Miłość we Wrocławiu – Stefan Chwin , Inga Iwasiów , Ignacy Karpowicz , Wojciech Kuczok , Maciej Malicki , Łukasz Orbitowski , Joanna Pachla , Edward Pasewicz , Andrzej Pilipiuk , Marta Syrwid , Irek Grin , Gaja Grzegorzewska , Marcin Świetlicki , Krzysztof Varga , Andrzej Ziemiański
Wydawnictwo EMG , 2011 , 266 stron
Literatura polska
To nie pierwsza moja przygoda ze zbiorem opowiadań o miłości. Niedawno czytałam antologię podobnych historii Raúla Péreza Torresa, wydanych pod wspólnym tytułem Ostatnie dzieci bolera. Do ostatniej kartki przesiąkniętej emocjami, po brzegi stron wypełnionej muzyką, nawet w kropce, kończącej ostatnie zdanie, mieściło się to uczucie. Wiedziałam dlaczego i po co autor je napisał i na czym polega wyjątkowość i specyfika miłości w Ekwadorze.
Biorąc do ręki zbiór 13 opowiadań napisanych przez 15 polskich pisarzy, oczekiwałam odpowiedzi na te same pytania. A dokładniej – Co takiego szczególnego chcieli mi przekazać autorzy o miłości wrocławskiej, że warto o niej pisać, wydawać o niej książki i zawracać mi, czytelnikowi, głowę?
A głos zabrał w tej sprawie nie byle kto!
Uznani i znani, oprócz debiutantki Joanny Pachli, pisarze z całego kraju. Z twórczością sześciu z nich już się zetknęłam, wiec wiedziałam, czego się spodziewać. Na inicjację z pozostałymi cieszyłam się, bo każda okazja do poznawania początkujących, młodych i zdolnych piór jest dobra. Ta obiecująca różnorodność twórców zaowocowała historiami tak bardzo odległymi od siebie pod każdym względem (poziomu literackiego, poprawności językowej, stylu narracji, fabuły, formy przekazu, budowanego napięcia), że właściwie jedyną cechą wspólną był temat tytułowej miłości we Wrocławiu. I na tym kończyły się wszelkie podobieństwa. Różnice zaczynały się od pytania, czy miłość w ogóle we Wrocławiu jest? Według Ingi Iwasiów w Bocznym wątku i Łukasza Orbitowskiego w Oddanej na pewno była, pozostali twierdzili, że oczywiście jest, z czym nie zgadzał się Maciej Malicki w Zapachu, zaprzeczając jej istnieniu. Zawsze się przecież musi znaleźć jeden taki, idący pod prąd!
Ale generalnie jest!
Nie ma jednak tak optymistycznie i różowo w tej pozytywnie wspólnej, ale dopiero wstępnej diagnozie. To że jest, to jeszcze nie wszystko, bo ona okazała się być jakaś taka nieprawomyślna, homoseksualna i niezgodna z normami społecznymi (Krzyki Edward Pasewicz), nieodwzajemniona (Tzw. miłość Marta Syrwid), przypadkowa i skończona zanim się zaczęła (Moon River Krzysztof Varga), łamiąca prawo cywilne i boskie (350 przepisów. Jak zrobić z siebie idiotkę. Poradnik Ignacy Karpowicz) perwersyjna, profanująca, obnażająca i innowacyjna (Udręka i ekfraza Wojciech Kuczok), metafizyczna (Oddana Łukasz Orbitowski), tajemnicza (Samobójstwo na Maślicach Andrzej Pilipuk ) czy zabójcza (Stacz Joanna Pachla). Jednym zdaniem – niejednorodna, o wielu, nie zawsze ładnych twarzach i na dodatek pokręcona, wynaturzona, rachityczna, toksyczna i przeklęta.
Nieszczęśliwa!
Ale, na szczęście, znalazły się dwie historie (otwierające i zamykające zbiorek) odstające od reszty w tym pesymistycznym pochodzie cierpienia, ukazując wersję trudną, ale ciepłą (Poczta listów miłosnych Stefan Chwin) oraz wymarzoną i spełnioną (Siedem schodów Andrzej Ziemiański). Chociaż w przypadku tej pierwszej, nie byłabym tego do końca pewna, skoro narrator obserwujący kochającą się parę, widział ją w żałobnych barwach, nie mogąc oderwać oczu, czując się tak, jakby zaglądał do świeżo otwartej trumny. Trochę pesymistyczne zdanie, jak na określenie szczęśliwego spełniania się fizycznego, ale bardzo dobrze oddające agonalny stan miłości ukazanej przez prawie wszystkich autorów. Ale czy to stanowi o jej wyjątkowości, zwłaszcza że Stefan Chwin wprost mówi o jej uniwersalizmie nie tylko w galaktyce, ale i w całym Kosmosie, bo była właściwie drobna, jak miliony podobnych spraw, których nigdy nie brakuje na dość chłodnej planecie Ziemi, krążącej wokół jednej z prowincjonalnych gwiazd Drogi Mlecznej.
