Męska sprawa – Marek Kędzierski
Wydawnictwo Zielona Mila , 2013 , 524 strony ,wydanie 2 poprawione
Literatura polska
Tytuł brzmi, jak ostrzeżenie!
Na dodatek z tyłu książki umieszczono jeszcze ciekawszą informację – rekomendację komandosów GROMU-u samemu generałowi Sławomirowi Petelickiemu. Twórcy i dwukrotnemu dowódcy Jednostki Wojskowej GROM – jak przeczytałam dalej. Potem odkryłam, że nie tylko z powodu „męskiego charakteru” powieści. Ale o tym później, bo zanim zaczęłam czytać, zastanowiło mnie jedno – jakim cudem komandosi na masową skalę przeczytali ją przed premierą w wydawnictwie Zielona Mila? Poszperałam trochę w zasobach internetowych i dotarłam do wszystko wyjaśniającej zagadkę informacji, że ta sensacyjna powieść miała już swoją premierę w 2008 roku w innym wydawnictwie. I ten fakt stał się dodatkowym atutem ją rekomendującym, bo skoro kilka lat później pojawia się jej wznowienie, to coś w tym musi być.
I było!
Udaną kompilacją, używając porównań filmowych, trzech obrazów kina akcji (a może nawet więcej!) dokładnie w takiej kolejności – Karate Kid, 9 kompania i Helikopter w ogniu ze współczesną wersją bohatera romantycznego w roli głównej. Tym, którzy oglądali te filmy i byli nimi zachwyceni, nie muszę nic więcej pisać. Mogą spokojnie przestać czytać moje słowa i zacząć książkę. Pozostałych wtajemniczę w świat męski (bardzo męski, jeśli wziąć pod uwagę tylko język potoczny soczyście okraszony dosadnymi słowami w roli przecinków) na miarę Konrada Wallenroda (szkoda, że ten wątek nie został rozwinięty), Bruce’a Lee i Supermana w jednym z elementami umiejętności agentów z Matrix, któremu było na imię najzwyczajniej w świecie Adam. Bo i zwyczajny był z niego chłopak, dorastający w czasach PRL-u (akcja zaczyna się w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża – 16 października 1978 roku, nie licząc prologu), w środowisku szarego blokowiska razem z trzema kumplami – Ryśkiem, Romkiem i Mirkiem. I pewnie jego życie potoczyłoby się przeciętnymi torami, czyli na samo dno, uwikłany w awantury, bijatyki i alkohol. Kto wie…, gdyby nie przypadek (pierwszy z wielu późniejszych), w którym był świadkiem bolesnej pacyfikacji największego postrachu osiedla – Majechy, przez starszego mężczyznę. Jak się potem okazało, byłego nauczyciela ze szkoły podstawowej czwórki chłopców. Profesora Juliusza Kwiatkowskiego, byłego żołnierza AK, cichociemnego, który niczym mistrz wschodnich sztuk walki, wyprowadził Adama, sierotę wychowywaną przez brata alkoholika, na prostą drogę.
Dosłownie!
Z czasem uczeń przerósł swego mistrza, otrzymując od niego jedną radę – pamiętaj, że to, co umiesz, może zniszczyć ciebie samego, która z czasem stała się fatalnym proroctwem determinującym jego dalsze losy. Adam pod wpływem traumy, łamie zasadę, a powieść przechodzi w fazę dwóch kolejnych filmów, których tytuły wymieniłam na początku, niosących ze sobą wszystko to, co oferuje wojna – krew, ból, adrenalinę, śmierć, pot, łzy, pieniądze, strach, znieczulenie na cierpienie innych i sceny, od których na ekranie odwracałam wzrok, a tutaj musiałam czytać, by wiedzieć, by nie zgubić wątku, by być wtajemniczoną na własne życzenie w ten męski świat przemocy. Bezwzględny, okrutny z mojego punktu widzenia, w którym cywile, do których się strzela, to nie kobiety, dzieci i starcy, tylko bandyci płci żeńskiej i męskiej w szerokim przedziale wiekowym. Z punktu widzenia bohaterów to moje poczucie niesprawiedliwości, to sumienie, na które w warunkach wojennych nie ma miejsca, bo dość znacząco obniża szanse na przeżycie.
Czytałam tę powieść, jak fascynujące, splecione ze sobą biografie czterech kumpli spod bloku, opowiadane przez narratora zewnętrznego, z których Adam grał rolę główną. Współczesnego żołnierza najemnego. Jednego z wielu, jacy krążą po świecie, którego traumatyczne okoliczności życia mogły być jedną z wersji przyczyn wejścia na drogę igrania ze śmiercią. Trafiających do najbardziej zapalnych militarnie miejsc świata w ostatnich kilkudziesięciu latach – Afganistan, Angola, Sudan, Kongo, Azerbejdżan czy Mogadisz w Somalii. Obserwowałam jego przemianę w bezwzględnego żołnierza szkolonego przez Specnaz, Amerykanów i przekazującego swoje doświadczenia polskiej jednostce Błyskawica za namową Sławomira Pytlaka, już w wolnej Polsce. To dlatego komandosi polecali tę książkę dowódcy GROM-u, bo podobieństwo nazwy jednostki i nazwiska wymownie sugerowało, kto stał się ukrytym bohaterem akcji opowieści. Żołnierza, którego jedni nazywali bandytą i dezerterem, drudzy jednym z najlepszych profesjonalistów w swoim fachu na świecie, a on sam o sobie mówił – …jestem złym człowiekiem. Tylko to umiem – być złym człowiekiem.
Nie do końca, według mnie.
W tym szaleństwie przemocy istniał swoisty system wartości (jak na bohatera romantycznego przystało) w pojmowaniu dobra i zła. Trochę na miarę szlachetności Supermana, Robin Hooda i męskiej przyjaźni wypróbowanej pod ostrzałem ognia. Od okoliczności i ludzi w nich zamieszanych zależała reakcja tej maszyny do zabijania. Do końca opowieści nie wiedziałam, co się wydarzy i jak na to zareaguje bohater, z którym mężczyźni mogli się utożsamiać, a kobiety w nim zakochać.
I to ostatnie było jedynym elementem, w którym świat męski spotykał się z moim kobiecym.
Swoje wrażenia spisałam dla portalu Zbrodnia w Bibliotece.
A tak o książce opowiada vloger Rock – ciekawie!
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Kryminał sensacja thriller
Tagi: książki w 2013
Dodaj komentarz