrom działań na rzecz drugiego człowieka wprawił mnie w zdumienie, ale również emocje jakie towarzyszyły obszernej wypowiedzi zapytanej. Bardzo mnie to zaciekawiło, zaintrygowało i zastanowiło: Kim jest ten człowiek i dlaczego ja o nim nic nie wiem? Zaczęłam szukać informacji, szperać w życiorysie, śledzić wywiady, reportaże, rozmowy z dziennikarzami, czytać publikowane książki i nawet nie wiem, w którym momencie ten starszy, bardzo żywotny i energiczny pan zajął wolne do tej pory miejsce współcześnie mi żyjącego autorytetu moralnego. Pomimo to, pozostało jednak pytanie, które nie dawało mi spokoju: Jak człowiek staje się Człowiekiem? Nie zadowalała mnie odpowiedź, że trzeba być przyzwoitym. Nie znajdowałam jej w dotychczasowej literaturze, publikacjach, wywiadach, zastanawiając się dlaczego, poza nielicznymi napomknieniami chociażby w „Wywiadzie rzece”, nie opowiedział do tej pory o koszmarnych 199 dniach pobytu w obozie Auschwitz w latach 1940-41 w wieku osiemnastu lat, oznaczony numerem 4427? Przypuszczałam, przeczuwałam, że ten okres życia miał ogromny wpływ, jeśli nie decydujący, na ukształtowanie się późniejszej postawy, dlatego z ogromnym podekscytowaniem i ulgą przyjęłam pojawienie się książki „Mój Auschwitz”, licząc po cichu na odrobinę ekshibicjonizmu emocjonalnego człowieka znanego mi z chłodnej logiki, twardych i mocnych argumentów oraz panowania nad emocjami.
Przeliczyłam się.
Władysław Bartoszewski w swoich wspomnieniach w formie wywiadu, prowadzonego przez Piotra M. A. Cywińskiego i Marka Zająca, pozostał sobą. Co wcale nie oznacza braku uczuć. Przechodząc przez traumę obozu koncentracyjnego nabawił się piętna syndromu poobozowego jak każdy, bał się tak jak inni współwięźniowie, drżał ze strachu, długo odruchowo kulił się w sobie na dźwięk podkutych butów, skojarzonych z biciem, walczył ze skrajnymi emocjami. Jednak wierny przesłaniu jakie wyniósł z obozu, a jakim obarczył go ratujący mu życie obozowy lekarz, przede wszystkim świadczył o obiektywnej prawdzie koszmaru tego miejsca. Dlatego mniej skupiał się na swoich odczuciach, a bardziej na faktach otaczającej go wówczas rzeczywistości: czasu, miejsca i ludzi. Jak sam mówił: ja w Auschwitz byłem nikim. Był przy tym rzeczowy, konkretny, nie ubarwiał, nie nadinterpretował, nie dodawał, ale i nie ujmował. Mówił wprost, że nie jest literatem, a cała działalność pisarska aż do dziś motywowana jest właśnie dawaniem świadectwa o ludziach, o sprawach, o faktach. W ocenach, w jakiś finalnych sformułowaniach kategorycznych, które się nasuwają, staram się natomiast być oględny. W tym zakresie powierza głos pisarzom operującym słowem emocjonalnym, które oddaje w adekwatny sposób czas, atmosferę, emocje, nastroje tamtego koszmaru i podaje tytuły: opowiadania „Apel” Jerzego Andrzejewskiego oraz dwóch broszur wydanych tuż po jego wyjściu z obozu. Pierwszej „Oświęcim. Pamiętnik więźnia” napisanej przez Halinę Krahelską zawierającą 80% jego własnych doświadczeń oraz „W piekle” Zofii Kossak. Wszystkie tytuły dołączone są do wywiadu razem z reprintem relacji O. Augustyna „Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu”.
Dzięki temu miałam okazję przeczytać unikatowe opowieści i sprawozdania, niedostępne powszechnie przeciętnemu czytelnikowi.
Prowadzący wywiad przygotowali się do wydania tego swoistego, prywatnego, osobistego piekła jednego człowieka bardzo dokładnie, szczegółowo i wszechstronnie. To było widać w rodzaju zadawanych pytań, ich chronologii zgodnej z kolejnością wydarzeń w życiu rozmówcy i z etapami jego pobytu w obozie, dygresjach podsuwających skojarzenia, wtrąceniach wydobywających nowe fakty z pamięci, uzupełnieniach z literatury obozowej w postaci takich fragmentów:
Potrzebowałam tej książki, dopełniającej niezwykły życiorys nieprzeciętnego Człowieka, który w tej postaci pozostawia jednocześnie swoisty rodzaj testamentu dla następnych pokoleń: Ja już wypełniłem obowiązek, którym kiedyś obarczono mnie w Auschwitz, w obozowym szpitalu. Opowiedziałem, dałem świadectwo. Ostatni z nas obchodzą. Zostaną nasze historie. Dobrze by było, gdybyście wyciągnęli z nich wnioski.
Staram się.
Książka ilustrowana jest reprodukcjami rysunków wykonanych przez więźniów. Ten autorstwa Mieczysława Kościelniaka z 1946 roku przedstawia odwiedziny chorego.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Fakty reportaż wywiad
Tagi: obóz
Dodaj komentarz