Uparcie wrócę wiec do nurtującego mnie pytania – Gdzie więc w topografii miasta i wrocławskiego społeczeństwa leży jej wyjątkowość? W Moście Miłości z kłódkami na zawsze wiążącymi uczucia miedzy kochankami, o którym wspomina Stefan Chwin w Poczcie listów miłosnych? Nie bardzo, bo takimi mostami mogą pochwalić się i inne miasta. W wyjątkowości ludzi ją przeżywających? Nie, bo są dokładnie tacy sami, jak pozostali Polacy. Na to pytanie litościwie odpowiedział mi dopiero i tylko Wojciech Kuczok, opisując w Udręce i ekfrazie zjawisko doggingu łączące w sobie sacrum i profanum. Do przeżycia tylko we Wrocławiu!
Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie wpisałam tego pojęcia w wyszukiwarkę! Wrocław nie jest już monopolistą w tej sferze aktywności seksualnej człowieka.
Ta różnorodność w ukazaniu jednego uczucia, w różnej fabule, odmiennymi narracjami, zróżnicowanymi formami przekazu, charakterystycznym i zindywidualizowanym stylem oraz rozbieżnym poziomem warsztatu literackiego, sprawiał mi trudność w wyłonieniu tych kilku najciekawszych. O każdym mogłaby powiedzieć coś dobrego.
Prawie.
Bo było jedno opowiadanie, na którym się zawiodłam, ale złe wiadomości zostawię na koniec. W ramach pozytywnego podsumowania wymienię trzy z nich, które spodobały mi się najbardziej i które z różnych powodów, przylgnęły mi do duszy i umysłu.
Pierwsze to Ekstaza i ekfraza Wojciecha Kuczoka, które zaskoczyło mnie i jednocześnie spełniło moje oczekiwanie na wyjątkowość i odmienność miłości we Wrocławiu, grzesznie namawiając mnie na sekswycieczkę po miejskich kościołach. Tego jeszcze w ofercie turystycznej nie było, jak Polska długa i szeroka!
Drugie to 350 przepisów. Jak zrobić z siebie idiotkę. Poradnik Ignacego Karpowicza, gromadzące w sobie oprócz miłości tytułowej, również miłość opiekuńczą do brata, bezkrytyczną, desperacką syna do matki alkoholiczki i tę uosabiającą miłość do bliźniego, opisanych z humorem równoważącym niebezpieczeństwo kiczowatej tkliwości.
Trzecie to Tzw. miłość Marty Syrwid, które porwało mnie wodospadem myśli i poddało wyczerpującej gimnastyce umysłu aż do zadyszki. Chciałam więcej! Chciałam utonąć!
Najbardziej zawiodłam się na opowiadaniu Sample autorskiego trio Irek Grin, Gaja Grzegorzewska i Marcin Świetlicki. Dawno nie czytałam tekstu, przez który brnęłam z tak silnym, wewnętrznym oporem, który wzbudził we mnie tak dużą niechęć i niesmak. Nie czułam w nim emocji poza własną frustracją, nie widziałam logiki fabuły, sensu dialogów o niczym, ale za to gęsto przetykanych nieuzasadnionymi wulgaryzmami. Nie wiedziałam, co chcieli przekazać mi autorzy? No, chyba że celowo bezcelowe spotkanie postaci literackich z własnej twórczości, zaplątanych w poszukiwanie miłości podobnej do szukania wiatru w polu i przeklinających los i świat za tę niedogodność życiową. Boleję nad tym podwójnie, bo pióro Irka Grina bardzo sobie cenię, a tutaj taki czytelniczy zawód!
Ale może to, co mnie się nie spodobało, spodoba się innym, bo siła tego zbioru leży w różnorodności pod hasłem – Dla każdego coś dobrego!
Tylko nadal nie znam odpowiedzi na moje kluczowe pytanie – Po co autorzy napisali te opowiadania?
W żadnym z nich nie znalazłam odpowiedzi.
Odpowiedź na nurtujące mnie pytanie znalazłam tutaj!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Romans
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz