Miasto i psy – Mario Vargas Llosa
Przełożył Kazimierz Piekarec
Wydawnictwo Znak , 2009 , 459 stron
Literatura peruwiańska
Święta, święta i po świętach – lubię ten slogan, oznaczający czas poświąteczny, przez niektórych wypowiadany z lekkim westchnieniem nostalgii albo ulgi, a dla mnie sygnalizujący początek żniw książkowych, kiedy obdarowani przez Mikołaja słowem drukowanym już się nim nacieszyli, naczytali i mogą teraz z obopólną przyjemnością również napożyczać. Oczywiście także mi! Pod koniec stycznia, niezmiennie, odkąd pamiętam, czyli mniej więcej od czasów szkoły podstawowej, zamieniam się w myśliwego, wyjmując swoją niepozorną, niewinną, ale bardzo skuteczną broń w postaci misternie skonstruowanego pytania, na które odpowiedź – nie – słyszę bardzo, bardzo rzadko, a brzmi ono – Obdarował was w tym roku Mikołaj książkami? Perfidne użycie liczby mnogiej włącza w zakres polowań całą rodzinę pytanego, z dziadkami i ciotkami włącznie. Prawie zawsze ktoś, jakąś książkę otrzyma, a ponieważ pod choinką w zdecydowanej większości znajdują się nowości lub tytuły, o których było ostatnio głośno, tym większa radość moja. Tym sposobem upolowałam u znajomej polonistki (filolodzy znajdują pod zielonym drzewkiem najciekawsze tytuły!) książkę, którą postanowiłam przeczytać po lekturze autobiografii Jak ryba w wodzie ostatnio nagrodzonego noblisty, z komentarzem – No, taka nie bardzo, nie spodobała mi się. To był jej pierwszy kontakt z twórczością tego pisarza i zareagowała dokładnie tak, jak ja po przeczytaniu powieści Ciotka Julia i skryba. Zmartwiłam się, ale mimo wszystko, pamiętając moje plany czytelnicze dotyczące tego pisarza, poprosiłam o nią.
I bardzo dobrze zrobiłam!
Powieść zaangażowała mnie emocjonalnie, a to znak, że twórczość Mario Vargasa Llosy jest bardzo zróżnicowana. Przypadkowo też odkryłam swój osobisty klucz do jego powieści. Polecając tego pisarza osobie nieznającej jego książek, podsunęłabym jako pierwszą właśnie powieść autobiograficzną, a potem pozostawiła możliwość samodzielnego wyboru kolejnej pozycji, opartego na osobistym zainteresowaniu się czytającego konkretnym okresem z życia pisarza. Innym plusem jest fakt, że po autobiografii inne jego powieści czytam z pełnym zrozumieniem, ponieważ bazują na obszernych wątkach biograficznych ich twórcy.
Miasto i psy to jego debiut opisujący czasy nauki w Szkole Wojskowej imienia Leoncia Prado w Limie, publicznie palony przez wojskowych oburzonych na jej obrazoburczy opis szkalujący ich dobre imię. I muszę przyznać, że nie dziwię się ich reakcji i wprowadzonej później cenzurze tekstu, chociaż popieram ukazywanie przez nią prawdy . To wydanie, jak głosi informacja na dole okładki, jest pierwszym nieocenzurowanym wydaniem:
Nie przejęłam się tym, bo cóż pisarz może umieścić tam aż tak strasznego? To co poruszyło jego rodaków, mnie już niekoniecznie musi.
A jednak!
Kolejny raz przekonałam się (kiedy ja się tego nauczę?!), że ostrzeżenia są po to, by przynajmniej nie okazywać, jeśli nie ostrożności, to przynajmniej lekceważenia.
Opowieść zaczyna się od gwałtu kury przez nastoletnich chłopców, a eskalacja tego wymiaru agresji, aktów homoseksualnych, zbiorowego onanizmu, znęcania się fizycznego i psychicznego nad zwierzętami i nad sobą nawzajem, zdobywania pierwszych doświadczeń seksualnych z prostytutkami, namnaża się i rośnie tak szybko, że osiągnięty punkt kulminacyjny przyjęłam z niedowierzaniem i jednocześnie z bezsilnością. Obraz ówczesnego systemu nauczania i wychowania, a raczej tresury, prowadzony w szkole wojskowej dla chłopców w wieku od dwunastu do piętnastu lat, chociaż nieliczni najstarsi mieli po siedemnaście, daleko odbiegał od oficjalnych norm narzuconych przez regulamin szkoły, mający na celu wychować odpowiedzialnych mężczyzn. Ten obraz na użytek o niczym niewiedzących i niechcących wiedzieć przełożonych, bo brudną bieliznę pierze się w domu, rodziców, przed którymi ukrywało się prawdę, jak i całego społeczeństwa, był ładnie podanym złudzeniem niczym folder reklamowy, ukrywający nieformalne, ale prawdziwe, brutalne życie chłopców. Bezwzględną rzeczywistość tworzoną przez prawo silniejszego, najbardziej przystosowanego do zastanych warunków w koszarach, najbardziej agresywnego, w której trzeba być chłopem całą gębą, mieć jaja ze stali, bo prawdziwi mężczyźni palą, piją, chodzą na dziwki i lubić nie dobre maniery, tylko kurwamacie, eliminując jednocześnie słabych, nieprzystosowanych, inaczej myślących, o innym kolorze skóry, pochodzeniu czy orientacji seksualnej. Dotyczyło to również wychowawców i nauczycieli, jeśli w ich pojęciu okazywali się niewydolni wychowawczo. Świat nastolatków przekraczający wszystkie granice, pozostawionych bez kontroli dorosłych, popełniających błędy zaniechania, świadomie wyciszających zaistniałe problemy w imię dobrej opinii szkoły, jej kadry pedagogicznej i wojska.
Opowieść przerażająca, bo aktualna i uniwersalna ( przemoc w polskich szkołach i ośrodkach wychowawczych opisana między innymi w Bidulu Mariusza Maślanki), bo oparta na faktach, bo w takiej szkole przebywał autor przez trzy lata zaczynając karierę powieściopisarza opowiadań erotycznych i listów miłosnych, by potem umieścić groteskowe motto autorstwa Paula Nizana przed jednym z rozdziałów, a którego doświadczeń nie życzę nikomu:
Szkoła, która bardziej deprawowała niż wychowywała, o której Poeta, jeden z głównych bohaterów, mówił jak o nawiasie w życiu, o którym musi zapomnieć, o ile mu to się uda. Szkoła, w której rozprzężenie dyscypliny, a raczej jej brak, rozciągnął na kraj oskarżając rodaków w zdaniu – Nasz kraj jest w takim stanie, bo nie ma dyscypliny i porządku.
Jakże aktualne i uniwersalne!
To kolejna powieść zaplanowana przeze mnie do czytania, a wybrana według mojego klucza. W autobiografii czytałam o okresie niechęci, a nawet nienawiści do literatury indygenistycznej, „tubylczej”. Pisał wręcz – Byłem pewien, że nigdy nie zostanę pisarzem telurycznym.(…) Być „telurycznym” znaczyło pisać dzieła o korzeniach mocno tkwiących we wnętrzu ziemi, w naturalnym krajobrazie i obyczajowości, najlepiej andyjskiej. A potem, wbrew zapewnieniom, napisał dokładnie w tym nurcie literackim trzy powieści: Zielony dom , Pantaleon i wizytantki oraz Gawędziarz. Dlaczego sprzeniewierzył się sobie już wiem, teraz chcę sprawdzić jak to zrobił.
W marcu natomiast wydawnictwo zapowiada kolejną książkę noblisty – Szczeniaki. Wyzwanie. To dzięki opowiadaniu Wyzwanie, autor zwiedził Paryż.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa
Tagi: książki w 2011
Dodaj komentarz